piątek, 30 listopada 2012

5. I can't ...

W drodze powrotnej zaśmiewaliśmy się do łez na wspomnienie seansu. Chociaż na krótkie chwile udawało mi się zapomnieć, że mój chłopak...że mój Chris zwyczajnie spotykał się z inną kobietą. Podjechaliśmy pod dom Matta, zupełnie nie wiedziałam po co, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Wysiadł z samochodu i pobiegł do mieszkania. W tym czasie rozkoszowałam się muzyką płynącą w aucie. Przerzuciłam jedną, drugą, trzecią piosenkę. Same moje ulubione. Jesteśmy do siebie tacy podobni...Nagle Shads otworzył drzwi z mojej strony.
-Wysiadamy królewno.
Był przebrany w szarą bluzę, a w ręku trzymał drugą, ciemnogranatową.
-Matt, ale...
-Mieszkasz niedaleko, więc pomyślałem, że pójdziemy na spacer, porozmawiamy i odprowadzę cię do domu. Wziąłem dla ciebie bluzę, zrobiło się trochę chłodno. - Wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał ubranie.
-No nie wiem, już późno, a ja jestem cholernie wykończona tym dniem i ...
-Najwyżej zaniosę cię do domu na rękach. - Wyciągnął mnie z auta, podniósł do góry ręce i wciągnął mi bluzę. Była ciepła, obszerna i pięknie pachniała Shadowsem. To śmieszne, ale w tym momencie poczułam się szczęśliwa, że ktoś o mnie myśli.
-Po co to wszystko robisz? - spytałam, stojąc zbyt blisko niego, zadzierając głowę do góry.
-Bo bardzo chcę cię poznać - uśmiechnął się czule i poprawił mi kaptur - Pozwolisz mi na to?
-A mam jakiś wybór?
-Hmmm., pomyślmy... nie! I tak ci nie odpuszczę. Nie bój się mnie, ja tylko tak groźnie wyglądam. - Przygarnął mnie do siebie ramieniem.
-Nie boję się ciebie, jesteś całkiem słodki. - Odsunęłam się i schowałam ręce do kieszenie.
Zaczerwienił się. To było takie urocze! Nie wiedziałam, że da się zawstydzić takiego faceta jak M. Shadows.
Najpierw przemierzaliśmy ruchliwą ulice osiedla, gdzie mieszka Matt. Potem skręciliśmy w boczną aleje, minęliśmy kolorowe fontanny i weszliśmy do parku. To była dłuższa droga do mojego domu. Shads to niezły spryciarz!
-Powiesz mi jaki jest powód tego smutku? - spytał.
-Zmęczenia - próbowałam zachować pozory.
-Nazywaj to jak chcesz. Dlaczego nie jesteś tą radosną Nicky, hm?
Odetchnęłam głęboko. A co tam, chciał mnie poznać, więc dlaczego miałabym coś przed nim ukrywać.
-Zdałam sobie dziś sprawę z tego, że nie jestem szczęśliwa.
-To już poważna sprawa. Wiesz dlaczego tak jest?
-Nie, bo do dzisiejszego dnia byłam pewna, że mam na prawdę wszystko, o czym mogłam tylko marzyć.
-No fakt, masz dobrą pracę, w której się realizujesz, Alice i ... Chrisa. Serio cię to nie uszczęśliwia?
-Redakcja powoli daje mi w kość, mam natłok obowiązków. Z Alice ostatnio mijałam się tylko w progu kuchni czy łazienki. Byłyśmy zajęte tak bardzo, że nawet nie miałyśmy czasu porozmawiać. I mimo tylu ludzi wokół jestem zagubiona i beznadziejnie samotna.
-A Chris ? - wymówił to z lekką kpiną i nawet na mnie nie spojrzał.
-Chris...Wiesz, byłabym gotowa zrobić dla niego wszystko, a on czasami nie traktuje mnie poważnie. Ba! Zachowuje się , jakbyśmy w ogóle nie byli razem. Od pewnego czasu żyjemy daleko od siebie, nie czuję go już obok, nie ma go przy mnie, kiedy najbardziej go potrzebuję.
-To dlaczego wciąż z nim jesteś?
-Wiele dla mnie zrobił w przeszłości i wierzę, że ... że ma ciężką pracę i... po prostu mamy trudny okres.Jestem naiwna, prawda? - Otarłam łzę bezradności, a gdy opuściłam rękę, poczułam, że Matt zamknął moją dłoń w swojej dłoni.
-Nie. Jesteś od niego zwyczajnie uzależniona i wdzięczna mu za przeszłość. Nicky, czy ty go w ogóle kochasz? - Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
Nikt nigdy nie zadał mi tego pytania. Przyszedł czas, abym sama je sobie zadała. Czy kocham Chrisa? Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Nie spędzamy razem czasu. Przez dwa lata praktycznie niczego się o sobie nie dowiedzieliśmy. Nie dba o mnie. Nie jest dla mnie ciepły. Już nie cieszę się na jego widok. Nie fascynuję się już jego głosem. Nie kocham Chrisa, ale...
-Tak - powiedziałam, sama nie wiem dlaczego. Chyba trochę usprawiedliwiałam tą miłością swoją naiwność.
I faktycznie, trochę bałam się Matta. Bałam się, że zaraz rzucę mu się na szyję, otulona ciepłem jego głosu, ogrzewana przez jego dłoń, jednocześnie mająca ciarki na całym ciele. Było za wcześnie. Chcę do końca wyjaśnić sprawę z Chrisem. Pragnęłam Matta, marzyłam o tym, żeby mnie objął, ale jeszcze nie teraz.
Nie zorientowałam się nawet, że już byliśmy pod moim domem. Staliśmy przez drzwiami i patrzyliśmy na siebie.
-Oddam ci bluzę - powiedziałam i pociągnęłam za rękawy, lecz złapał mnie za ręce.
-Oddasz kiedy indziej. Będzie pretekst, żeby się spotkać.
Jego uśmiech był tak ciepły, że ... po prostu się w niego wtuliłam. Objęłam go mocno, zaciągając się zapachem perfum i zaciskając w piątkach materiał miękkiej, szarej bluzy. Ogarnął mnie swoim masywnym ramieniem, a drugą ręką pogłaskał mnie po włosach, potem po policzku.
-To miłe - wyszeptał - Czym sobie na to zasłużyłem?
-Tym, że się o mnie troszczysz, a przede wszystkim, że jesteś obok, że jesteś tu teraz.
Uniósł lekko mój podbródek, zmuszając do spojrzenia.
-Będę tak długo, ile tylko będziesz chciała, ale pamiętaj, że jestem do wzięcia w całości, albo wcale. Nie mam siły na zabawę w przyjaźń Nicole. Ciebie też chciałbym mieć tylko dla siebie.
Zmiękły mi nogi. Nigdy nie chciałam opuszczać jego ramion, ale teraz musiałam. Czułam się niebezpiecznie dobrze.
-Dobranoc Matt - powiedziałam.
-Śpij dobrze. -  Musnął ustami mój policzek i zniknął w ciemności.


W całym domu świeciło się światło. Alice również było słychać w całym domu. Pierwszy raz od dłuższego czasu podpięła gitarę pod wzmacniacz. Była albo bardzo szczęśliwa, albo wściekła. Zrzuciłam torebkę w przedpokoju, ściągnęłam buty i zapukałam do jej pokoju. Nie słyszała, więc weszłam. Musiałam lekko szturchnąć ją w ramie, żeby mnie zauważyła.
-Oo Nicky, jesteś . - Posłała mi ten swój pozorny uśmiech.
-Co się dzieje mała?
-A co ma się dziać? Wszystko w porządku . - Musnęła struny i złapała nie ten chwyt. Jej oczy paliły się ze złości, lecz minę miała smutną. To właśnie ten stan, kiedy jej uczucia nie były jednoznaczne.
- Nie kłam Ali, podpięłaś gitarę pod kabel i szarpiesz struny tak, że zaraz wszystkie pójdą. - Złapałam za gryf i spojrzałam na nią wymownie.
-Byłam dzisiaj na przejażdżce i zgadnij, kogo spotkałam...Gatesa! Pieprzonego Synystera Gatesa!
-Co w tym złego?
-Ścigaliśmy się trochę, potem on chciał pocwaniakować, oparł się o to swoje cacko i razem z nim się wywrócił. Nie żeby mi było szkoda Hanera,  schyliłam się, żeby zobaczyć czy z jego harleyem wszystko ok. No i od słów do czynów, rzucił mi wyzwanie i go pocałowałam. I wiesz co jest najgorsze?
-Co takiego?
-Liczyłam, że raz dwa i po krzyku, wiesz o co chodzi? A  ... kiedy musnęłam jego usta po prostu odleciałam. Czułam się bosko, jakby idealnie pasował do moich warg, jakby był szyty na miarę. Chciałam, żeby to trwało wiecznie, żeby nie pozwolił mi uciec...Cholera jasna. - Schowała twarz w dłoniach.
-Ali, on ci się po prostu podoba... - Przytuliłam ją.
-Ale nie powinien...
-Dlaczego nie? Czemu z tym walczysz?
-Bo nie chcę cierpieć kolejny raz.
-Alice, jeżeli ciągnie cię do niego,a  jego do ciebie to...
-Pocałował mnie potem drugi raz. Nie potrafię mu się oprzeć, działa na mnie jak narkotyk. - Odrzuciła włosy do tyłu i spojrzała na mnie swoimi zagubionymi oczami - Chce się spotkać, jutro, ale nie wymieniliśmy się żadnym kontaktem.
-Spokojnie, przecież wie gdzie mieszkasz. A jak coś to pociągnę Matta za język i zdobędziemy numer do Briana. - Pogłaskałam ją po plecach.
-A jak było na randce z Chrisem ? - spytała.
-Nijak, bo żadnej randki nie było.
-Ale jak to, przecież się umawialiście.
-Takie umowy nie są dla Chrisa zbyt ważne. Okłamał mnie, że ma dziś jakąś operacje, a potem widziałam go z długonogą seksbombą w galerii.
-Żartujesz? - Opadła jej szczęka - Miśku, ale nie przejmujesz się tym, prawda?
-Spędziłam bardzo miły wieczór z Mattem. - Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-A Mattem mówisz? - Posłała mi pytające spojrzenie.
-Muszę poważnie się zastanowić się nad swoim związkiem. Jutro spotkam się z Chrisem, jeżeli mnie zdradza, to nie ma sensu tego ciągnąć.
-Nawet bez zdrady nie ma sensu. Masz może ochotę na czerwone wino i zwierzenia z dzisiejszego dnia? - wymownie poruszała brewkami i wyskoczyła do naszego barku.
-Pewnie siostro!

środa, 28 listopada 2012

4. Sometimes the sun, sometimes rain...

 Odcinek dla moich kochanych : Joan, pierwszej terrorystki, która nie odpuszcza. Masz, dziś coś dla ciebie :* Martynki, bo cały czas jest ze mną ;* Dla Mart, obiecałam, więc proszę kochanie ;*. Dla Adrienne, Vis i ChemicznegoPlaza. U wszystkich jakieś hoty, a u mniej hoot, ale ... zawsze to coś.

... Zerwałam się pierwsza, a Alice zaraz za mną. Prowadziłam, wyprzedziła mnie jednak przy samych drzwiach i otworzyła je energicznie.
Stał oparty o futrynę drzwi, jedną rękę trzymając za plecami. Miał szare bojówki i koszulkę Mety, bandamkę i czapeczkę. Do tego ciemne okulary. Ah...ta sława.
-Dzień dobry - uśmiechnął się i ściągnął szkiełka.
-Oho, o wilku mowa. Nicky, to chyba do ciebie! - Usunęła się i czmychnęła do kuchni.
-Cześć Matt.
-Ładna koszulka. - Obrzucił mnie spojrzeniem, przez które chyba się zarumieniłam - Mam tu coś dla ciebie! - Wyciągnął zza pleców duży kubek, przykryty wieczkiem.
Ogrzał moje dłonie, a jego zawartość po prostu ścięła mnie z nóg. Karmelowa herbata! Moja ulubiona.
-Cudowny...- wyrwało mi się na głos - To znaczy...ta herbata jest cudowna. Bardzo miło z twojej strony.
Usłyszałam , że Alice dusi się w kuchni ze śmiechu. Dostanie jej się za to.
-Właściwie to przyjechałem po moją kurtkę.
-Jaką kurtkę? - Wyrwałam się z rozmyślań.
-Czarną, skórzaną. Wczoraj zająłem się holowaniem Hanera i zapomniałem o niej.
-Aaaa, no tak. Została w kuchni. - Wskazałam mu, aby wszedł.
Alice wypijała w kuchni wodę prosto z butelki. Nie oderwała się od niej nawet wtedy, kiedy zobaczyła Sandersa. Zaśmiał się na ten widok.
-Hoho, Ali, takie są właśnie skutki picia wódki! - zanucił - Wiesz, Brian do mnie dzwonił i po jego głosie wnoszę, że tak samo umiera.
-Po co mi to mówisz? - spytała, wyraźnie poddenerwowana.
-Bez powodu. Właściwie to jadę do niego, więc wezmę tylko tą kurtkę i spadam. Do zobaczenia Ali.
Skierował się do drzwi, lecz zatrzymał się w progu.
-Co robisz wieczorem? - spytał.
- Spotykam się z Chrisem.
-Ah tak. Miałem nadzieję, że się wczoraj przesłyszałem. - Puścił mi oczko - Gdybyś jednak zmieniła plany, to mamy dziś próbę przed koncertem w amfiteatrze. Zapraszamy.
-Może innym razem.
-No nic, do zobaczenia. 

Alice stała za mną. Napotkałam jej wymowny wzrok.
-Że niby nigdy więcej ich nie zobaczymy? - starała się zachować powagę - Może Shads zostawił coś jeszcze, co? Portfel, telefon...serce? - dodała po cichu.
-Collins, jesteś okropna! Ty się pilnuj, Matt pewnie nie bez przyczyny o tym twoim seksi towarzyszu kieliszka!. - Szturchnęłam ją w ramię.
-Tylko nie "moim"!
-Dobra, dobra. Co robisz popołudniu?
-Muszę zawieźć tę książkę do wydawnictwa, a potem chyba pojadę na przejażdżkę moim cudem - rozmarzyła się.
-Mówisz o Mustangu, czy Harleyu?
-Za kierownicę to ja się dziś nie nadaję. - Potargała włosy dłonią - Czas wyciągnąć motor z garażu!


Rozpuściłam włosy, które teraz falowały dziewczęco i pociągnęłam usta czerwoną szminką. Włożyłam opięte, czarne spodnie i miętową koszulę, w której chodziłam tylko do redakcji czy na spotkania z Chrisem. Nie lubiłam ubierać się w ten sposób. Na co dzień wolałam wskoczyć w wytarte jeansy z naszywkami i luźną koszulkę z logo zespołu, których miałam pełno. Przy moim panu doktorze starałam się jednak wyglądać elegancko. To prawda, że nie zawsze czułam się z nim swobodnie, ale staraliśmy się stosować kompromisy. Przynajmniej ja się starałam.
Gdy byłam już gotowa do wyjścia, zadzwonił mój telefon.
-Cześć Chris, za ile będziesz? - spytałam, nakładając oficerki na nogi.
-Nicky, kochanie... - Cholera, jak ja dobrze znałam ten ton głosu - Musimy to przełożyć.
-Żartujesz sobie, tak? Chris, obiecałeś mi! Mieliśmy przecież iść do kina, wiesz jak bardzo chciałam zobaczyć ten film! - wykrzyczałam, ale chciało mi się płakać.
-Nie gniewaj się mysia, jutro pójdziemy do kina.
-Nie chodzi nawet o to pieprzone kino! Nie pamiętam kiedy ostatnio gdzieś wychodziliśmy! Zachowujesz się jakbyś mnie unikał...
-To nie tak. Wypadła nam operacja. Wiesz przecież, że w mojej pracy nie wszystko da się zaplanować.
-I akurat ty musisz wziąć tą operację?!
-Jack jest na urlopie, a Marc ma dziś zaplanowany zabieg. Nie mam wyjścia, to moja praca. Ale obiecuję, że ci to wynagrodzę.
-Znowu mnie zawiodłeś Christopher... - Teraz z moich oczu popłynęły już kryształowe łzy.
-Proszę Nicky, nie gniewaj się. Na prawdę mi przykro.
-Muszę kończyć - powiedziałam i rozłączyłam się.
Często mi to robił, ale nie chciałam się z tym godzić. Za każdym razem jestem tak samo zawiedziona.Wybiegłam z domu, gotując się ze złości. Alice była zajęta, siedziała w wydawnictwie, więc nie chciałam do niej dzwonić. Zresztą, powiedziałaby coś w stylu "A nie mówiłam? Zostaw tego palanta, który nigdy nie ma dla ciebie czasu!". Jakbym sama o tym nie wiedziała. On tak często mnie ranił, a ja głupia nie potrafiłam go rzucić i posłać do diabła. Kochałam go tym swoim chorym uczuciem. A może po prostu byłam do niego przyzwyczajona? Niczego nie byłam już pewna.
Wczorajszego wieczora zapisałam sobie kontakt do Alexis, więc wygrzebałam telefon z torebki i wybrałam numer.
-Halo? - powiedziała donośnie, a w tle było słychać szum przejeżdżających samochodów.
-Cześć Alexis, tu Nicole, pamiętasz mnie?
-Jasne, byłyśmy wczoraj na tej samej imprezie? Co tam?
-Nie masz czasem ochoty na kawę?
-Ogromną! Właśnie wchodzę do galerii handlowej, więc będę czekać na ciebie w kawiarni na ostatnim piętrze.
Do wskazanego miejsca miałam rzut beretem. Przeszłam przez park i już dziesięć minut później stałam u wejścia knajpy.
-Hej, Nicky, tutaj! - Alexis pomachała mi ręką.
Była z nią jeszcze jedna dziewczyna. Śliczna blondynka o bardzo dziewczęcej urodzie i uroczym uśmiechu. Miała wręcz anielską urodę i bardzo delikatną twarzyczkę. Chyba blisko przyjaźniły się z Alexis. Przynajmniej na to wyglądało.
-Jestem Mart. - Wyciągnęła do mnie dłoń. Akcent miała jakiś obcy, więc na pewno nie była amerykanką. To by wyjaśniało jej słowiańską urodę.
-Nicky, miło mi.
-Mart jest moją przyjaciółką - dodała Alexis i złożyła zamówienie - Trzy razy cappuccino.
Długo rozmawiałyśmy o wszystkim przy zamówionej kawie. Najwięcej oczywiście o chłopakach z Avenged Sevenfold. Alexis opowiadała jacy są prywatnie, o tym co robią na co dzień, jak szukają weny. Dużo mówiła o Zacky'im. Faktycznie była w nim zakochana po uszy. Robili razem tyle cudownych rzeczy ; wychodzili na imprezy, chodzili do kina, na kręgle, mecze, koncerty, jeździli na wycieczki poza miasto. Ja z Chrisem nie robiłam zupełnie nic...
Mart też znała chłopaków. Mówiła o nich bardzo pozytywnie. Ku mojemu zdziwieniu - najwięcej o Johnnym. Kiedy Alexis wspomniała, że Seward powiedział ostatnio, że Mart jest słodka, zarumieniła się po same uszy.
-Kłamiesz! - Schowała minę za filiżanką cappuccino.
-Mówię jak jest! Podobasz się Johnnemu i zrozum to w końcu! - powiedziała Alexis.
Sprzeczały się chwilę między sobą, a ja przysłuchiwałam się im z uśmiechem na ustach. Znikł mi jednak z twarzy, kiedy nagle zobaczyłam mojego Chrisa... z długonogą blond pięknością! Zszokowana wylałam swoją kawę i oblałam nią całą bluzkę. Żadne strata i tak jej nienawidziłam.
-Co się stało Nicky? - Spojrzały w kierunku, w który i ja się wpatrywałam.
-Kto to? - spytała Mart.
-Mój chłopak... z jakąś dziwką! Okłamał mnie, miał być w pracy... a tymczasem... cholera! Jaka ja jestem głupia!
-Idź mu nagadaj! A najlepiej wylej mu gorącą kawę na spodnie! A tej blondynie... - Alexis gotowała się ze złości.
-Uspokójmy się - jedynie Mart myślała teraz racjonalnie - Teraz stąd wyjdziemy niezauważone, a jutro spytasz Chrisa jak było w pracy. Chodźmy.
Wsiadłyśmy do samochodu, który prowadziła Alex.
-Zawieź mnie do domu, proszę - jęknęłam.
-Nie ma mowy, nie możesz być teraz sama! Jedziemy do chłopaków. Mają teraz próbę.
-Wyglądam jak ofiara losu. - Spojrzałam na swoją bluzkę, upapraną kawą.
-Nie marudź!

Byłam tam po raz pierwszy. Już na wejściowych schodach słychać było kojący głos Shadowsa i niebezpieczne riffy " Unholly Confensions ". Usiadłyśmy w pierwszym rzędzie. Zacky rozpromienił się i puścił oczko do Alexis. Johnny uśmiechnął się słodko na widok Mart. Ja nie spojrzałam na Matta. Spuściłam wzrok i wzbiłam go w buty. Chwilę potem usłyszałam wersy " Seize the day " i zdecydowałam się spojrzeć na scenę. Matt był w swoim świecie, lecz wzrok miał skierowany w moją stronę. Słowa przemawiały do mojego, złamanego na pół serca. Chciało mi się wyć! Czułam, że powoli wszystko we mnie umiera.
-Koniec na dziś - powiedział Baker do mikrofonu i ruszył w kierunku Alexis. Złożył na jej ustach gorący pocałunek - Jedziemy do domu? - wyszeptał do niej.
-Muszę odwieźć dziewczyny.
-Spokojnie, ja się zajmę Mart. - Johnny dał jej całusa w policzek, a ona zarumieniła się uroczo.
Alexis przeniosła wzrok na mnie.
-Mną się nie przejmujcie, mam całkiem niedaleko - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
-Hej! - usłyszałam chrypki głos za moimi plecami - Zaczekaj!
Poczułam ciężkie dłonie na moich ramionach, które odwróciły mnie przodem, zmuszając do spojrzenia w te cudowne, zielone oczy - Wrócisz ze mną - powiedział.
Chwycił mnie pod rękę i poprowadził do swojego srebrnego samochodu. Otworzył mi drzwi i usiadłam na przednim siedzeniu.
-Albo mi się zdaję, ale jesteś jakaś smutna? - spytał, gdy z ogromną prędkością przemierzaliśmy opustoszałą ulicę.
-Po czym wnosisz?
-Może po tym, że wcale się nie uśmiechasz, oczka ci nie błyszczą i jesteś nieobecna?
-Miałam ciężki dzień. - Nie udało mi się powstrzymać łez, które niemal z hukiem opadły na moją torebkę.
Zatrzymał się gwałtownie i otarł wierzchem dłoni oznakę słabości z policzka.
-Chciałam iść dziś do kina na "Slumdog, milioner z ulicy" , to premiera.
-Też chciałem to zobaczyć! Na pewno jeszcze grają, Pojedziemy, chcesz? Może chociaż troszkę poprawi ci to humor.
-Chcę - powiedziałam nieśmiało - Tylko mam prośbę. Podjedźmy najpierw do mnie. Sierota ze mnie, oblałam się kawą i ...
-Jedziemy.
Wszedł za mną do mieszkania i pokrzykiwał:
-Pospiesz się! Kolejny sens za pół godzinki!
Pobiegłam na górę i otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś do przebrania. Jak na złość wpadało mi teraz w ręce wszystko, co zupełnie nie pasowało.
-Nicky, gdzie łazienka? - usłyszałam Shadsa z dołu.
-Na górze i pierwsze drzwi na lewo!
Znalazłam ! Czerwona koszula w czarną kratę. Będzie idealnie. Ściągnęłam z siebie brudną bluzkę i w tym samym momencie usłyszałam ciche westchnienie za sobą.
-Przepraszam, nie patrzę! - Shads stał, zasłaniając sobie oczy ręką - Idiota ze mnie, taki stary, a wciąż nie rozróżnia stron.
Wycofał się i zamknął drzwi. Zaśmiałam się w duchu. Koszulę wpuściłam w spodnie. Dopięłam jeszcze szelki, bo spodnie prawie spadały mi z tyłka.
-Gotowa?
-Jedźmy już.


Tymczasem Alice z ogromną prędkością przecinała powietrze na swojej drodze.Silnik jej kobaltowego harleya mruczał delikatnie, gdy zwalniała i warczał groźnie, kiedy dodawała gazu. Kochała to. Uwielbiała zakładać opięte, skórzane spodnie i masywne buty. Gdy wsiadała na swoje cudo czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Istniała dzięki temu, chociaż wszyscy powtarzali, że jest nierozsądna, że to niebezpieczne. W tym przypadku również miała opinie innych głęboko w nosie. Nie potrafiła zrezygnować z tego, co jest całym jej życiem.
Ktoś wyprzedził ją z piekielną szybkością na opustoszałeś szosie. Dodała gazu i zrównała się z nim, lecz nie odpuszczał. " Tak się chcesz bawić? " - pomyślała. Za ich motocyklami został jedynie kurz. Nigdy nie jechała tak szybko, bała się nawet spojrzeć na licznik. Na ostatniej prostej zajechała mu drogę i zatrzymała się z piskiem opon. Jej rywal zsiadł ze swojego harleya i ściągnął kask.
-Chłopie, nieźle jeździsz. I cudowna maszyna! - Poklepał bak kobaltowego cacka.
Alice zaśmiała się w duchu. Oparła się o motocykl i ściągnęła kask. Burza ognistych loków opadła na jej ramiona.Brian Haner zwyczajnie zbaraniał.
-Dzięki stary, ty też nie najgorzej - zaakcentowała, próbując naśladować jego sposób mówienia.
-Nie wiedziałem, że jeździsz - wydukał.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
-Ale mam nadzieję, że się dowiem.
-Marzenie. - Wsiadła na maszynę.
-Żebyś wiedziała. Cała jesteś jak marzenie.
Tylko na momencik ją zatkało. Nie takie rzeczy już słyszała.
-Jeszcze jedna rundka? - rzuciła zachęcająco i założyła kask.
-Radzę szybko odpalić silnik, tym razem nie dostaniesz forów. - Wskoczył na swój motocykl, lecz zanim zdążył się zorientować, ona idealnie wchodziła w pierwszy zakręt.
Ścigali się dobre pół godziny, aż dała mu znak, żeby skręcił w leśną drogę. Meta była na samym jej końcu. Dodała gazu i zwyciężyła.
-To nie fair! Wystartowałaś pierwsza! - wykrzyknął piskliwym głosikiem - Do trzech zwycięstw?
Chciał oprzeć się o swój harley, lecz wywrócił się razem z nim.
-Cholera, Gates nic ci nie jest? - Zbliżyła się do niego, kucając nad obalonym motocyklem.
-No widzisz, już przede mną klękasz - zaśmiał się. Oparł się na dłoniach, dotknął ręką bolących pleców i skrzywił usta z bólu.
-Idiota! - Pacnęła go w ramię, skutkiem czego z powrotem wywrócił się na plecy.
Pociągnął ją za sobą. Wylądowała na jego ciele, milimetry od jego rozpalonych ust.
-Odważysz się pocałować motocyklistę? - wyszeptał.
Pogłaskała go po policzku, obserwując jego zdezorientowany uśmiech. Chwilę potem ich twarze przykryła burza ognistych końcówek. Oszalał. Z nikim nie całował się w ten sposób - delikatnie, czule. Chciał więcej, chłonął tą chwilę. Nie pozwalając jej się od siebie oderwać, uniósł się na wyprostowanych rękach, tak, że siedziała teraz na jego udach, z dłońmi zamkniętymi na jego karku. Ujął ją pod brodę, zachwycając się miękkością jej skóry. Poczuł uśmiech na swoich ustach.
-Muszę już wracać - powiedziała, wciąć nie otwierając oczu.
-Jeszcze...- westchnął, lecz wyrwała mu się w mgnieniu oka i usiadła na kobaltowym cudzie.
-Nie odpuszczę ci tak szybko - wymruczał do siebie i ruszył za nią.
Chwilę potem zaparkowali pod domem Alice.
-Nie potrzebowałam eskorty - powiedziała, wymijając go.
-Chciałem po prostu spytać, czy masz ochotę wyjść gdzieś jutro wieczorem? - spytał z nadzieją w głosie.
-Daruj sobie Haner - zaśmiała się i ruszyła do drzwi, lecz pociągnął ją za łokieć, tak, że wylądowała w jego ramionach.
-Nie licz na to . Ali, dlaczego nie? Wczoraj było nam razem dobrze, a ten dzisiejszy pocałunek...
-Wczoraj byłam kompletnie pijana i fajnie się bawiliśmy, a dziś? Ten pocałunek to tylko wyzwanie, które mi rzuciłeś. Nie myśl sobie, że to coś znaczy - zaśmiała mu się prosto w twarz.
-Myślisz, że oszukujesz mnie, czy siebie? - Pociągnął ją do siebie i objął ręką w talii. Tym razem on złożył na jej ustach pocałunek, namiętny, gorący. Oblała ją falapożądania. Rozum mówił co innego, ale serce... Zacisnęła w piąstkach skrawek jego skórzanej kurtki. Odsunęła się...chyba jednak niechętnie. Oparł czoło o jej czółko , rozpływając się w fiołkowym spojrzeniu.
-No to do jutra Ali - uśmiechnął się, odgarniając kosmyki z jej twarzy.
-Jesteś niemożliwy!
-Przyzwyczaj się...

poniedziałek, 26 listopada 2012

3. How sweet ...

Krótki, przeciętny i nic niewnoszący, ale co tam. Takie rzecz moi mili powstają na rosyjskim. I tak właśnie uczę się chemii. Życzcie mi powodzenia jutro na sprawdzianie. Masz Joanno, bo zaraz będzie, że żaden z Ciebie Shadows ;D ;* Ale z Ciebie chodzący SPAM ! :D

Usiadł w kuchni. Czułam, że przygląda mi się, kiedy uwijam się przy blacie.
-Jaką pijesz herbatę? - spytałam.
-Lubię pomarańczową. Koniecznie w ogromnym kubku. Aaa i słodzę dwie łyżeczkę.
Zastosowałam się do instrukcji i zajęłam miejsce naprzeciw niego.
-Wiesz ile można dowiedzieć się o człowieku, pijąc z nim zwykłą herbatę? -
No tak, po alkoholu zawsze wychodził ze mnie niezły psycholog.
-Doprawdy? Więc co moja herbata mówi o mnie? - Zatarł ręce w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Hmm... zastanowiłam się i spojrzałam na jego rumiane policzki - Lubisz poznawać nowe rzeczy, ale kochasz też stabilność. I bardzo lubisz prowadzić słodkie życie.
-Jesteś niesamowita. Jestem aż tak przewidywalny? - zamrugał - To wszystko prawda, ale uwierz mi, każdy medal ma dwie strony. Powiedziałem, że pomarańczową, bo nie chciałem wyjść na banalnego, w wielkim kubku, żeby móc zostać tu z tobą jak najdłużej, a cukru dwie łyżeczki, aby móc się napatrzeć na to twoje urocze skupienie, kiedy go wsypujesz.
-Kiepski bajer Sanders - zaśmiałam się, ale policzki miałam gorące, więc pewnie się zarumieniłam.
-Masz jakieś ciastka? - Wstał i ruszył do penetrowania naszych szafek.
-Zostaw! - Pobiegłam za nim, próbując go powstrzymać.
Nie miałam jednak szans z murem, który tworzył. Uwiesiłam się na jego bicepsie, jednak nic to nie dało, bo dopadł moich ukochanych eklerków. Tego było za wiele! Rzuciłam mu się na plecy i okładałam po łopatkach, ale on tylko bezczelnie się śmiał. Przerzucił mnie do przodu, jakbym była piórkiem. Posadził mnie na blacie i przytrzymał rękoma moje dłonie. Nie miałam z nim szans.
-I co teraz królewno? Eklerki albo życie!
-Eklerki! Zawsze eklerki!
-W takim razie będę cię tu trzymał i karmił eklerkami do końca życia! - Zbliżył kawałek ciasteczka do moich ust - Am?
-Jesteś słodki jak ta eklerka - powiedziałam, w końcu byłam pijana, miałam pozwolenie na pieprzenie głupot bez pokrycia.
Wyraźnie się zdziwił.
-Tutaj masz troszkę... - zaśmiał się i starł kciukiem resztki eklerki z kącika moich ust.
Zawstydziłam się. W tym momencie do domu wpadli niezapowiedziani goście. Moja droga Alice wtoczyła się do mieszkania, wstrzymywana przez.... Gatesa?! A może to on był wstrzymywany przez nią? Nie wiem, obydwoje było równo nawaleni. Po prostu mnie zamurowało. Sądząc po minie Matta - jego również. Natychmiast zeskoczyłam z blatu, lecz wciąż nie mogłam powiedzieć ani słowa. Alice nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, a Haner ledwo trzymał się na nogach.
-Sanders? Maaatt, Maaacio, mój kochany Shaad...sio - jąkał się - Chłopie, co ty tu robisz?
-A ty? - Shadows podszedł do niego i złapał za rękaw kurki, żeby się nie wywrócił.
-Odprowadzałem Alice. A wy tu...- zaśmiał się i spojrzał na mnie wymownie, potem na Matta i znów na mnie.
-Jemy eklerki ! - powiedzieliśmy razem - Późno już - dodałam.
-Spokojnie, już spadamy. Dobranoc! - Matt puścił mi oczko - Chodź stary. - Założył rękę Hanera na swoje ramie.
-Paaa Ali, paaaa Nicky! - rzucił śpiewnie Syn, machając nam na pożegnanie.
Alice od razu pognała do pokoju. Kiedy miałam zamiar położyć się już spać, zajrzałam do niej jeszcze.
-Jak się czujesz? - spytałam.
-Kompletnie pijana - jęknęła.
-Jutro pogadamy - pogroziłam jej.
-Dobrze mamusiu! - Zakryła się kołdrą i poszła spać


     Na szafce nocnej miałam przygotowaną butelkę wody. Za jeden razem opróżniłam ją do połowy. Powoli podniosłam się z łóżka. Przejrzałam się w lustrze, zdecydowanie wyglądałam jak wrak człowieka. Powlokłam się do łazienki i doprowadziłam się do porządku. Włosy splotłam w starannego warkocza, naciągnęłam na siebie pierwsze lepsze jeansy i włożyłam koszulkę A7X. Dochodziła jedenasta, a Alice jeszcze spała. Zbiegłam na dół na paluszkach. Zabrałam się za przygotowanie śniadania. Kiedy Ali była "wczorajsza" , zawsze robiłam jej jajecznice. To był zdecydowanie mój popisowy numer, jeżeli chodzi o śniadanie.
Nie zapukałam, pewnie pęka jej głowa. Usiadłam na jej łóżku i obudziłam ją delikatnie:
-Dzień dobry Ali. Zrobiłam jajecznicę. - Postawiłam tackę na tapczanie.
-Kocham cię! - Z miejsca zabrała się za jedzenie - Jak się wczoraj bawiłaś?
-Było w porządku.  Wreszcie oderwałam się od pracy i...
-Chrisa! - weszła mi w słowo.
-Nie głuptasie! Chciałam powiedzieć, że od rutyny. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłyśmy na imprezie i ...tyle wypiłam. Ty chyba też, prawda?
-Taa... - zaśmiała się.
-Było widać. A to z Gatesem? Co to było?
-Nicky, przestań! - Rzuciła we mnie poduszką.
- Nie uciekniesz od tej rozmowy - zaatakowałam ją łaskotkami - Ali, przecież ty się nigdy tak nie zachowujesz. Wpatrywałaś się w niego jak w obrazek, on cię obskakiwał, potem wtoczyliście się razem do naszego mieszkania wpół objęci.O co chodzi Alice? - uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Ty za dużo myślisz. Byłam pijana i Haner był pijany. Świetnie się bawiliśmy i tyle. Żadnej relacji. Pewnie nigdy go już nie spotkam.
-Alice, ale.... - chciałam pociągnąć ten temat.
-A ty i Shads? - przerwała mi - O ile pamiętam to zastaliśmy was w dwuznacznej pozycji - nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Bardzo śmieszne! Próbowałam ratować nasze eklerki przed tym potworem!
-Siedząc na blacie i wpatrując się w bestie? Oj Nicky, coś kręcisz ... - Dała mi pstryczka w nos.
-Nie będę z tobą gadać! - Podniosłam się.
-Nicky, nie obrażaj się! - Rzuciła mi się na plecy, tym samym obie wylądowałyśmy na łóżku, śmiejąc się do rozpuku.
-No dobra, pobawmy się w "chwilę prawdy" . - Wymownie poruszała brewkami.
-O nie, tylko nie to ! - jęknęłam.
-Ależ właśnie to ! Zobowiązujesz się mówić prawdę pod przysięgą ? - zachowała poważny ton głosu.
-Tak - wymruczałam.
-Nicole Stone, czy między tobą a Mattem Sandersem jest jakaś chemia?
-Zwariowałaś? Przecież jestem z Chrisem! - oburzyłam się.
-Nie pytam przecież, czy go kochasz mała, ale... czy ci się podoba?
-No ok, jest przystojny, pociągający i mogłabym z nim rozmawiać godzinami, słuchając tembru jego głosu, ale tylko tyle.
-To jest AŻ tyle  - wyszeptała.
-Moja kolej ! Alice Collins, czy wczoraj doszło do czegoś między tobą a Brianem Hanerem?
-Nie! Jestem szalona, ale nie głupia. Gates szuka panienek na jedną, nocną przygodę. Tacy faceci przestali mnie kręcić. I takie zabawy również.
-Na pewno?
-Tak!
-Wierzę. Pewnie i tak nigdy już nie spotkamy słodkiego Shadsia i seksownego Synia - westchnęłam, udając rozczarowanie.
Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi...

niedziela, 25 listopada 2012

2. I'm losin' my mind, girl !

     Bardzo się cieszę, że wam się podoba. Miejmy nadzieję, że jak najdłużej . Dla was ;*

     Wstałam wcześnie rano. Myślałam, że Alice jeszcze śpi, ale drzwi jej pokoju były otwarte, a łóżko starannie pościelone. Jest perfekcjonistką, w odróżnieniu ode mnie. Zawsze biega za mną, gasi światła, zakręca kran , wyłącza gaz. Teraz krząta się po kuchni, jedną ręką zalewając kawę, a drugą wyjmując gorące tosty.
-Śniadanko ! - przywitała mnie pysznym posiłkiem.
-Jesteś niezastąpiona.
-Wiem to.
Kocham moją Ali. Jest najważniejsza osobą w moim życiu. Najlepsza w niej jest ta szczerość. Zawsze mówi to co myśli. Potrafi mną potrząsnąć i wytłumaczyć mi, jeżeli popełniam błąd. Była ze mną w najtrudniejszym momencie mojego życia - w czasie choroby. Stałam wtedy nad przepaścią. Nikt we mnie nie wierzył, a i ja nie wierzyłam w siebie. Nienawidziłam w sobie wszystkiego. Każdego centymetra swojego ciała. Czułam się beznadziejna, samotna i żałosna. Zwyczajnie gruba.Wtedy zaczęły się tabletki, głodówki i wymioty. Stwierdzono anoreksje. Szpitale, kroplówki, zmuszanie do jedzenia. Rodzice powtarzali mi, że jestem głupia i sama się do tego doprowadziłam. Że mnie rozpuścili, bo dostawałam wszystko o czym tylko marzyłam. Rozpieszczona smarkula, która miała wszystko...oprócz miłości. Ludzie dookoła nic nie rozumieli. Tylko Alice była blisko mnie i pomagała mi z tego wyjść. Gdy pokonałam chorobę, wyprowadziłam się z domu i zamieszałam z Ali. Miała dużo dom, który dostała w spadku po babci, która ją wychowywała. Nie mam teraz kontaktu z rodzicami. Alice jest moją rodziną. Minęły 3 lata, a ona wciąż mnie pilnuje. Powtarza mi, że anoreksji nie da się do końca wyleczyć. Ma rację. Wciąż nie lubię siebie i gdyby nie ona, pewnie znów zaczęłabym się odchudzać.
-Nicky, o której wracasz z pracy? - Po jej minie już widziałam, że planuję coś niecnego.
-Dziś muszę tylko napisać tą nieszczęsną recenzję. Będę około siedemnastej, a czemu pytasz?
-Chodźmy na imprezę! Dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy. - Rzuciła mi błagalne spojrzenie.
-Ali , dziś umówiłam się z Chrisem...
-Z Chrisem.... - fuknęła i widocznie zrobiło jej się przykro.
Prawdę mówiąc jakoś nie spieszyło mu się odebrać telefonu ode mnie, więc...
-Christopher raz może spędzić samotny wieczór. Idziemy na imprezę!
-Moja kochana Nicky! Powoli zapuszczam korzenie w tym domu.  Tylko błagam cię, nie zachowuj się, jakbyś miała napisane na czole " Mam chłopaka, nie gap się na mnie ! " , ok? - Alice spojrzała na mnie wymownie.
Zaśmiałam się tylko i pacnęłam ją w ramię. Zaczęłam szykować się do pracy.

Jak zawsze poszłam zrobić sobie kawę i przysiadłam przy biurku. Urządziłam je sobie całkiem ładnie. Obok komputera stała ramka ze zdjęciem z Ali. Poukładane kolorystycznie segregatory z poprzednimi materiałami, notesy, kalendarz z terminami spotkań. Czułam się tu jak w domu, gdyby nie wstrętna Lucky. Specjalnie przeszła obok mojego biurka i zapytała:
- Jak było na koncercie? Opowiedz jak to jest szaleć w tłumie spoconych świrów?
-Ty akurat powinnaś wiedzieć. Jest dokładnie tak samo jak na twoich rodzinnych imprezach - odpysknęłam, a w odpowiedzi dostałam tylko jakieś wymruczane pod nosem przekleństwo.
Z miejsca zabrałam się za recenzję. Zaczęłam od tego, że scenografia była zadziwiająca, a hala idealnie przygotowana. No i wreszcie...chłopaki. Straciłam poczucie czasu zachwycając się riffami, zjawiskowym, rozbrzmiewającym na wiele godzin po koncercie głosem Reva. Wyglądali świetnie i doskonale wystąpili. Jimmy - szaleniec, Zacky - niezmierzone pokłady energii, Johnny - pupilek publiczności, Gates - najlepsze ciacho na świecie. W tym momencie się zatrzymałam. Do opisania został mi jeszcze Shadows, ale ...zupełnie nie wiedziałam co mam napisać. On miał w sobie wszystkie cechy, które charakteryzowały innych chłopaków z zespołu. Był uosobieniem wszystkiego co najlepsze. Był muzyką. Właśnie! Muzyka go tworzyła, emanowała z każdego centymetra jego ciała, a jego krzyk potrafił rozerwać serce na pół. Chwilę potem jego zmysłowy głos sklejał je i rozpalał. Matt działał na emocje, wywoływał we mnie uczucia.
Wysłałam gotowy materiał do publikacji. Derec odpisał, że załapałam się jeszcze na dzisiejszy numer. Im szybciej tym lepiej. Zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetlił się numer Chrisa.
-Cześć misiu - powiedziałam radośnie.
-Hej Nicky. Za ile kończysz?
-Za 15 minut.
-Czekam na ciebie pod redakcją.
Wybiegłam z pracy. Nie wyszedł nawet z samochodu, żeby się przywitać.
-Hej - powiedziałam i usadowiłam się na przednim siedzeniu.
-Cześć - powitał mnie niezbyt entuzjastycznie. Ruszyliśmy i przez jakieś 10 minut nie zamieniliśmy nawet słowa.
Spytałam w końcu:
-Masz jakieś plany na wieczór?
-Wrócić do domu, położyć się i iść spać. Byłem w pracy całą dobę. Jestem po prostu wykończony.
-Mhm...Ja pójdę do jakiegoś klubu z Ali.
-To dobry pomysł - zaskoczył mnie.
-Nie jesteś zły?
-Niby czemu? Cieszę się, że razem wychodzicie, bo gdyby nie Alice nudziłabyś się w domu, albo znów ciężko harowała. - Zaparkował pod moim mieszkaniem.
-Albo spędziłabym wieczór z tobą... - Chwyciłam go za dłoń.
-Nicky, nie byłoby ze mnie większego pożytku. Baw się dobrze mała. - Pocałował mnie i poprawił mi grzywkę. To całkiem miły gest jak na niego - Jutro się spotkamy, obiecuję.
-W takim razie do jutra. - Cmoknęłam go w policzek.
-Tylko bądź grzeczna! - usłyszałam już przez zamknięte drzwi.

Ali krzątała się po domu, a ja przysiadłam na wysokim, barowym krześle w naszej kuchni. Zauważyła mnie dopiero po pięciu minutach.
-Już jesteś? To super! Ubieraj się szybko, zaraz wychodzimy.
Ona jak widać była już gotowa. Tak sądzę, w końcu nie codziennie zakłada ekstremalnie opiętą, granatową sukienkę i te swoje kanarkowe obcasy. Włosy miała w artystycznym nieładzie, za to makijaż wykonany doskonale.
-Nie będę się stroić Ali. Wezmę tylko prysznic i wciągnę wygodne jeansy - powiedziałam i ruszyłam w kierunku schodów na piętro.
-Oszalałaś? No tak, najlepiej ubierz się w dresy! - oberwało mi się - Widziałam, że tak będzie, więc na górze już czeka na ciebie strój. Bez gadania!
Wzięłam prysznic, zrobiłam porządny makijaż i dopiero wtedy nieśmiało spojrzałam na komplet przygotowany przy Alice. Oszalała?! Czarna, opięta sukienka, mega krótka. Plecy całe z koronki! Tak, ewidentnie Ali oszalała. Wiedziałam jednak, że jeżeli tego nie założę, Alice zakopie mnie żywcem.
Stanęłam przed ogromnym lustrem na korytarzu. Nie czułam się w tym zbyt dobrze. Materiał opinał ciało, które w moim spojrzeniu wyglądało okropnie. Tyłek odstawał znacznie, biodra były okrągłe. Mam obsesję! Wpadam w panikę, kiedy tylko nie widać kości obojczykowych. Gdybym powiedziała to na głos, dostałoby mi się od Alice.
Czekała na mnie na dole, trzymając w ręku jedne ze swoich szpilek. Wysokich, krwistoczerwonych.
-To dopełni dzieła - podała mi je. Dodały mi trochę pewności siebie - Nicole Sparks, wyglądasz jak chodzący seks!
-Mówisz serio? Czuję się trochę...grubo - wyszeptałam.
-Nicky - przytuliła mnie i poprawiła włosy - Wyglądasz cudownie, jak prawdziwa kobieta. Uwierz w to w końcu.
-No dobrze, jedziemy?
-Imprezę czas zacząć!

Wysiadłyśmy pod naszym ulubionym klubem w centrum Huntington Beach. Ku naszemu zaskoczeniu, przed wejściem stał nie jeden, lecz trzech ochroniarzy barykadujących wejście. Powlokłam się za rozentuzjazmowaną Alice, która zasuwała bardzo zgrabnie w tych swoich szpilkach.
-Przepraszamy, mamy dziś imprezę zamkniętą - usłyszałyśmy.  Ali była po prostu wściekła.
-Posłuchaj - odezwała się do łysego ochroniarza - jest sobota wieczór, przyjechałam z przyjaciółką do swojego ulubionego klubu z nadzieją napicia się wódki, pierwszy raz od baaaardzo dawna, więc błagam, nie pieprz głupot i wpuść nas do środka!
-Daj spokój Ali, pójdziemy gdzie indziej. - Chwyciłam ją za ramię.
-Nie ma mowy! - tupnęła nogą - Wpuszczą nas tutaj!
-Co się tu dzieje?
-Kurwa - przeklęłam pod nosem i odwróciłam się, ale nic to nie dało, bo Pan Matt zauważył mnie mimo wszystko i uśmiechnął się uroczo.
-Panie chcą wejść na imprezę  wydukał ochroniarz.
-Więc w czym problem? Naucz się John, że jeżeli panie chcą wejść to macie je wpuścić. - Przeniósł wzrok na mnie i Alice - Zapraszam do środka.
W klubie roiło się od gości. Jedni byli znani, przewinęła mi się ekipa Good Charlot i chyba Bullet For my Valentine. Inni mniej, to znaczy pewnie mieli do czynienia z muzycznym światem, ale nie bezpośrednio. Tuż za drzwiami Shads odezwał się do nas:
-Ciebie już znam, a twoja piękna koleżanka to...?
-Alice. - Podała mu rękę.
-Matt. Cała ekipa siedzi w czerwonym, vipowskim boksie. Będzie nam miło, jeżeli do nas dołączycie.
-Nie ma takiej potrzeby. Prawdę mówiąc to my już... - zaczęłam, lecz zorientowałam się, że Ali pognała w miejsce wskazane przez Shadowsa.
-Nie masz wyjścia. - Wzruszył ramionami.
-Na to wygląda.
-Jesteś Nicole, prawda?
-Mhmmm... - wymruczałam zszokowana.
-Przepraszam za ten wczorajszy wypadek. Jesteś po prostu taka drobna. - Obrzucił mnie spojrzeniem od góry do dołu - Widziałem recenzję i dopiero po przeczytaniu imienia pod artykułem skojarzyłem, że to ty. Miałaś przecież identyfikator - dodał - Jest po prostu... sam nie wiem co powiedzieć. Może dołączmy do reszty.
Alice siedziała z brzegu, obok Johnnego i zaśmiewała się do łez razem z nim. Oprócz niej była tam tylko jedna dziewczyna. Bardzo ładna, zgrabna i ciemnowłosa. Siedziała obok Zacky'iego, a on miział ją po szyi. To pewnie jego dziewczyna.
-Jeszcze jedna? - Rev przyjrzał mi się uważnie - Shads, rozpieszczasz nas !
-Swoją droga to zabawne, że gdzie Sanders nie pójdzie, to zawsze wraca z pięknymi kobietami - zaśmiał się Zacky.
-Chłopaków już nasz, a ta śliczna brunetka to Alexis, dziewczyna Bakera. A to moi drodzy jest Nicole Sparks, autorka tej genialnej recenzji, którą wam dziś pokazywałem.
-Żartujesz?! - Gates zerwał się z miejsca - Pamiętam cię, byłaś wczoraj na koncercie? O rany, jestem skończonym idiotą. Myślałem, że jesteś jakąś śliczną, małoletnią fanką, przepraszam za swoje zachowanie.
-Naszemu Syniowi, że tak powiem... - zaczął Christ.
-Po koncertach odbija szajba! - Jimmy śmiał się jak wariat.
-No nie powiem, po każdym koncercie czuję się taki zajebisty. Ale to tylko chwilowy syndrom, żebyście nie pomyślały, że jestem jakimś narcyzem. - Wymownie spojrzał w stronę Alice.
-Nie gadajmy, tylko się bawmy ! - powiedział Zacky i przesunął się, robiąc tym samym miejsce dla mnie i dla Matta.
Poznałam ich " od kuchni" . Alexis była świetną dziewczyną. Miałyśmy ze sobą mnóstwo wspólnych tematów do rozmów. Słuchałam z zachwytem jak ładnie mówi o Zackym i jaka jest w niego zapatrzona. On też nie wiedział świata poza nią. Baker faktycznie był błyskotliwy. Jimmy bardzo zabawny. Za to Johnny lekko nieśmiały, ale później się rozkręcił.A Gates? Ten to dopiero urodzony podrywacz! Cały czas gapił się na Alice. Aż ślinka mu ciekła, kiedy wbijał spojrzenie w jej długie nogi, koszące usta i prowokująco rozkołysane biodra, kiedy szła po drinka. Później nawet wygonił Christa po kolejną butelkę czystej, a sam przysiadł obok niej, zasypując ją żartami, opowieściami i komplementami. Nie poznawałam Alice! Każdego innego faceta zwyczajnie zmieszałaby już z błotem. A teraz przysłuchiwała się uważnie, wbijała w niego swoje fiołkowe spojrzenie i uśmiechała się słodko. Dawno jej takiej nie widziałam.
Wstałam niezauważalnie i usiadłam przy wysokim barze. Byłam już zmęczona, mój organizm jest za słaby na takie imprezy. Najchętniej wróciłabym do domu. Napisałam sms do Chrisa, być może jeszcze nie śpi. Zauważyłam kątem oka, że ktoś usiadł obok mnie.
-Obserwowałem cię, kiedy tutaj szłaś - zabrzmiał cudowny głos Matta. Czyli wcale nie byłam taka dyskretna w tej ucieczce - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś piekielnie seksowna?
  Z jego ust zabrzmiało to tak, że aż przeszły mnie ciarki.
-Tak, słyszę to ciągle od mojego chłopaka - skłamałam. Chris mówił raczej "słodka" lub "urocza", ale nigdy "seksowna".
Pewność siebie Sandersa zniknęła, więc zaczął od początku.
-Wiesz, że Haner kilka miesięcy temu rozstał się z Michelle?
-Każdy o tym wie, media wrzały, a małolaty robiły z tego powodu imprezy piżamowe. Ale dlaczego o to pytasz?
-Bo twoja przyjaciółka chyba wpadła mu w oko. Nie może się od niej odkleić . - zaśmiał się i poprawił mankiety czarnej koszuli.
-Mam nadzieję, że Ali nie poleci na ten kiepski bajer - fuknęłam.
-Czemu tak surowo go oceniasz? Gates t świetny facet! - oburzył się.
-Ale szuka naiwnych panien do zagrzania swojego łóżka, a Ali taka nie jest.
-Łatwo przychodzi ci ocenianie. Lubisz od razu spisywać wszystko na straty?
-Chcę dla niej jak najlepiej.
-Nie o to pytałem - wbił we mnie te swoje kocie oczy.
-Nie...- odpowiedziałam, przyciśnięta tym spojrzeniem.
-Poproszę whisky ! - powiedzieliśmy w tym samym czasie do kelnera.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. To trochę rozładowało sytuację. Wypiliśmy całą butelkę, rozmawiając o wszystkim. Potem w całym klubie rozbrzmiało "Crazy" Aerosmith. Zauważyłam, że Brian ciągnie za sobą Alice na parkiet, śpiewając jej przy tym słowa dwóch pierwszych wersów. Nie powiem, całkiem to urocze.
-Zatańczymy? - poczułam ramie Shadsa.
Nie odpowiedziałam, po prostu chwyciłam go za rękę. Objął mnie początkowo delikatnie. Poczułam jego masywne ramiona, która przyciągnęły mnie mocniej i zamknęły w hermetycznym uścisku. Lekko zadrżałam, gdy położył jedną rękę na moim biodrze, drugą na plecach, delikatnie głaskając koronkę.
-Na prawdę uważasz, że tworzy mnie muzyka? Że potrafię działać na emocje, że wywołuję w tobie ... uczucia? - Nachylił się i spojrzał mi prosto w oczy.
-Tak - nie potrafiłam powiedzieć nic więcej.
- To najcudowniejsza rzecz, jaką ktokolwiek o mnie powiedział.
Uśmiechnął się cudownie. Alkohol krążył w moich żyłach, a zapach perfum Matta mnie rozpalał. To niebezpieczne połączenie.  Bardzo niebezpieczne.
Jedna, druga, trzecia piosenka.Czułam, że ledwo trzymam się na nogach.
-Zamówię taksówkę - powiedział troskliwie obejmując mnie ramieniem.
Pokazałam Alice, że wychodzę, a ona mrugnęła tylko. Wsiadłam do taksówki, a Matt razem ze mną.
-Co ty robisz? - zapytałam - Zostań ze znajomymi, nie potrzebuję pomocy. Poradzę sobie - powiedziałam i potknęłam się o własne nogi. Chyba pozbyłabym się zębów na chodniku, gdyby nie on.
-Chyba żartujesz! Jesteś zmęczona  i pijana maleńka, nie zostawię cię samej.


Przed drzwiami mieszkania powiedziałam:
-Dziękuję Matt. Już sobie poradzę. Obiecuję, że pójdę prosto do łóżka. - Na znak "słowa harcerza" podniosłam do góry dwa palce.
-Dobrze. Dobranoc piękna. - Uśmiechnął się i ruszył w stronę taksówki.
Weszłam do domu i oparłam się o futrynę drzwi. Zdałam sobie sprawę, że jestem zwyczajnie niemiła. Matt się mną zaopiekował, a ja odprawiłam go z kwitkiem. Wredna ze mnie małpa.
-Matt! - krzyknęłam, wybiegając na werandę. Odwrócił się i spojrzał pytająco - Masz ochotę na herbatę?
-Jasne Nicky - ruszył w moim kierunku, a jego błyszczące w ciemności, zielone oczy , malowały uśmiech na moich ustach.

czwartek, 22 listopada 2012

1. I'm invisible...

Czeeeeeeeść wszystkim ! Tak, to znowu ja. Nie potrafię się z Wami rozstać, na prawdę nie umiem, więc mam zaszczyt zaprezentować Wam coś nowego, coś mojego, coś już bardzo mi bliskiego.
Dedykacja w szczególności dla Joanny, ale i dla Was wszystkich. Mam nadzieję, że ta historia również się spodoba :)


     Oślepiło mnie światło rażących, czerwonych reflektorów. Całą scenę wypełniła gęsta, sztuczna mgła, w której pojawił się on. Bóg milionów, siedzący przy fortepianie. Spod jego palców płynęły cudowne dźwięki piosenki buntu. Ludzie obok mnie i za mną oszaleli. Zaczęli krzyczeć, lecz ich głos był niczym w porównaniu do jego krzyku, który wypełnił przestrzeń, tak samo jak hipnotyzujący dźwięk gitar, a po chwili rytmiczna stopa najpiękniejszej perkusji jaką kiedykolwiek widziałam.
I ja oszalałam, kiedy Syn Gates uśmiechnął się seksownie w stronę pierwszego rzędu. Pewnie do tej pięknej dziewczyny obok mnie, albo tego rudzielca z drugiej strony. Ale na pewno nie do mnie. Teoretycznie jestem tu nie po to, aby szaleć pod sceną na koncercie Avenged Sevenfold. Powinnam stać za kulisami i skrupulatnie pisać recenzję, bo właśnie tym się zajmuję. Pracuję w redakcji i kiedy dowiedziałam się, że albo ja, albo przemądrzała Lucky Lue dostanie delegację na koncert moich ukochanych sevenfoldów, stoczyłam zaciętą walkę i wygrałam. Nie pierwszy już raz w życiu.
Znów oślepił mnie jasny reflektor, z którym zaczęła się kolejna piosenka. Potem następna i kolejna. Chłopaki promienieli. To zdecydowanie jeden z ich najlepszych koncertów. Pewnie miejsce i ludzie tak na nich wpływają. To w końcu Long Beach, tutejsi fani szaleją za nimi jak nigdzie indziej. Euforie w pierwszych rzędach wywołał szczególnie występ Nathaniela, czy Shads łapiący i odrzucający but. Miał tego dnia niesamowity luz i to procentowało. Istniał na scenie w cudowny sposób. Miał tyle energii. Chyba to jemu poświecę największą część recenzji. Pomysł z jackuzzi i "A little peace of heaven" był genialny. Tłum dosłownie oszalał.
Żałuję, że mojej Alice nie mogło być tu ze mną. To moja najlepsza przyjaciółka i współlokatorka.  Poznałyśmy się właśnie na forum poświęconym a7x. Alice jest pisarką i do końca tygodnia ma skończyć książkę, aby pokazać ją w wydawnictwie. No nic, chociaż pożyczyła mi wygodne glany, bo bez nich ludzie by mnie zwyczajnie stratowali.
Po koncercie prześlizgnęłam się do ochrony i pokazałam legitymację oraz etykietkę przyczepioną do koszuli. Bez tego nie wpuściliby mnie za kulisy. Moją ostatnią misją było zrobienie krótkiego wywiadu, który dopełniłby całości. Zmierzwiłam włosy ręką, chociaż i tak nie wyglądałam zbyt profesjonalnie. Na backstage'u panował tłok i wyłapałam wzrokiem chyba wszystkich, oprócz chłopaków. Dopiero potem rzucił mi się w oczy Rev, popijający piwo z Johnnym. Syn udzielał wywiadu jakiejś seksobombie, która mizdrzyła się do niego jak głupia. A jemu ewidentnie się to podobało. Podała mu jakąś kartkę, chyba z numerem telefonu. Uśmiechnął się do niej, odczekał chwilę i wyrzucił karteczkę do kosza. Moja kolej. Podeszłam do niego niepewnie. Po prostu zmiótł mnie z ziemi swoim uśmiechem, więc nawet ni pamiętam co dokładnie wydukałam.
-Cześć. Świetny koncert. Jestem Nicole i...
-Dzięki, zapraszamy na kolejne - przerwał mi, nie dając się nawet przedstawić - Sorry, spieszę się, kup płytę i koszulkę, na razie. - Po tym zniknął gdzieś w tłumie, by dalej zbijać piątki ze znajomymi mu ludźmi.
Zupełnie mnie zignorował, cholera. No cóż, przeleciał mu przed nosem fajny wywiad. Mimo wszystko się wkurzyłam i żałowałam, że nie ma tu ze mną Alice. Ona zawsze potrafiła nagadać takim dupką jak Gates, a ja? Ja raczej byłam przyzwyczajona, że ludzie mnie nie zauważają. Bardzo często byłam dla nich panną Nicky - Nikt. Zbyt często. I tym razem ktoś najwidoczniej mnie nie zauważył i popchnął z ogromną siłą. Frustracja sięgnęła zenitu.
-Jak chodzisz?! - warknęłam i tym samym zgasiłam najsłodszy uśmiech świata.
-Przepraszam, zupełnie cię nie zauważyłem. - Shadows podał mi rękę, ale bez jego pomocy podniosłam się z ziemi. Dotknęłam obolałego ramienia. Zawsze miałam z nim jakieś problemu, a po tym wypadku wyczuwam wizytę u lekarza.
-No co ty nie powiesz - warknęłam, jednocześnie chciało mi się płakać.
-Nic ci nie jest? - Popatrzył na mnie z lekkim politowaniem, spod ciemnych okularów.
-Dzięki za troskę . - Poprawiłam identyfikator, odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Co tam, odpuszczę sobie ten wywiad, nie chce mi się z nimi gadać. Ale recenzję napiszę im ładną, koncert był przecież niesamowity.


Wtoczyłam się do mieszkania. W naszej, jasnej o każdej porze dnia kuchni siedziała Alice z laptopem i kubkiem parującego napoju.
-Kawa o tej godzinie moja droga? To niezdrowe!
-Ale konieczne! Mam dwadzieścia osiem godzin na skończenie tego pieprzonego romansu dla pospólstwa. Ty wiesz, że ja mam większe ambicje? - Energicznie zamknęła komputer.
-Wiem Ali. - Usiadłam naprzeciw niej, podciągając kolana do brody.
-Co się dzieje mała? - Zawsze potrafiła mnie rozszyfrować.
-Nic - mruknęłam i wypiłam łyk z jej kubka.
-Gadaj! Jak było na koncercie?
-Nieziemsko. Tylko chłopaki trochę inni niż to sobie wyobrażałam.
-Rev jeszcze wyższy, a Gates seksowniejszy? - Uśmiechnęła się tym swoim charakterystycznym, wartym milion dolarów uśmiechem.
Alice nienawidziła facetów. Pociągali ją, to fakt, ale zawsze traktowała ich dosyć przedmiotowo.  Potrafiła zgasić ich jednym słowem. Nie dziwię się, w końcu tyle przeszła ... Mężczyźni za nią szaleli, ale ona? Ona wciąż powtarzała, że nie potrzebuję ich do szczęścia. Moim zdaniem trochę potrzebowała. Ale za żadne skarby nie potrafiłam jej tego wbić do głowy.
-To też. Ale kiedy chciałam zrobić z nimi wywiad, Gates zupełnie mnie olał, a ten cały Shadows nawet mnie nie zauważył.
-A to dupek! Ciebie nie można nie zauważyć!
-Czasami mi się wydaję, że mój Christopher jest jedynym, normalnym facetem na świecie - rozmarzyłam się.
-Taaa - Alice mruknęła sceptycznie i znów zatopiła się w pracy.
-Nie będę ci przeszkadzać i pójdę już do siebie. Nie siedź długo, ok? - Pocałowałam ją w policzek.
-Ok. Dobranoc.
Christopher jest moim chłopakiem. Jesteśmy razem dwa lata. On jest dobrze zapowiadającym się chirurgiem i poznaliśmy się właśnie, kiedy trafiłam do niego z tym moim nieszczęsnym ramieniem po wypadku samochodowym. Zawsze czuję się przy nim bezpieczna. Żaden facet nigdy nie otaczał mnie taką troską i opieką. Był zaangażowany w nasz związek, a ja kocham go jak szalona. Nie wiem czemu Ali go nie lubi. Nigdy mi tego oczywiście nie powiedziała, ale takie odnoszę wrażenie. Kocham Chrisa. Jest najcudowniejszym facetem na świecie.


Położyłam się w łóżku i zatopiłam w jedwabnej pościeli. Próbowałam dodzwonić się do Chrisa, ale nie odbierał, więc pewnie ma dyżur. Kiedy zasypiałam, wciąż dźwięczały mi w uszach słowa Matta. Cholera, nie mogłam uwolnić się od jego głosu, był tak hipnotyzujący, uzależniający... Recenzję napiszę jutro. Mam dziś dość tego całego Avenged Sevenfold.



I jak wam się podoba? Liczę na jakieś sugestię, pomysły i prośby, w końcu to pierwszy odcinek :)