piątek, 28 czerwca 2013

34. Los Angeles baby !

Znowu z przeprosinami, że prawie miesiąc bez odcinka, ale ogłaszam ... fanfary proszę... zakończenie roku już dziś ! Więc jeśli ktoś tu jeszcze zagląda i czeka z utęsknieniem, dobra wiadomość jest taka, ze odcinki będą częściej. Mogę obiecać! W dniu wczorajszym zostałam baardzo mocno zainspirowana przez fotkę z nowej sesji chłopaków, jak również wiadomością, że 27 sierpnia będziemy cieszyć się nową płytką! Cieszycie się tak samo jak ja? Mam nadzieję ;)
Wracam do Was moje kochane, chociaż wiem, że blog troszeczkę osiadł kurzem. Mam nadzieję, że będą jeszcze chętni do czytania, polecajcie mnie jeśli macie ochotę, byłabym Wam baaardzo wdzięczna. Tymczasem życzę miłej lektury, a ja lecę czytać i komentować Wasze blogi, bo mam troszkę zaległości.
Szalonego weekendu, pozdrawiam, Jenny :)

  Chociaż trosk było dużo, przez te dwa dni zupełnie o nich zapomnieliśmy. I to nie za sprawą jakiejkolwiek szczęśliwej sytuacji, o nie. Cała nasza ekipa była po prostu całkowicie pochłonięta pracą. Prawdę mówiąc zawsze marzyłam o tym, żeby wyjechać na romantyczny weekend do Miasta Aniołów, opalać się nad basenem ekskluzywnego hotelu i zajadać truskawki. Każdy ma jakieś zachcianki, prawda? No więc miałam weekend, szkoda tylko, że pełen pracy, a nie błogiego lenistwa. Chłopaki nawet na chwilę nie zabawili w hotelu. Zostawili tylko swoje rzeczy i razem z Larrym oraz ekipą techniczną pognali na miejsce wieczornego koncertu. Tam mieli spotkać się z chłopakami z My Chem oraz Robertem, zrobić próbę, podpisać parę autografów, zdjęć, żeby po koncercie mieć czas wolny. My za to w największym upale biegałyśmy w poszukiwaniu klubu, w którym miało odbyć się after party. Nasz cudowny Larry zapisał nam jego adres z błędem, a rezerwację trzeba było odebrać w ciągu godziny. A więc miałyśmy sześćdziesiąt minut i całe LA do przeczesania wzdłuż i w szerz, bo jak zawsze główny menager jest tak zaaferowany pracą, że telefon ma wyłączony...
-Ja go po prostu uduszę! - Alexis po kolejnej próbie dodzwonienia się, z impetem wrzuciła komórkę do torebki - Nie mam już siły!
-Zróbmy przerwę, błagam was! - Mart otarła pot z czoła i stanęła jak wryta opierając dłonie o uda - Dalej nie pójdę!
-Siostro, nie narzekaj, robisz to w słusznej sprawie - zachichotała Ashley i poklepała Martę po ramieniu.
-Dziewczyny, gdzie wasza energia? - Amy pociągnęła Mart za rękę w stronę zacienionych ogródków - Niby to ja mam białaczkę, a chyba jestem w najlepszej formie.
Mała Sanders tak bardzo cieszyła się, że może wyjść ze szpitala i jechać z nami do Los Angeles, że prawie skakała pod sufit, a w dodatku chyba zapomniała jak się marudzi. Byłam przygotowana na jęki i wrzaski, aby zabrać Valary ze sobą, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, już raz się przekonałam, że nie ma co ufać w dobroć tego małego szatana.
-Proponuję mrożoną kawę - powiedziałam, kiedy usiadłyśmy na miękkich kanapach zacienionych ogródków LA.
-Świetnie - odparła Alice, a za nią cała reszta.
To była naprawdę miła chwila relaksu. Przyjemnie było patrzeć jak dziewczyny zmieniają się na moich oczach. Uwielbiałam spędzać z nimi czas. Marta stała się bardziej pewna siebie, a to pewnie dzięki Johnny'emu i ich wspólnemu mieszkaniu. Ali znów śmiała się jak dawniej. Cieszyłam się, że chociaż na chwilę zapomniała o tym koszmarze z Drew'em w roli głównej. Alex promieniała. Wydaję mi się, że między nią a Bakerem jest coraz lepiej. Nie zdziwiłabym się nawet na wiadomość o jakiś zaręczynach. Hope również była coraz bardziej "nasza". Wszyscy cieszyli się, że Rev wreszcie znalazł dziewczynę, która chce z nim być, a nie przeżyć jedną, gorącą noc. Myślę, że ona naprawdę była dla niego nadzieją. Nadzieją na lepsze dni. Patrzył na nią w taki sposób... to było czyste szaleństwo.Byłby gotowy zrobić dla niej wszystko. Taka miłość zdarza się tylko raz w życiu. Amy chowała różki, za to Ashley pokazywała je aż za bardzo. Uwielbiam tą małą diablicę, zresztą nie tylko ja. Faceci po prostu za nią szaleją!
-Nie wiem jak wy, ale zamiast tej kawy napiłabym się martini - rzuciła torebkę na fotel obok i tęsknym wzrokiem odprowadziła kelnera o ciemnych włosach do drzwi knajpy - Cholera, gorący!
-Młoda, nie pozwalaj sobie za dużo - odparła Mart pół żartem pół serio.
-Daj spokój, ma w końcu osiemnaście lat - broniła jej Hope - To co, zamawiamy?
-Dla Amy coś bez procentów - dodałam.
-Dobrze wiem, nie musisz mi matkować Nicki - Amy odpysknęła mi zgryźliwie.
Ashley kokieteryjnie przywołała swojego przystojniaka wzrokiem. W biegu prawie poplątały mu się nogi.
-Dzień dobry, nazywam się David i będę panie obsługiwał. Co podać?
-Sześć razy martini, a dla koleżanki sok pomarańczowy - oparła Ash.
-To tyle?
-To zależy - założyła nogę na nogę i odrzuciła do tyłu hebanowe loczki - Powiedziałeś, że będziesz nas obsługiwał, ale nie określiłeś co wchodzi w zakres tej obsługi, więc nie mogę stwierdzić, czy to na tyle mojego zamówienia...
Nieco się speszył, ale nie pozostał jej dłużny.
-W zakres moich obowiązków wchodzi spełnianie każdej zachcianki klienta, zgodnie z dewizą " nasz klient - nasz pan " - odparł zwięźle.
-Nasz "pan mówisz ... - lekko przygryzła dolną wargę - a stabilne macie te stoły?
-Ashley, bój się Boga! - zareagowała Marta - Wstydziłabyś się! Przepraszam pana, oczywiście poprosimy tylko to martini i sok, resztę sobie darujemy - spojrzała z politowaniem w kierunku siostry.
-No co, niezły był - odparła, kiedy David już się oddalił.
Wtedy zadzwonił telefon Alex. Wybawca Baker sprostował błąd Larrego, a my odetchnęłyśmy z ulgą, że nasz maraton właśnie się skończył.

  Tuż po dwudziestej hala zaczęła wypełniać się po brzegi. Tym razem odpuściłyśmy sobie szaleństwo w tłumie i wygodnie zasiadłyśmy na backstage'u. Z niecierpliwością czekałyśmy, aż chłopaki znajdą chwilę czasu, żeby chociaż na moment z nami przysiąść. A tak serio chodziło nam o to, żeby wreszcie poznać Gerarda i spółkę. Alexis miała to za sobą, więc spokojnie sączyła swoje piwo z sokiem malinowym opierając się o wzmacniacz. Amy również zbytnio się nie ekscytowała. Za to cała reszta - włącznie ze mną - wypatrywała tylko, kiedy chłopaki wreszcie skończą próbę. Jakieś dwadzieścia minut później przybiegł Shads, za nim reszta a7x. Kończyli piwo, rozgrzewali struny solówkami, dopalali ostatnie papierosy. Wtedy zabrzmiały ostatnie nuty piosenki granej na scenie, jeśli się nie mylę, chłopaki właśnie skończyli grać "Helene", a więc próba dobiegła końca. Doczekałyśmy się.
-Witam piękne panie ! - Gee wyminął Johnnego, chwycił piwo i podskoczył do Alexis - Kotek, promieniejesz! Baker, czy ja o czymś nie wiem? Gdzie zniknąłeś jakieś pół godzinki temu, co?
-Nie interesuj się - odparł Vangeance, zaciągnął się lekko i odrzucił niedopałek.
-A co tam u ciebie Amy? - Poczochrał ją po włosach śmiejąc się. Zapewne wiedział o tym, jak ta mała złośnica tego nie lubi.
-Ostatnio trochę blado, ale nie narzekam - odparła z ironią.
-Ołł, słyszę, że komuś tu się dowcip wyostrzył! - Ze sceny nadbiegł Iero, a za nim reszta chłopaków.
Zrobił się gwar, wszyscy zaczęli się witać, poznawać, ani się obejrzałam, a chłopaki mignęli mi przed oczami. No cóż, może przynajmniej pogadam z nimi na imprezie.
  Ashley kręciła się niecierpliwie po backstage'u nerwowo poprawiając włosy, zerkając na zegarek i postukując obcasami w miejscu.
-Dobra, to przecież nic takiego - powtarzała pod nosem - Co z tego, że to twój ulubiony zespół i że zaraz usłyszysz ich koncert na żywo? Nie potrzebnie się nakręcasz, spokojnie, dziesięć oddechów i wreszcie poznasz się z ...
-Gadasz do siebie? - usłyszała za swoimi plecami. Nie musiała się odwracać, by poznać go po głosie.
-Czasem mi się zdarza. Nie kontroluję tego - odparła - Ty nie?
-Czasami, ale ja to robię z premedytacją. Wiesz, po kolejnej z rzędu szalonej imprezie, ktoś musi dać mi wykład, że źle żyję. A znajomych mam jakich mam, więc zostaje mi tylko moje uśpione sumienie - popił swoje rozmyślania solidnym łykiem piwa - Tak w ogóle to jeszcze się nie poznawaliśmy? Na pewno nie, pamiętałbym.
-Nie było okazji, ustawiła się do ciebie niezła kolejka - wskazała palcem na dziewczyny zaoferowane rozmową z chłopakami z My Chem - Jestem Ashley. Nie lubię tłumu.
-Jestem Frank. Również nie lubię tłumu.
-Brzmi jak na terapii leczenia uzależnień - zaśmiała się.
-W takim razie musimy wybrać, albo się leczymy i wracamy do reszty, albo ... pieprzyć terapię i idziemy zapalić. Co wybierasz?
-Zdecydowanie bardziej kręci mnie ta druga opcja - odparła i pozwoliła poprowadzić się na zaplecze. 


To tylko taki zwiastun koncertu. Miało być więcej, ale postanowiłam,  że na razie dam Wam tylko krótki przedsmak tego, co w kolejnym odcinku . Wiem, zła ja :D


czwartek, 6 czerwca 2013

33. Some addictions ...

Cześć miśki! Długo mi zeszło, wiem. Obiecuję, jeszcze tylko 2 tygodnie szkoły, a potem będziecie mogli wyczekiwać odcinków co drugi dzień.
Czekał ktoś w ogóle?


Tej nocy śnił mi się Matt. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale nie mogłam pomylić go z nikim innym. Siedział w ciemnym pomieszczeniu, na brzegu łóżka, z głową schowaną w dłoniach, po których spływały łzy. Światło, które nikle docierało do cichego pokoju pochodziło prawdopodobnie od księżyca. Księżyca w pełni. Dokładnie pamiętam. Podeszłam bliżej, chciałam go dotknąć, ale z każdym krokiem traciłam oddech. Był nieobecny, nie wiedział tego, co działo się ze mną. Patrzył w podłogę. Nie rozumiem tego, co stało się później... Struga światła przecierająca się przez mrok, wypaliła na zewnętrznej stronie jego dłoni znak. A może to był tatuaż? Tak wyglądał, przypominał mi coś, kogoś. Później słyszałam już tylko znaną mi melodię, którą któryś z chłopaków często nucił. Wszystko zaczęło się rozpływać, a ze snu wyrwał mnie rozespany głos Matta.
Zegarek na szafce nocnej wskazywał na środek nocy, jednak Shads stał ubrany przy łóżku sypialni.
-Nicki - powiedział szeptem, ale ja myślałam tylko o tym, żeby wrócić do swojego snu - Kocurku, wstawaj - zebrał moje włosy i pogłaskał mnie po policzku.
-Co się dzieje? - ciężko uchyliłam powieki i rozprostowałam obolałe ramię.
-Jadę do szpitala - odparł. Instynktownie zrzuciłam się z siebie kołdrę i usiadłam prosto na brzegu łóżka.
-Co się stało? Coś z Amy? Powiedz mi! - zerwałam się na równe nogi, w amoku poszukując części garderoby.
-Spokojnie - Matt kurczowo złapał mnie za rękę i pocałował w czółko - z Amy wszystko dobrze.
-Nic nie rozumiem...
-Brian jest w szpitalu. Ktoś go pobił, ale nie wiem dokładnie co się stało. Muszę się dowiedzieć, a ty połóż się spać - mocno przytulił mnie do klatki, mimo stawianego przeze mnie oporu.
Był tak blisko, że wspomnienie koszmarnego snu uderzyło we mnie z ogromną mocą. Przeszedł mnie dziwny dreszcz i niepohamowana chęć wypłakania się w jego ramionach. Zerknęłam na jego dłoń, ale oprócz znanych mi tatuaży nie pojawił się nowy. Bałam się, chociaż sama nie wiedziałam czego. Ten rodzaj strachu jest najgorszy...
-Ciii maleńka, nie płacz, wszystko będzie ok. Myślisz, że pierwszy raz wyciągam Hanera ze szpitala po jakiejś bójce? Naprawdę wszystko gra.
-Chcę jechać z tobą! - wyrwałam mu się i złapałam jeansy leżące na fotelu. Z szafy Matta wyciągnęłam jakąś bluzę i zapięłam ją pod szyję - Gdzie kluczyki? Jedźmy już!
-Nicki, nie musisz... - jeszcze w przedpokoju starał się mnie zatrzymać, ale nie dałam się.
-Muszę! Jest środek nocy, a ty jesteś jeszcze rozespany. Nie puszczę cię samego - niezdarnie włożyłam za duże trampki i kaptur na głowę. Wstyd pokazać się gdziekolwiek w takim stanie, ale było mi już wszystko jednego - Po drugie Ali będzie się martwić, ktoś musi ją pocieszyć. Jest już na miejscu?
-Johnny po nią pojechał.
-No to na co my jeszcze czekamy? - pociągnęłam go za rękę i już kilkanaście sekund później byliśmy w drodze.


Moja zdolność kojarzenia faktów była na tyle uśpiona, że nie zorientowałam się, że zaparkowaliśmy pod tym samym szpitalem, w którym spędzaliśmy każdy dzień z Amy. Tym bardziej nie przyszło mi do głowy, że to właśnie ten szpital, w którym lekarzem był Chris. Zmierzając na oddział chirurgii nie myślałam o tym, że będzie to jedna z trudniejszych nocy nie tylko w życiu Gatesa, ale również całego band'u, Alice, moim ... Nie dało się przeoczyć całego składu zespołu na szpitalnym korytarzu. Jimmy już rozmawiał z lekarzem, równocześnie próbując pocieszyć Alice.
-Ja się nią zajmę - złapałam ją za ramię i zmusiłam go spojrzenia mi w oczy.
Chociaż sama nie wyglądałam najlepiej muszę stwierdzić, że Alice wyglądała fatalnie. Była niewyspana, wczorajsza i czuć było od niej alkohol. Na jej twarzy pozostały resztki ostatniego makijażu, miała podkrążone oczy i wypieki, a ubrania wyglądały jak wyjęte psu z gardła.
-Mała, wszystko będzie dobrze, Syn to kawał skurczybyka, da sobie radę - pogłaskałam ją po włosach - Byłaś już u niego?
-Ma jakieś badania, nikogo nie chcą wpuścić - zachilipiała i zaniosła się płaczem.
-Pewnie zaraz będziesz mogła do niego wejść, a przecież nie może zobaczyć cię w takim stanie - otarłam łzy z jej policzków i złapałam pod rękę, równocześnie puszczając chłopakom oko - Chodź do łazienki, musisz się ogarnąć.
Zdjęłam z ręki jedną z gumek do włosów, które zawsze mam przy sobie i zrobiłam Alice starannego kucyka. Zmusiłam ją do przemycia twarzy wodą, co usunęło zacieki po makijażu. Było lepiej.
-Dałabym ci miętówkę, ale nie mam. Mam za to mentolowe szlugi! - wygrzebałam paczkę z kieszeni bluzy Shadsa - To już coś. Może to trochę postawi cię na nogi.
-Tu nie wolno palić - szepnęła.
-Od kiedy dbasz o to co wolno, a czego nie?
Wjazd na ambicję Alice zawsze działał. Zaciągnęła się dwa razy, a chwilę później dołączyła do nas Alexis, z kubkiem gorącej kawy.
-Pij dziewczyno, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść - podała jej parujący napój.
-To moja wina ... - szepnęła.
-O czym ty mówisz? Ktoś go pobił, to się zdarza. Jest rozpoznawalny, może chcieli wyciągnąć od niego kasę, telefon.. nie wiem, ale takie rzeczy zdarzają się codziennie.
-To moja wina Nicole! - wrzasnęła - Wy nic nie wiecie! Nie rozumiecie... - wybuchnęła spazmatycznym płaczem, który wywołał u mnie dreszcze.
-Spokojnie... - szepnęła Alex. Starała się ją uspokoić, jednak Alice bladła w oczach, aż w końcu osunęła się na podłogę.
-Nie pójdę tam! Wszystko skończone, rozumiecie?! On nie będzie chciał mnie znać! - wrzeszczała, a całe jej ciało przeraźliwie dygotało.
-Dlaczego? - złapałam ją za ramiona, jednak milczała. Siedziałyśmy tak kilka minut, aż wreszcie się przełamała.
Przełknęła ślinę, a gniew na jej twarzy zastąpił ból. Ból i smutek. Wpatrywała się we mnie swoimi fiołkowymi oczami, które Haner tak bardzo kocha. W końcu szepnęła:
-Bo byłam dziwką... dziwką Drewa i dziwką jego kolesi. Bo byłam ćpunką i alkoholiczką, a za działkę zrobiłabym wszystko. Bo mam u niego długi. Długi , za które Syn tu teraz leży.
Powiedziała to zupełnie bez żadnych emocji. Teraz z jej twarzy nie umiałam wyczytać ani słowa. Patrzyła na mnie bez mrugnięcia oka i zaciągała się jednym papierosem za drugim. 

-Nie powiedziałaś mi...
-Nie było czym się chwalić - fuknęła.
-Teraz to nieważne. Jesteś zupełnie kim innym - powiedziałam cicho - Jeśli miałaś problem to mogłaś powiedzieć mnie, Brianowi, albo komukolwiek z nas. Pomoglibyśmy ci.
-Ten dupek zjawił się nie wiadomo skąd. Z nim nie ma żartów. Nie chciałam was w to mieszać, rozumiesz? Ale nie miałam kasy, żeby go spłacić, więc jego kumple skatowali Hanera... Wiesz jak się z tym czuję? Nie powinnam mu się nawet pokazywać.
-Gadasz bzdury! - zaprotestowała Alexis - Musisz mu to wszystko wyjaśnić, opowiedzieć mu, wytłumaczyć. Jesteś mu to winna.
-Wiem. Nigdy już nie spłacę długów przeszłości...

Przyszedł Zacky i powiedział, że z Synem wszystko dobrze i można do niego wejść. Zabrałyśmy Alice i podążyłyśmy za nim. W sali czekała mnie niemała niespodzianka. Koszmarna niespodzianka... Christopher.
-Witaj Nicole, z waszym kumplem będzie dobrze. Rozcięty łuk brwiowy, stłuczenia, posiniaczenia, mały krwiak, który się wchłonie, rozcięta warga i to by było na tyle - uśmiechnął się drwiąco i szepnął mi do ucha - Swoją drogą mogę pogratulować ci towarzystwa. Kryminaliści i bandyci.
-Spieprzaj gnoju - warknęłam, jednak wychodząc tylko pokiwał głową, a drwina z jego twarzy nie zniknęła.
-Doktorku, jeśli chcesz, to mogę ci ukrócić ten pedalski uśmieszek - usłyszałam głos Sewarda za swoimi plecami.
-A po drugie - dodał Rev - trochę kiepsko to wszystko zszyte - wskazał na rany Gatesa.
-Serio? Stary, w piątek koncert, jak ja z tym będę wyglądał! - warknął sam poszkodowany.
-Nie tylko z tym... - dotknął sińców na twarzy Hanera, a ten syknął z bólu - Ajććć. No ale w charakteryzatorni ładnie ci to podmalują, Revuś tego dopilnuje! - poczochrał go po włosach i chciał dać soczystego buziaka w policzek.
-Zwariowałeś? Dostałem w pysk, to prawda, ale orientacja mi się nie zmieniła przyjacielu, chociaż całkiem seksowny z ciebie kociak, nie powiem, że nie, mrrrru! - przejechał palcem po klatce Reva i zaraz wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zerkając na speszonego Chrisa. Wyszedł tak szybko jak się pojawił.
-Możecie zostawić nas samych? - rozbrzmiał zachrypnięty głos Alice.
-Czekam w samochodzie stary, odwiozę cię do domu - powiedział Jimmy, a zaraz po tym wszyscy się rozeszli. My wstąpiliśmy jeszcze do Amy, ale spała, więc nie chcieliśmy jej budzić.
-To co, wracamy do domu niedobrzelcu? - Matti dał mi lekkiego pstryczka w nos.
-Tak. To była jedna z najcięższych nocy mojego życia. Jestem wykończona - oparłam się o niego, a już po chwili czułam, że latam. Jego silne ramiona trzymały mnie w powietrzu. Położył mnie na tylnym siedzeniu samochodu, usnęłam momentalnie...


-Przepraszam... - zaczęła.
-Za co głuptasie? - zaśmiał się, ale widząc jej kamienną twarz zaraz ucichł.
-To wszystko moja wina. Nie zasługuję na takiego faceta jak ty. Wiem, to taki błahy tekst, ale nie umiem.. nie potrafię powiedzieć ci niczego innego. Powinieneś o mnie zapomnieć raz na zawsze. Będziesz miał ze mną same problemy... już masz.
-Alice, nie rozumiem o co ci chodzi - chciał pogłaskać jej policzek, ale odsunęła się na dystans.
-Nie znasz mnie. Nie wiesz o mnie wszystkiego - szepnęła i z trudem opanowała drżenie rąk.
-Opowiedz mi. Chcę wiedzieć.
-Jedźmy do domu.


-A Nicole pewnie każdy dzień i noc spędza u Matta? - spytał, przekraczając próg jej domu.
-Tak, sam wiesz jak jest... Idź do salonu, podłóż sobie poduszki, a ja przyniosę lód.
-Zrób herbatę - krzyknął za nią.
Wróciła z butelką wódki.
-Na trzeźwo będzie ciężko.
Pili jedną kolejkę za drugą, nie mówiąc nawet słowa. Dopiero, kiedy szkło opróżniło się do połowy, upadła na sofę obok niego i przyglądając się w sufit mówiła:
-To zaczęło się w liceum. Wiesz, nigdy nie miałam łatwego życia. Zawsze byłam sama. Potem pojawił się Drew. Był starszy, imponował mi. Najpierw... - wybuchnęła śmiechem i pociągnęła łyk z butelki - zakochałam się w nim, rozumiesz? Zakochałam się w tym dupku. A potem dojrzałam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Często wychodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki. Wpadłam w to. Potrzebowałam więcej! Na początku Drew zachowywał się jak... dobry kumpel? Taki, który bezinteresownie daje ci ćpanie. Później bajka się skończyła. Wisiałam mu kasę, nie miałam jak dostać. Chodziliśmy do łóżka. Nie kochaliśmy się, my się po prostu pieprzyliśmy! Tak, przyznaję, byłam dziwką. Chłodną dziwką. Mój dług rósł w zastraszającym tempie. A w pewnym momencie... wiesz, on zaczął mnie bić. Wszystko się zmieniło. Mówił, że on tak lubi, że lubi być taki w łóżku. Kiedy spojrzałam na siebie w lustrze... przeraziłam się. Byłam przećpana, chuda, zapadnięta, posiniaczona. Chciałam się od niego odciąć i udało mi się zniknąć. Poszłam na odwyk, potrzebowałam mnóstwo czasu. A później zgłosiłam się na policję i wpakowałam tego sadystę do więzienia. Wyszłam na prostą. A teraz on mnie znalazł, nas wszystkich, chce pieniędzy. Bałam się. Nadal się boję.
Przepraszam, byłam nieszczera. Jeszcze teraz to pobicie - pogłaskała go po posiniaczonych miejscach.
-Jestem zły, wiesz dlaczego? - poderwał się z miejsca nie odrywając wzroku od jej twarzy - Tylko i wyłącznie dlatego, że mi nie powiedziałaś, że ten bydlak ci groził. Załatwilibyśmy to, poradzilibyśmy sobie. Razem! - przytulił ją do siebie, zwiększając tym samym temperaturę jej ciała - Nie interesuje mnie twoja przeszłość. Ja też nigdy nie byłem święty.
-Bałam się jak zareagujesz - wtuliła się w niego mocniej i ułożyła głowę na jego ramieniu.
-Już niczego nie musisz się bać. Jestem przy tobie i zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna...