środa, 30 stycznia 2013

18. When I can't hold my eyes...

Cześć miśki ! Chciałam zrobić wam niespodziankę i wstawić odcinek już wczoraj, jednak nie miałam siły, żeby go sprawdzić. Teraz chilluje przy gorzkiej kawie, powinnam uczyć się angielskiego, ale co tam :D Dedykowany wam wszystkim! Cieszę się, że ostatni odcinek tak się spodobał, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. No, czas zaczynać :)

Alice zmierzała ścieżką miejskiego parku w piękny, kwietniowy dzień. Słońce mocno dawało o sobie znać, więc wsunęła przeciwsłoneczne okulary, a wytartą, jeansową kurtkę schowała do torby. Po ostatniej premierzy książki, szereg najróżniejszych wydawnictw zaproponowało jej współpracę. Właśnie szła na rozmowę do jednego z nich, największego i najbardziej prestiżowego. Pod jego patronatem książki wydawali naprawdę wielcy pisarze. Czuła, że tym razem wszystko zmierza w stronę zmian. W dodatku - na lepsze. Przyspieszyła kroku, zawsze tak reagowała na stres. Wtedy poczuła czyjeś dłonie zakrywające jej oczy.
-Cholera ! - pisnęła.
-Spokojnie księżniczko, to tylko ja - usłyszała ciepły głos Briana.
-Nie strasz mnie tak więcej, zgoda?! - wrzasnęła, uwalniając się z jego objęć.
-Hej, co się dzieje? To miał być tylko żart - zatrzymał ją gwałtownie - Czemu się tak wystraszyłaś.
-Bo nie bawią mnie takie żarty - fuknęła, ale widząc jego zwrot w tył, chwyciła go za rękę i odwróciła w swoim kierunku - Przepraszam Bri, po prostu... zresztą, nieważne. Nie lubię, kiedy ktoś zachodzi mnie od tyłu, nie rób tego więcej, dobrze? - Pogłaskała go po policzku.
-No przecież nie będę się na ciebie gniewał, nie jestem dzieciakiem - pocałował ją czule - Ale wrócimy do tej rozmowy - powiedział, opierając głowę o jej czoło.
-Może kiedyś...
-Masz przede mną tajemnice? - spytał żartobliwie, jednak zaniepokoił się widząc wyraz jej twarzy - Mała?
-Wolałabym o tym nie rozmawiać tutaj i teraz - odpowiedziała, a on szeroko otworzył oczy - Spokojnie Haner - poklepała go policzku i roześmiała się - Nie okłamuję cię miś, po prostu znamy się dość krótko i zdążyłam opowiedzieć ci jeszcze całej historii mojego życia.
-Ale opowiesz? Mamy dużo czasu - uśmiechnął się - A tak w ogóle, dokąd idziesz? Trochę cię zagadałem.
-Mam dziś rozmowę w sprawie pracy, wiesz, opowiadałam ci.
-Ahh tak, fakt. To leć mała, powodzenia! - Zamknął ją w ramionach i przytulił czule.
-Przyda mi się. Zapomniałabym... a co ty tutaj robisz? - spojrzała na niego podejrzliwie.
-Chciałem cię zobaczyć - uśmiechnął się.
-Coś kręcisz Haner i jak mi teraz nie powiesz to sama się dowiem ! - Pogroziła mu palcem.
-Przed tobą niczego nie da utrzymać się w tajemnicy. - Wzruszył ramionami - No dobra, powiem ci. Internet mi padł, a muszę zamówić bilety na piątek.
-Jakie bilety?
-Lotnicze.
-Nic z tego nie rozumiem... Dokąd wyjeżdżasz? - Zrobiła smutną minę - Myślałam, że ten weekend spędzimy razem.
-Bo spędzimy Iskierko, bo ty lecisz razem ze mną - zaśmiał się - Lecimy do Cleveland, mamy tam koncert w piątek.
-Cleveland? Czyli rozumiem, że lecimy tam wszyscy, tak?
-My i chłopaki na pewno, Alexis i Mart zapewne też. Nie wiem jeszcze jak z Hope, Jimmy powiedział, że dziś ją spyta.
-A Nicky i Matt?
-Dojadą do nas. Jest jeszcze coś...
-Już się boję. - Podparła się pod boki.
-Musisz spakować większą walizkę, bo spędzimy w Cleveland całą sobotę, a potem całą ekipą jedziemy do rodziców Matta i zostajemy tam do wtorku.
-Matko, wy to jednak jesteście ostro porąbani - zaśmiała się - Nie można się z wami nudzić.
-Ze mną na pewno. - Złapał ją za biodra i przysunął blisko do siebie - No Iskiereczko, nie wiem jak ty, ale ja planuje gorący urlop.
-Tylko się nie zapal, byłoby szkoda takiego fajnego ciała - uśmiechnęła się prowokacyjnie - No już, puszczaj mnie, muszę dostać tą pracę.
-Nie zapomnij im tylko powiedzieć, że będziesz w stanie zacząć dopiero w przyszły czwartek. Obiecuję ci, że wymęczę cię przez ten czas jak nigdy. - Pocałował ją namiętnie.
-Dobrze, panie Haner.
Wiódł za nią wzrokiem, póki nie zniknęła za najbliższym zakrętem. Odwróciła się jeszcze w tym miejscu i posłała mu buziaka w powietrzu. Ta dziewczyna tak bardzo go zauroczyła. Oszalał na jej punkcie i czuł , że z dnia na dzień coraz bardziej się w niej zakochuje, jednak niczego nie był pewny. Z nią nic nigdy nie było pewne...


Jimmy wpadł rozradowany do muzycznego, zarażając wszystkich napotkanych ludzi swoim optymizmem. Nucił coś po nosem, potem coraz głośniej, aż w końcu na całe gardło zaczął krzyczeć słowa "Walk". Chwycił pierwsze z brzegu pałeczki - trafił akurat na najdroższy egzemplarz- i zaczął tłuc nimi w co popadnie. Na jego nieszczęście, jedna pękła wzdłuż.
-Cholerka - zaśmiał się i schował je za plecami.
-Nie chowaj, widziałam ! - Napotkał gniewny wzrok Hope - Co ty tu do diabła wyprawiasz?
-Oj nie gniewaj się, po prostu były jakieś kiepskie... - Zrobił minkę smutnego psiaka.
-Kiepskie? Kiepskie pałki za 300 dolców , gratuluję pomysłów Jimmy!
-Przepraszam no, przecież zapłacę za nie ! - Wyciągnął je zza pleców i zaczął obracać w dłoniach.
-Co ty tu w ogóle robisz? - próbowała się złościć, ale nie potrafiła.
-Chciałem cię zobaczyć - powiedział, a jej twarz rozjaśniła się w uroczym uśmiechu.
-Naprawdę? - spytała nieśmiało.
-Tak i nawet o coś spytać... zaproponować ci... poprosić... cholera, sam nie wiem. - Schował połamane pałki do kieszeni spodni.
-O co chodzi Jimmy? - uśmiechnęła się, nieco zdezorientowana.
-Gramy w piątek koncert w Cleveland, spędzamy tam sobotę, a potem całą ekipą zwalamy się do staruszków Matta w Nowym Orleanie. Jeśli nie zabalujemy ostro to wrócimy w piątek do domu i ...
-Ale przecież nie musisz mi nic wyjaśniać, a tym bardziej pytać mnie o zgodę - zaśmiała się.
-Nie w tym rzecz... - Zmierzwił włosy i wyprostował się znacząco - Hope Mortensen, chciałbym, żeby wybrała się tam panienka ze mną - powiedział, a ona stanęła jak wryta na kilka sekund - No powiedz coś mała.
-Bardzo się cieszę na ten wyjazd - powiedziała cichutko. Rozchmurzył się, a cały stres właśnie go opuścił.
-Już myślałem, że się nie zgodzisz. Jejusiu, nawet nie wiesz jak ja się cieszę ! - powiedział i przytulił ją mocno, podnosząc kilka centymetrów nad podłogę.
-Żadnych romansów w pracy Hope ! - usłyszeli rozbawiony głos właściciela - A ty Rev nawet nie myśl, że te pałki ujdą ci płazem, wszystko widziałem.
-Spokojnie kolego, pieniądze zostaną wpłacone. Woli kolega kartą, w gotówce czy może przyjmuje kolega czeki? - Wyszczerzył ząbki.
-Wystarczy, że postawisz piwo w najbliższym czasie i szybko się stąd zmyjesz. Dekoncentrujesz mi personel! - Podał mu rękę.
-Już mnie nie ma. - Nie pozostawił Hope bez czułego buziaka w czółko - Zdzwonimy się mała. Paa! 


Alexis cały dzień zajmowała się projektem nowego dzieła dla swojego znajomego. Miała razem z Mart salon pircingu i tatuażu. Ona była tatuatorką, a jej praca pochłaniała ją całą. Zresztą, ona wcale nie traktowała tego jak prace, ale sposób na życie. Czerpała z projektów maksimum przyjemności i cieszyła się, że jej prace zostaną na czyjejś skórze już na zawsze. W ten sposób mogła wpisać się w życie tysięcy ludzi. Mogła kreślić ich historie. Najbardziej lubiła, kiedy do salonu wpadali gówniarze z prawdopodobnie podrobionym podpisem rodziców, tacy zafascynowani swoim pierwszym tatuażem. Doskonale ich rozumiała, sama zrobiła swój pierwszy w wieku piętnastu lat, a rodzice dowiedzieli się dopiero jakieś dwa lata później. Uwielbiała również zakochane, zapatrzone w siebie pary, proszące o wytatuowanie imienia ukochanej osoby. Spojrzała na piękny, zdobiony napis "Zacky Vangeance" na swojej ręce. Uśmiechnęła się do siebie samej. Poznali się właśnie w jej salonie, kiedy chciał zrobić sobie kolejny z rzędu tatuaż. Zauroczył ją, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Teraz czuła, że odkąd zamieszkali razem, zaczęli się od siebie oddalać. Znikał na całe dnie, a ostatnio nawet noce. Teraz również nie było go w domu i nie miała pojęcia, gdzie jest. Powiedział jej tylko, że musi załatwić jakąś pilną sprawę. Właśnie kreśliła ostatnie elementy, kiedy zadzwonił jej telefon.
-Cześć Mart. Co tam?
-Alex, chciałam zapytać co robimy ze studiem w ten weekend?
-Nie rozumiem? - spytała zdziwiona.
-Musimy go zamknąć do środy, prawda?
-Ale z jakiego powodu? Rozchorowałaś się? Jeśli tak, to po prostu zapiszę twoich klientów na inne terminy - powiedziała Alexis.
-Ale o czym ty mówisz? Mała, przecież wyjeżdżamy na weekend wszyscy razem - usłyszała niepewność w głosie Mart.
-O niczym nie wiem...
-Zacky ci nie mówił? Pewnie nie miał jeszcze okazji. Lecimy do Cleveland w piątek, potem jedziemy do Nowego Orleanu i wracamy we wtorek - usłyszała szczebioczący głos Mart. Ostatnie zdanie na tyle zbiło ją z tropu, że dalej już nie słuchała wywodu dziewczyny o tym, że tak bardzo nie może się doczekać, że Johnny zaprosił ją w taki wyjątkowy sposób, nie wie jakie zabrać ubrania i będzie się śmiesznie czuć w domu rodziców Matta.
-Słuchaj Mart, nie mogę teraz rozmawiać...- ciężko przełknęła ślinę i poczuła, że pieką ją oczy.
-W porządku. Widzimy się jutro w pracy. Pa - usłyszała, a potem nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Rzuciła telefon na łóżko. Targały nią sprzeczne emocje, a w głowie kołatało się tysiące najróżniejszych myśli. Może Zacky nie chce z nią jechać i wymyśli przed resztą jakąś wymówkę? Powie, że to ona nie miała ochoty, że nie chciała zostawić studia? Może chce od niej odpocząć? Zrobiła coś nie tak? Powiedziała coś, co go obraziło? Może zwyczajnie ma jej dość i nie chce już z nią mieszkać? Albo po prostu zapomniał jej powiedzieć? Na pewno zrobi to w najbliższych dniach. Na pewno...
Zamknęła oczy, a spod jej rzęs na policzki ciężko upadło kilka łez. To był zły pomysł. Nie mogła zamykać swoich oczu....

czwartek, 24 stycznia 2013

17. Who we are?

Matko boska, co za terror zastosowano ! Nie wiem jak to robicie, ale działa, a ja jestem beznadziejnie uległa . Dla moich trzech największych terrorystów Joanny, Sylwii i Martyny :) Oraz dla wszystkich, którzy zaglądają tu czasem do mnie i czytają odcinki.

Na kolacji czułam się dosyć pewnie, zważając na to, że przy pierwszym spotkaniu jestem dość wstydliwa. Jednak tym razem rodzice Matta nie dawali mi powodów to skrępowania. Rozmawiali ze mną, jakby znali mnie od lat. Ganili mnie, że mam mówić im po imieniu. A więc Kim pytała mnie o rodzinę. Mimo, że ta sytuacja jest dość skomplikowana, nie wstydziłam się o tym mówić, a oni słuchać. Kim wciąż powtarzała, że rodzice na pewno za mną tęsknią i że kiedyś koniecznie muszę się do nich odezwać. Może ma rację... sama nie wiem. To taka cudowna kobieta, pełna ciepła. Chciałabym, żeby moja mama była właśnie taka. Znajduję w niej wszystko co najlepsze. Gary też jest wporządku, wypytywał mnie o prace, chwalił za ambicję i wciąż powtarzał, że taka urocza za mnie dziewczyna. To nawet zabawne. Tylko Amy nie odzywała się ani słowem, odburkiwała coś tylko, kiedy została spytana. Nie wiem o co chodziło tej dziewczynie, może była zazdrosna o Matta? W końcu jej ukochany brat przyprowadził do domu inną dziewczynę. Nie wiem jak to jest, w końcu nie mam rodzeństwa. Chciałabym się z nią jakoś zaprzyjaźnić, ale ona jest trudna.
-Macie jakieś plany na ten tydzień? - spytał Gary.
-Chciałbym pokazać Nicky Nowy Orlean od najpiękniejszej strony. Na pewno nie będziemy się nudzić - zaśmiał się Matt i objął mnie ramieniem - Tylko w piątek mamy zamiar jechać za miasto.
-Nic mi o tym nie mówiłeś? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Nie było jeszcze okazji. - Dał mi pstryczka w nos - Zaproponowano nam mały koncert Cleveland w piątkowy wieczór i zostaniemy tam na całą sobotę - uśmiechnął się radośnie, ale po chwili wszyscy doznaliśmy szoku, kiedy Amy wybiegła z kuchni na piętro, strącając przy tym z komody ramkę ze zdjęciem.
-Co się stało? - Gary podniósł się z miejsca, ale żona przytrzymała go za rękę.
-Co ja takiego powiedziałem? - Matt zestresował się nie na żarty.
-W sobotę są urodziny Amy kochanie... - Matka spojrzała na niego łagodnie.
-Cholera, zapomniałem... - Shads uderzył pięścią w stół - Pójdę z nią pogadać i załagodzić jakoś sytuację.
-Nie mam pojęcia co się z nią dzieje - powiedziała Kim, napotykając moje zdziwione spojrzenie.
-Kiedy Matthew był w jej wieku też się buntował, już nie pamiętasz? - Gary nałożył sobie jeszcze odrobinę sałatki - Nastolatki tak po prostu mają.
-W końcu w sobotę kończy siedemnaście lat. A jeszcze niedawno ganiała się z Mattem po podwórku w Huntington Beach - odparła Kim.
-Dlaczego przeprowadziliście się tutaj? - spytałam. Od dawna mnie to nurtowało.
-Odpowiedź jest prosta, Gary dostał propozycję świetnej pracy tutaj. Amy była jeszcze dzieckiem, zgodziła się na przeprowadzkę, za to Matt miał już w Huntington własne życie, przyjaciół i zespół...
-Strasznie się buntował, wytrzymał tutaj tylko rok, potem pozwoliliśmy mu wracać do Huntington Beach, w końcu był już dorosły - powiedział Gary i uśmiechnął się, prawdopodobnie do swoich wspomnień.

Shadows ostrożnie zbliżył się do drzwi. Odetchnął głęboko i zapukał.
-Mogę wejść?
-Idź sobie ! - słyszał w odpowiedzi.
-Amy , ja.... - Delikatnie nacisnął klamkę.
-Spieprzaj , rozumiesz?!
-O nie moja droga, tego już za wiele ! - Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi i zobaczył na łóżku zwiniętą w kłębek Amy. Płakała - Mała powiedz mi, co się dzieje?
-Zapomniałeś o moich urodzinach! W ogóle o niczym nie myślisz, odkąd przywiozłeś tu ze sobą tą całą Nicky! - Imię wymówiła z pogardą.
-A co ma do tego Nicky?
-Jesteś jej posłuszny jak mały piesek. To wszystko jej wina! - wrzasnęła i rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Amy, co ty wygadujesz? Ja wiem, że to dla ciebie być może trudna sytuacja, ale ja jestem już dorosły i chyba nie muszę ci tłumaczyć jak małemu dziecku, że dorośli chłopcy spotykają się z dziewczynami? - zaśmiał się, ale nie odwzajemniła tego.
-Wiem o tym głupku, ale ja wolałam, kiedy spotykałeś się z Val ! - Zatkało go. Próbował objąć ją ramieniem, ale odsunęła się znacznie.
-Mała, ja wiem, że byłyście zżyte, ale musisz zrozumieć, że dla mnie związek z Valery to przeszłość. Nie potrafiliśmy być razem, nie można nikogo zmusić do miłości, a Val mnie nie kochała. - Pogłaskał ją po głowie - Przecież nie zabraniam ci się z nią przyjaźnić,ale zrozum również mnie, muszę żyć dalej - odetchnął - Nicole jest dla mnie bardzo ważna maleńka. Ty na pewno też ją polubisz, tylko daj jej szansę.
-Kochasz ją? - rzuciła mu nieokreślone spojrzenie.
-Nie wiem. Jestem nią oczarowany i naprawdę mi na niej zależy. Chcę, żebyś to zaakceptowała.
-Zrobię to dla ciebie - burknęła, lecz po chwili rzuciła mu się w ramiona.
-Wynagrodzę ci tą sobotę. Obiecuję, że całą niedziele spędzimy razem, we dwójkę.
-A co z Nicky? - spytała.
-Dobra powiem ci, ale nie możesz nikomu powiedzieć, zgoda? - spojrzał na nią i wytarł jej spod oczu rozmazany tusz.
-Dobrze.
-Wrócimy w sobotę wieczorem, a razem z nami cała rodzinka Avenged Sevenfold. Zostaniemy tutaj do wtorku, wszyscy razem. Chłopaki zabiorą swoje ukochane, więc na pewno Nicole nie będzie się nudzić.
-W takim układzie, jeśli oczywiście pozwolisz, chciałabym niedziele spędzić z wami wszystkimi. Stęskniłam się za tymi świrami !
-Oni za tobą też. Wiesz, że każdy znalazł sobie swoją miłość? A przynajmniej mam nadzieję, że każda ta znajomość przerodzi się w miłość - zaśmiał się.
-No nie gadaj? Nawet Jimmy Jestem Wiecznym Singlem Sullivan? - Szeroko otworzyła oczy, a szczenka jej opadła.
-Nawet. Cieszę się, że chcesz spędzić czas z nami wszystkimi - uśmiechnął się ciepło i przytulił ją do swojej klatki.
-Jeśli mam polubić tą twoją Nicky, to muszę ją chyba poznać - prychnęła, lecz można było zauważyć cień uśmiechu na jej ustach.
-Obiecuję, że nie zapomnisz tego dnia do końca życia.
-Ty również braciszku, ty również...



Alexis snuła się nerwowo po kuchni. Wykonała chyba z setki telefonów do Bakera, z początku nie odpowiadał, potem był już nieosiągalny. Martwiła się nie na żarty, w końcu nigdy się tak nie zachowywał, coś musiało się stać. Z początku chciała obdzwonić chłopaków, ale pomyśleliby pewnie, że świruje. Zresztą, nigdy nie chciała kontrolować Zacky'ego, ufała mu bezgraniczne. Uznała, że może zabalował z chłopakami i został u któregoś z nich na noc. Wspominał coś przecież, że wychodzi do Johnnego. Tak, na pewno zrobili sobie imprezkę i rozładował mu się telefon. Uspokojona swoimi domysłami, położyła się na sofie w salonie i usnęła. Z samego rana obudził ją dźwięk przekręcanego klucza u drzwi. Najpierw zobaczyła niewyraźną sylwetkę Bakera, potem poczuła nieodłącznie towarzyszący mu zapach papierosów. Skradał się się na palcach, ale zauważył, że mu się przygląda.
-Alex, czemu nie śpisz? - spytał i przysiadł na brzegu łóżka.
-Czekałam na ciebie, ale nie wróciłeś... - Przetarła oczy.
-Mówiłem przecież, że idę do Christa. - Chciał odgarnąć jej włosy, ale cofnął rękę.
-Mogłeś chociaż zadzwonić.Martwiłam się o ciebie. Wiesz, że w ogóle cię nie kontroluję, ale mimo wszystko chciałabym wiedzieć, kiedy zostajesz gdzieś na noc. - Pogłaskała go po policzku - Odchodziłam od zmysłów, nie rób mi tego więcej.
-Dobrze, bardzo przepraszam - powiedział, lecz uciekł od jej dotyku.
-Skarbie, jesteś jakiś nieswój. Coś się stało? - Wyprostowała się i usiadła po turecku naprzeciw niego.
-Nie, po prostu mało wczoraj spałem - uśmiechnął się blado - Ty chyba też, sądząc po podkrążonych oczach. Powinnaś się położyć.
-Najpierw zrobię ci śniadanie. - Wyskoczyła z łóżka i założyła ogromne kapcie w kształcie hipopotamków - Na co masz ochotę? Jajka i bekon ?
-Poproszę - odparł, a kiedy zniknęła na kuchennym filarem schował twarz w dłoniach.
Sam nie wiedział czemu to robi. Czemu zdradza najcudowniejszą kobietę na świecie. Tą, która zrobiłaby dla niego wszystko, nawet śniadanie o piątek nad ranem, biorąc pod uwagę, że sama położyła się do łóżka dopiero o czwartej. W tym czasie, kiedy on właśnie żegnał się z Carol, namiętnym pocałunkiem, cichym westchnieniem i obietnicą powtórki ubiegłej nocy. Był na siebie wściekły, lecz mimo to, wciąż czekał na chwilę, kiedy zobaczy swoją blond prowokatorkę, swój zakazany owoc. Alexis podśpiewywała Afterlife w kuchni, była taka radosna. Każda inna kobieta pewnie byłaby na niego wściekła, zrobiła awanturę, że nie wrócił na noc i nawet nie odebrał pieprzonego telefonu. Ale nie Alexis. Ona właśnie parzyła świeżą kawę, a promienie wchodzącego słońca otulały jej sylwetkę. Był wściekły, że ją krzywdzi, że jego koszulka jeszcze pachnie zapachem Carol, że podzielił się na dwa. Nienawidził siebie za to, że niczego nie żałuje. Co takiego miała w sobie tajemnicza pani fotograf? Dlaczego tak cholernie chciał ją mieć? Nie wiedział...jeszcze nie wiedział.
-Nie jesteś na mnie zła? - spytał, biorąc od niej talerz i kubek cudnie pachnącej kawy.
-Nie, najważniejsze jest to, że nic ci nie jest kochanie. - Pocałowała go w policzek - Jedz, bo wystygnie.
-Nie musiałaś czekać na mnie, śniadania też nie musiałaś robić...
-Nie musiałam, ale chciałam, bo cię kocham. - Pogładziła dłonią jego szorstki policzek - No nie patrz tak na mnie tylko jedz, u Johnnego były pewnie same chipsy i inne puste kalorie.

środa, 16 stycznia 2013

16. Emotions. Feelings. Seks .

Nie powiem, to całkiem romantyczna chwila. W całym swoim życiu przeżyłam takich tylko kilka. Jedna zdarzyła się w liceum, kiedy moja pierwsza miłość Paul zabrał mnie do wesołego miasteczka i na samym szczycie wagonikowej kolejki wyznał mi miłość. W tym momencie nie widziałam świata poza nim, lecz wszystko legło z gruzach parę dni później, kiedy przyłapałam go na zaliczaniu jednej z cheelrederek na zapleczu sali gimnastycznej. Dopiero z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że niczego więcej nie mogłam się po nim spodziewać, przecież był typowym chłopakiem, z typowego amerykańskiego liceum. A jeśli życie to materiał na kiepską komedie romantyczną, to ja raczej byłam postacią drugoplanową, taką, którą się zdradza z seksownymi cheelrederkami. Kolejna z romantycznych chwil przytrafiła mi się właśnie z Chrisem, kiedy po wypadku obudziłam się w szpitalu i pierwszą osobą, którą zobaczyłam był on. Nie znałam go jeszcze, a mimo to głaskał mnie po ramieniu, które wylądowało w masywnym gipsie. Pierwsze jego słowa to " pani ma niewiarygodnie piękne oczy". Wtedy nie mogłam przypuszczać, że moje oczy spodobałyby mu się bardziej w innym ciele... Instynktownie dotknęłam ramienia, które do tej pory sprawiało mi kłopoty.
-Coś nie tak? - spytał Matt.
-Nie, po prostu trochę tu chłodno.
-To od jeziora - powiedział i przytulił mnie do siebie.
Chwilę potem poczułam na policzku kilka kropli deszczu, a już sekundę później rozpadało się na dobre. Zanim zdążyliśmy dobiec do samochodu, byliśmy już cali mokrzy. Trzęsłam się z zimna, bo miałam na sobie tylko cienki sweterek, więc Matt sięgnął na tylne siedzenie i podał mi swoją skórzaną kurtkę.
-Włóż ją. Za chwilę się ogrzejesz, czeka nas jakieś dziesięć minut drogi - uśmiechnął się.
-Jak ja mam się pokazać twoim rodzicom? - wskazałam na przemoczone ubrania - To chyba sprawi nie najlepsze pierwsze wrażenie?
-Uwierz mi, będą zachwyceni mokrym kotkiem - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę - Jesteśmy na miejscu.
Najpierw w oczy rzuciła mi się ogromna brama z dębowego drzewa. Dopiero kiedy ją minęliśmy, mogłam zobaczyć dom rodziny Sandersów w całej okazałości. Było już ciemno, więc jego kolor nie był jednoznaczny. Wiem jednak, że był ogromny, z pięknymi schodami i kolumnami u wejścia. W pokojach na parterze świeciło się światło, a ktoś w salonie bardzo głośno oglądał telewizję. Zanim weszliśmy do domu, zdążyliśmy zmoknąć dwa razy bardziej niż poprzednio.
-Wszystko będzie ok, moi rodzice są wporządku, zobaczysz - uśmiechnął się i nim cokolwiek odpowiedziałam, popchnął mnie w stronę wejścia i otworzył drzwi- Rodzino, przybył wasz ukochany syn ! - wrzasnął, a w domu zaczął panować tłok.
-Matthew? - z pokoju po lewej wybiegł prawdopodobnie jego tata - Chłopie, a co ty tu robisz? Myśleliśmy, że nie pojawisz się tu aż do momentu wieści o jakimś ślubie ! - Poklepał go po ramieniu i spojrzał na mnie - No chyba, że to właśnie ta chwila?
-Nie tato, Nicole to moja przyjaciółka, przyjechaliśmy na urlop, mam nadzieję, że to nie problem?- odrzekł Matt.
-Dziecko, jaki problem? - W pokoju pojawiła się jakaś pani, chyba jego mama, bo byli bardzo podobni - Tak się cieszę, że jesteście ! - Przytuliła go i pocałowała w policzek. Mnie również. Od razu zrobiło się cieplej.
-Mamo, to Nicky, moja przyjaciółka. Zostaniemy na jakiś tydzień, więc będziecie się mogli mną nacieszyć - powiedział.
-Miło mi Nicky, jestem Kim, a to mój mąż Gary. Cieszymy się, że trochę tu pobędziecie, w końcu nie często mamy okazję spotkać własnego syna - odparła i znów przytuliła się do jego barczystych ramion.
-Ojj mamo... - jęknął i objął ją. Widać, że mieli bardzo dobre relacje, Matt rzadko się tak zachowuje - Pójdę po walizki, zaopiekujcie się Nicole.
Nim zdążył wrócić do holu wpadła jakaś dziewczyna o oczach takich jak Shads. Widziałam już jej zdjęcia w domu Matta w Huntington, ale i bez tego od razu można była stwierdzić, że to jego siostra.
-Kochanie, Matthew przyjechał! - rozpromieniła się matka, dziewczyna jeszcze bardziej - A to Nicole, jego przyjaciółka. Zostaną u nas na tydzień.
-Cześć, jestem Amy - podała mi rękę, ale potem szybko mnie zignorowała, bo do domu wszedł Matt - Brat marnotrawny powrócił ! - krzyknęła i rzuciła się mu na szyję - Jak dobrze, że jesteś.
-Amy, rośniesz i piękniejesz w oczach ! - Pogłaskał ją po blond włosach.
-Ty też rośniesz, tylko w szerz ! - Dała mu marny cios w brzuch.
-Uważaj mała! Nie radziłbym grabić sobie od początku, bo mam dla ciebie prezent.
-Daj ! - zrobiła minkę zbitego psiaka.
-Poproś ładnie ! - Pomachał jej pudełeczkiem przed oczami.
-Proszę, Matti ! - Dała mu całusa w policzek. Prezent kupowaliśmy razem, był to złoty łańcuszek z diamentową nutką - Jest piękny, dziękuję !
-No już dzieci, biegnijcie się przebrać i zapraszamy na kolację - powiedział Gary i wrócił do oglądania telewizji.
Matt zaprowadził mnie na piętro, na które wiodły piękne, drewniane schody. Stanęliśmy przed drzwiami pokoju, na których nalepione były różne naklejki z logo zespołów i trupimi czachami, a na środku wisiała tabliczka " wstęp wzbroniony ".
-Zapraszam do mojego królestwa - otworzył drzwi - jest tu trochę nienowocześnie, bo odkąd wyprowadziłem się z domu nic tutaj nie zmieniałem.
Fakt, wyglądał jak pokój nastolatka, ale był tak charakterystyczny, że nie mogłabym go przypisać do kogoś innego niż Matt. Ściany były oblepione plakatami samych najlepszych zespołów, po wewnętrznej stronie drzwi wisiał mały kosz , a pod biurkiem mini piłki, obok biurka stojak na płyty. Była to potężna kolekcja. Po prawej stronie pianino, tuż obok czarny wzmacniacz, a na środku pokoju statyw z mikrofonem.
-Przytulnie tutaj - powiedziałam i sięgnęłam do swojej walizki - Pozwolisz, że się przebiorę?
-Ależ nie krępuj się. - Usiadł na łóżku i przyglądał mi się uważnie z tym swoim uśmiechem.
Ściągnęłam mokre ubrania i starałam się go sprowokować. Szybko mi się to udało, bo zdążyłam naciągnąć na siebie tylko czarne jeansy, kiedy przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować.
-Kolacja na stole! - W drzwiach pokoju pojawiła się Amy, a ja siedziałam pół naga na kolanach u jej brata. Matko, było mi tak głupio.
-Amy, nie mogłaś zapukać? - Matt zachował spokój, kiedy ja szperałam w walizce w poszukiwaniu jakiejkolwiek bluzki.
-Kiedyś nie musiałam pukać - zezłościła się.
-Ale teraz nie jestem tutaj sam.
-Dobra, nie denerwuj się, przecież nic się nie stało. - Wyszła, trzaskając drzwiami.
-Przepraszam Nicky. - Poderwał się z łóżka i pogładził mnie po ramieniu - Nie wiem co w nią dziś wstąpiło, nigdy się tak nie zachowywała.
-Nic się nie stało, jest nastolatką, burza hormonów, sam rozumiesz - starałam się ukryć zażenowanie całą sytuacją.
-Na pewno wszystko wporządku? - spytał i uniósł mój podbródek do góry.
-Tak Matti - sprzedałam mu słodkiego całusa.
-W takim razie chodźmy na kolacje. Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny jak wilk! - Pogłaskał się po brzuszku.
-Ty zawsze jesteś głodny misiek - zaśmiałam się.
-Grzeczniej ! - Klepnął mnie w pupę i ruszyliśmy na parter.


Alice spędzała ten wieczór na czytaniu recenzji swojego dzieła. Wkurzały ją opinie, że jest to w jej wykonaniu kolejny romans i na pewno stać ją na więcej, tylko fundusze jej na to nie pozwalają. " Ja im pokażę! " - myślała, kiedy przewinęło jej się przed oczami kolejne takie zdanie. Częściej jednak rozwodzono się nad lekkością stylu, pomysłowością i charakterystyką bohaterów. Każdy życzył jej wielu sukcesów i wspaniałych powieści. Miała już pomysł, jak odmienić nieco swój styl i opinie cyników, tylko jeszcze nikomu tego nie zdradziła. Nie była przekonana. Refleksje zakłócił dzwonek do drzwi.
-Witam panią, wpadłem na kolację - przywitał ją Syn.
-Ale ja nic dziś nie gotowałam... - zmieszała się.
-No właśnie Iskierko i dlatego dobry duszek Brian przyszedł dziś z kolacją ! - Wyciągnął zza pleców dwie papierowe torby - Tylko najpierw trzeba ją przygotować, ale poradzę sobie.
-Będziesz gotował u mnie w domu? - zaśmiała się.
-Jeśli mnie wpuścisz. - Puścił jej oczko.
-Zapraszam.
Ustawił torby na kuchennym blacie i zaczął wyjmować składniki. Chwilę później cała kuchnia wypełniła się zapachem świeżych ziół i warzyw oraz aromatycznego kurczaka.
-Nie wiedziałam, że taki z ciebie mistrz kuchni - powiedziała, siadając na stole.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Mrugnął do niej i polał do kieliszków czerwonego wina. Podniosła się i ruszyła po swój. Chciała go pocałować, ale ją wyminął - Możesz patrzeć, ale nie dotykać - powiedział.
-Ale dlaczego? - Zrobiła smutną minkę.
-Podkręcam temperaturę - odparł i przygryzł dolną wargę, stojąc centymetry od jej ust
-Nieźle ci idzie... z tym gotowaniem oczywiście - zaśmiała się i wróciła do salonu.
-Bardzo proszę . - Postawił przed nią talerz z dobrze przygotowaną potrawą i usiadł naprzeciw - Smacznego.
-To jak, czego jeszcze o tobie nie wiem? - spytała.
-Kocham filmy akcji, jestem uzależniony od guitar hero i już nie mogę się dłużej powstrzymywać, żeby powiedzieć ci, że cholernie mnie pociągasz. - Nachylił się w jej stronę.
-O tym ostatnim akurat wiedziałam Haner, pożerasz mnie wzrokiem - zaśmiała się.
-A ty mnie - zbił ją z tropu.
-To prawda.
-Przygotowałem kolację, więc może ty zapewnisz deser? - Uniósł górną brew.
-Za 5 minut, w sypialni, będzie słodki - powiedziała i ruszyła schodami na górę.
-Tak ! Wreszcie! - szepnął, kiedy już zniknęła z pola widzenia.
W sekundzie ogarnęła pokój i wyciągnęła z szafy kokieteryjną bieliznę, którą dostała od Nicky na dwudzieste czwarte urodziny. Miała czerwony kolor, a na wierchu czarną koronkę. Stanęła tyłem do drzwi, kiedy rozległo się pukanie.
-Już - powiedziała.
Zadrżał na jej widok. Pożądał jej od pierwszej chwili, kiedy tylko ją zobaczył. Była tak bardzo w jego typie, szalona, intrygująca, bezpośrednia, kusząca. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej kobiety i czuł, że powoli zaczyna rządzić jego światem. Podporządkowywał się do niej, uzależniał swój dzień od jej osoby, myślał o niej cały czas, zaczynała być wszechobecna w jego życiu. A teraz miał ją na wyciągnięcie ręki.
Podszedł do niej i zsunął ramiączko stanika. Rozpalił dłońmi jej biodra tak bardzo, że zadrżała. Całował jej ramiona, szyję, usta, najpierw zmysłowo, potem namiętnie. Tak jak jeszcze nigdy. Popchnęła go na łóżko i ściągnęła z niego koszulkę, potem jenasy, które wylądowały na podłodze. Właśnie tego spodziewali się po tej chwili. Szaleństwa, które rozpalało ich od środka. Ogromnej namiętności i wzniosłości. Fajerwerków.
-Brian ! - krzyknęła, kiedy opadał na zimną pościel obok niej.
-Alice, muszę ci to wreszcie powiedzieć. Kocham cię Iskierko, zakochałem się jak wariat ! - jego słowa odbiły się echem w całym domu.
-Od pierwszego wejrzenie - wymruczała mu do ucha i pogłaskała rozpalony tors.
-Jeszcze raz? - Chwycił ją za biodra i posadził na swoich udach.
-Zdecydowanie !


Widziano dwójkę ludzi w centrum miasta. Ona, blondynka, wpatrzona w niego jak w obrazek. On, wysoki, miał czapkę i ciemne okulary. Nie chciał być chyba rozpoznany i nie został. Po prostu widziano ich , rzucali się w oczy, emanowali radością, iskrzyło między nimi. Bardzo chcieli być razem, ale na pierwszy rzut oka wydawało się, że to zakazane, że nie powinno ich tu być, że  nie powinien trzymać jej za rękę, a ona nie powinna szeptać mu do ucha. Adorowała go, wiodła po zatłoczonym chodniku. Mijali ludzi, ale zupełnie tak, jakby nikogo oprócz nich tam nie było. Szaleństwo. Skręcili w bok, nie chcieli należeć do tego szumu. On nie chciał, jej było wszystko jedno. A może nawet na rękę byłoby jej, gdyby ktoś nagle strzelił im fotkę, która wyląduję na pierwszych stronach gazet i zdobędzie internet tytułem " Gwiazda zdradza swoją dziewczynę ". On był się tego tytułu. Weszli do kameralnej knajpy, gdzie panował chaos, głośna muzyka, a wszędzie kłębił się dym z papierosa, którego on także odpalił. Zaciągnęła się dymem, wypuszczonym z jego ust.
-Mam kogoś. Musisz o tym wiedzieć. Kocham ją - powiedział, popijając piwo.
-Nie interesują mnie twoje związki. Jak dla mnie możesz mieć nawet trójkę dzieci. Nie chcę zostawać twoją żoną. - Odpaliła papierosa i chwyciła go za rękę. Uśmiechnął się.
-Idźmy na taki układ. Zero emocji, zero uczuć.
-Tylko seks - dokończyła za niego, spoglądając, jak cudnie się uśmiecha.
Widziano ich, jak kroczą środkiem drogi, z puszkami piwa w jednej ręce, ze splecionymi palcami u drugiej. Śmiali się, rozmawiali głośno, aż w końcu weszli w drzwi jednej kamienicy. Właśnie tam mieszkała.

piątek, 11 stycznia 2013

15. Take a photos!

Wiem, że nieczęste te moje odcinki, wiem też, że trochę kiepskie, krótkie, bez pomysłów, ale szkoła potrafi kompletnie wyprać z weny. Jednak od dziś zaczynam słodkie, słodkie ferie, więc szykujcie się kochani na emocjonujący rozwój wydarzeń ! Dedykacja dla wszystkich, którzy lubią tu do mnie zajrzeć.
Wasza zainspirowana Jenny :)


Pojawienie się chłopaków w naszej redakcji było wielkim wydarzeniem. Wszyscy dziwnie kręcili się kółko, wypatrywali ich na korytarzu czy przez okna biur, szeptali o ich wizycie, więc można było zauważyć czynne zainteresowanie tematem. Niektórzy trochę mnie podgadywali, w końcu to dzięki mojemu pomysłowi na wywiad chłopaki mieli pojawić się w redakcji. Dziewczyny poprawiały makijaż i eksponowały tatuaże, w końcu każdy tutaj był fanem ostrego grania. Zauważyłam nawet skromny wzór na ramieniu naczelnej, kiedy poprosiła mnie do swojego biura.
-Nicky, jesteś odpowiedzialna za wywiad, więc potowarzyszysz Carol na sesji. Poznałaś chłopaków, więc będzie wam się łatwiej pracować. - Poprawiła elegancką, czarną sukienkę - Nie zapomnijcie dopilnować też formalności, dobrze? Wiesz, mówię o tych wszystkich podpisach.
-Oczywiście - odparłam, kierując się do drzwi.
-Zaczekaj ! W sprawie zmiany twojego stanowiska... - zaczęła.
-Tak?
-Oczywiście wynagrodzenie wzrośnie, jeśli chcesz to dostaniesz własne biuro, od jutra możesz cieszyć się tygodniowym urlopem, lecz po powrocie czeka cię więcej obowiązków - uśmiechnęła się znacząco.
-Jestem na to gotowa. - Machnęłam ręką - Jednak nie potrzebuję azylu, wolę być bliżej zespołu i mieć na nich oko.
-Dobre podejście - mrugnęła - czuję, że będzie nam się miło współpracować.
-Też mi się tak wydaję.
-Miłej sesji Nicky i cudownego urlopu! - pożegnała mnie.
-Na pewno taki będzie. Do zobaczenia.

Niedługo potem pod redakcję podjechał samochód, który dowiózł nam ekipę Avenged Sevenfold. Wszyscy dziwili się, kiedy chłopaki witali mnie całusami, a Matt całkiem nieskromnym pocałunkiem. Musiałam zmierzyć się z masą pytań typu : " Od kiedy się z nimi przyjaźnisz?" , " Jacy są na co dzień ? " , " Co cię łączy z Sandersem? " , " Jesteście parą? ". Odpowiadałam raczej uśmiechem, zresztą chłopaki pomogli mi wyjść z sytuacji, odwracając uwagę od mojej osoby i sprytnie skupiając ją na sobie. Zagadywali moich współpracowników i rozdali parę autografów.
-To gdzie nasza pani fotograf? - Jimmy zatarł ręce - Już nie mogę się doczekać!
-Nie mam pojęcia. - Z niecierpliwością spojrzałam na zegarek - Już od dawna powinna tu być. Carol nigdy się nie spóźnia.
Tym sposobem wywołałam wilka z lasu, który siejąc podekscytowanie dołączył do nas zaledwie dwie minuty później. Carol wyglądała inaczej niż zazwyczaj. Codziennie spięte wysoko włosy, teraz lśniły na jej ramionach. Zniknęły hipsterskie okulary, a pojawił się delikatny makijaż. Na jej szyi zamiast ogromnego aparatu, wisiał złoty łańcuszek. Luźne spodnie z indyjskimi wzorami zamieniła na opięte, czarne rurki. Nie wiedziałam nawet, że Carol dysponuje taką figurą ! A może coś mi się pomyliło i to w ogóle nie była Carol? Na to przynajmniej wyglądało.
-Czemu się na mnie gapicie? - warknęła w stronę chłopaków z działu. To jednak była Carol, jej chrypliwy głos poznałabym na końcu świata.
-Hmm, bo wyglądasz inaczej niż zazwyczaj? - Dave obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów.
Zarumieniła się i kazała mu się zamknąć, nieśmiało zerkając na chłopaków z zespołu.
-Gotowi na zdjęcia? - rzuciła optymistycznie, kierując w moją stronę błagalne spojrzenie. Pewnie chodziło o to, żebym powstrzymała się od komentarza. Miała to jak w banku, już dawno przestałam interesować się cudzymi sprawami. O chłopaków mogłam być spokojna, w końcu każdy z nich miał kogoś, więc Carol z pewnością nie zawróci im w głowach, chociaż nie powiem, w dzisiejszym wydaniu wyglądała naprawdę korzystanie.
Najpierw wypełniliśmy formalności związane z sesją. Takie głupoty jak między innymi: zgoda na wykorzystanie wizerunku, prawa autorskie. Chłopaki byli już profesjonalistami w tej dziedzinie. Dokładnie czytali to, co podpisują i dopytywali o szczegóły.
-Zacky, podpisz się! - Szturchnęłam go lekko, wyrywając jednocześnie z zamyślenia. Patrzył przed siebie z uśmiechem, nie wiem tylko, czy tak bardzo spodobało mu się zdjęcie, przedstawiające chłopaków z Papa Roach zrobione przez Carol czy też sama jego autorka?
-Co? A tak, już. - Machnął podpis na umowie.
-W takim razie zabierajmy się za zdjęcia - powiedziała Carol, uśmiechając się właśnie w kierunku Bakera.
Chłopaki byli w swoim żywiole! Pani fotograf nie musiała specjalnie napominać ich jak powinni pozować, gdzie patrzeć, w jaki sposób przechylać głowę, żeby wyglądać dobrze. Byli do tego po prostu stworzeni. W dodatku tak naturalni, niczym nie skrępowani. Najlepiej oczywiście szły im zdjęcia grupowe. Było przy tym dużo śmiechu, bo Rev nie mógł powstrzymać się od ukazywania chłopakom miłości, ale dzięki temu zdjęcia były jeszcze bardziej radosne i szczere. Właśnie takie jak ten wywiad. Carol też czuła się jak ryba w wodzie. Biegała tylko z tym swoim aparatem i równie dobrze ktoś mógłby uchwycić na fotografiach ją samą, bo wyglądała przy tym niesamowicie! Nigdy nie miałyśmy bliższych relacji, ale muszę przyznać, że fajna z niej dziewczyna. Potem zaczęły się zdjęcia indywidualne, przy których Gates emanował seksem, mocno ściskając gryf swojej gitary i robiąc minę napalonego tygrysa. Johnny również zdecydował się na zdjęcia z basem, tylko on był raczej nieśmiały w kwestii pozowania, więc Carol udzieliła mu paru wskazówek. Fotki Jimmiego to seria, kiedy nie potrafi chociaż na chwile być poważny lub uwodzi spojrzeniem, a Matt? Matt był po prostu sobą. Uśmiechał się do mnie, kiedy Carol kazała mu zapozować tak czy inaczej, a on wykonywał to z przejęciem. Był uroczy, przygryzając dolną wargę i śmieszny, mierzwiąc włosy. Zacky'ego ciężko było oderwać od gitary chociaż na chwilę, więc jego zdjęcia to ukazanie romantycznej natury. Kto wie, może taki jest, ale na pewno tak właśnie wyglądał, próbując uwodzić spojrzeniem przyszłych czytelników wywiadu.
-Zacky, spójrz w obiektyw ! - Carol podeszła bliżej i usiadła na podłodze.
-Tak? - spytał, podpierając głowę na szczycie gryfu i patrząc prosto w aparat. Posypało się kilka błysków fleszy, a potem cisza, którą przerwał - Teraz dobrze?
-Tak, po prostu... - Odsunęła aparat od twarzy i przyjrzała się zdjęciu, które właśnie zrobiła - świetnie wyglądasz na fotografiach.
-Dziękuję - uśmiechnął się zmieszany i właśnie wtedy znów usłyszałam drażniący flesz.
-To jest cudowne ! - Wpadła w euforię, podbiegła do niego i pokazała mu zdjęcie - Zdecydowanie najlepsze, podoba ci się?
-Chyba najlepsza fotka w całym moim życiu - zaśmiał się - Masz talent, potrafisz wydobyć coś z niego.
-Mam po prostu przystojnego modela - ćwierkała, a ja porozumiewawczo spojrzałam na Matta.
-No dobra, kończymy? - Przerwałam tą sielankę.
-Taa ...- Carol niechętnie oderwała się od Zacka - Materiału chyba wystarczy. 


Mieliśmy wyjechać na tajemniczy urlop do Nowego Orleanu prosto po moim wyjściu z pracy. Matt miał zabrać spakowaną już walizkę z mojego mieszkania i podjechać po mnie do redakcji. Snułam sobie w głowie wizję idealnego tygodnia, czekając na niego przed budynkiem, kiedy ktoś gwałtowanie wyrwał mnie z moich marzeń. Ktoś, kogo nie chciałam widzieć.
-Nicky? - Chris złapał mnie za ramię - Czemu tak tutaj stoisz?
-Ale to chyba nie jest twoja sprawa? - Wyrwałam się i zrobiłam zdecydowany krok w tył.
-Czekasz na taksówkę? Może podwiozę cię do domu? - spytał łagodnie.
-A twój chłopak nie będzie zazdrosny? - nie potrafiłam powstrzymać się od tej ciętej uwagi.
-Oj Nicky, daj spokój. To że się rozstaliśmy nie znaczy, że musimy być wrogami, prawda?
-Właśnie, że znaczy - fuknęłam - a po drugie to chodzą słuchy, że wciąż jesteśmy razem. Czy możesz mi to wytłumaczyć do jasnej cholery?!
Załamał ręce i próbował zrobić krok w moją stronę.
-To wszystko jest takie skomplikowane...
-Ahh, czyli mam rozumieć, że w twojej pieprzonej klinice nikt nie wie, że jesteś gejem i wszyscy są święcie przekonani, że wciąż jesteśmy parą? - warknęłam.
-Mi też jest z tym ciężko - próbował wymusić na mnie litość.
-To są jakieś kpiny Chris, rozumiesz? Tobie jest ciężko? Postaw się w mojej sytuacji! Dowiaduję się od największej jędzy z mojej redakcji, że wciąż z tobą jestem! Rodzicom też nie powiedziałeś? Dalej czekają, aż przyjadę na niedzielny obiad? Wciąż robisz im złudzenia o ślubie i gromadzie wnucząt? Lubiłam twoich rodziców, więc bardzo mi przykro, że nigdy nie będą ich mieli!
Chyba przesadziłam, bo Chris odsunął się znacząco ode mnie. Jednak niczego nie żałowałam. To zawsze mnie krzywdzono, a ta sytuacja nie miała być odwetem. Nie zrobiłam tego specjalnie. Wcale nie chciałam, żeby Christophera zabolały moje słowa. Samo tak wyszło. Chyba za długo skrywałam ból gdzieś głęboko w sobie. Nie wytrzymałam akurat teraz, ale stałoby się to prędzej czy później. Teraz na jednym chodniku stałam ja i Chris, naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Dużo o sobie wiedzieliśmy, mogliśmy teraz skrzywdzić się nawzajem choćby jednym słowem. Co nas powstrzymało? Na pewno nie szacunek, bo nie miałam go do Chrisa. Na pewno nie przyzwoitość, bo to właśnie on był jej pozbawiony. Miłość też możemy wykluczyć. Chyba. Tak więc staliśmy naprzeciw siebie, kiedy z moich oczu popłynęły łzy.
-Przepraszam - powiedziałam - to nie miało tak zabrzmieć.
-Wporządku. Nawet nie wiesz Nicky jak bardzo cię rozumiem, chociaż teraz wydaje ci się to absurdalne.
Za plecami Chrisa zauważyłam znajomy samochód, z którego Matt wyszedł zachowawczo. Kiedy przyjrzał mi się dokładniej ruszył szybciej w naszą stronę, a już ułamek sekundy później był obok mnie.
-Wszystko dobrze kocurku? Co się tutaj dzieję? - warknął i obrzucił Chrisa wściekłym spojrzeniem.
-Już nic Matti, musieliśmy sobie wyjaśnić parę spraw - powiedziałam i uśmiechnęłam się, maskując łzy - Jedźmy już. A ty masz to załatwić Christopher, nie będę tego więcej tolerować - powiedziałam i złapałam Matta za rękę.
-Teraz już wszystko rozumiem - odparł Chris, mierząc Shadsa spojrzeniem. Myślałam, że Matti za chwilę mu przywali, ale na szczęście się powstrzymał. Brakowało nam tylko skandalu na środku ulicy - Możesz być spokojna - dodał, kiedy już wsiadaliśmy do samochodu.

Matt był wściekły i nie miałam pojęcia jak załagodzić sytuację.
-Gniewasz się na mnie? - spytałam, robiąc smutną minę.
-Nie, po prostu wkurzają mnie takie dupki jak Christopher - warknął - Nie dość, że cię skrzywdził, wykorzystał, to jeszcze ma czelność cię mijać na ulicy !
-Matt, przecież to co mówisz jest irracjonalne. - Pogłaskałam go po dłoni - Przecież to niczyja wina, że się dzisiaj minęliśmy, a przynajmniej wyjaśniliśmy sobie parę spraw.
-Jestem beznadziejnie zazdrosny - powiedział jakby w przestrzeń - Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli go już więcej oglądać, prawda?
-Nie mogę obiecać, że nie miniemy go na chodniku, ale chcę żebyś wiedział, że Chris nic dla mnie nie znaczy - uśmiechnęłam się ciepło, a on odpowiedział mi tym samym.
-Alice kazała ci przekazać, że masz być grzeczna, słuchać się mnie i niczego mi nie odmawiać ! - zaśmiał się.
-Jasne, to na pewno słowa Ali. - Wywróciłam oczami.


Kilka godzin niewygodnego lotu samolotem i byliśmy w Luizjanie. Nigdy nie miałam okazji być w Nowym Orlenie, ale to naprawdę piękne miejsce, z charakterem. Matt zachwycał się na każdym kroku i opowiadał, jak bardzo brakuje mu tego miasta, bo tak rzadko ma czas spędzić tu chociaż kilka dni.
-Powiesz mi wreszcie dokąd jedziemy? - spytałam - Jesteś naprawdę szalony.
-Chyba mogę już powiedzieć, jesteśmy za daleko od domu, żebyś mogła uciec - zaśmiał się - Jedziemy do moich rodziców.
-To cudownie - nawet mnie zdziwiła własna odpowiedź. Matta też, ale uśmiechnął się radośnie.
-Ale zanim nawiedzimy staruszków w mieszkaniu, zabiorę cię w pewne miejsce.
Zatrzymaliśmy się i przeszliśmy parę kroków. Moim oczom ukazał się jeden z najpiękniejszych widoków, jakie miałam możliwość do tej pory zobaczyć. Jezioro Pontchartrain wyglądało zadziwiająco. Matt niewiele mówił, zachłannie chwytał powietrze, obejmując mnie od tyłu.
-Mam pomysł! - Wyciągnęłam z torebki aparat - Zróbmy sobie zdjęcie!
-Musimy zapamiętać tą chwilę - uśmiechnął się najcudowniej jak tylko mu się zdarzało i złożył na moich ustach czuły pocałunek.


niedziela, 6 stycznia 2013

14. Wish you were here ...

  Obudziłam się pod ciężarem ciężkiego ramienia. Wyostrzyły się barwy, wzory, kontury i postaci, składające się na charakterystyczne tatuaże. Tatuaże Matta. Oddychał spokojnie, równo ze mną, obejmując mnie w pół. Był na tyle blisko, że czułam jego usta na szyi. Pogłaskałam go delikatnie po przedramieniu. Zadrżał, to znaczyło, że już nie spał.
-Przepraszam za wczoraj - szepnęłam, nie odwracając się w jego stronę.
-Przepraszasz  mnie za cudowny wieczór, masę gorących pocałunków, za to, że pozwoliłaś mi zasnąć trzymając cię w objęciach? - Pogładził mnie po nagim biodrze.
-Nie... Za to, że tak się upiłam i za to, co stało się później - westchnęłam - ale równocześnie ci dziękuję...
-Nie mógłbym cię wykorzystać Nicky. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. - Przytulił się do moich pleców - Poczekam.
Dopiero teraz odwróciłam się przodem do niego, delikatnie muskając dłonią szorstki policzek.
-Jesteś niesamowity... - Zbliżyłam się, aby dosięgnąć jego warg, miękkich, ciepłych. Zamknął oczy.
-Boję się, że to tylko sen. Że za chwilę się obudzę i znikniesz .
-To się dzieję naprawdę Matti.
-Dziś idziemy na promocje Alice, w poniedziałek sesja, a we wtorek wyjeżdżamy - uśmiechnął się ciepło.
-Już nie mogę się doczekać. Wiesz, życie jest ciekawsze odkąd cię poznałam. - Usiadłam na brzegu łóżka i okryłam się kołdrą. Byłam zupełnie naga. Na trzeźwo trochę się tego wstydziłam.
-Gdzie uciekasz? - spytał, głaskając mnie po plecach, wzdłuż kręgosłupa.
-Ubiorę się i zrobię nam śniadanie. - Wstałam, wyciągnęłam z szafki bokserki i zabrałam z fotela koszulę Matta. Zapięłam na sobie guziczki i zapozowałam mu.
-Wyglądasz przepięknie. - Wsparł się na łokciu i oparł głowę o dłoń.
Zajrzałam do pokoju Alice, ale nikogo tam nie zastałam. Ciekawe gdzie spędziła noc i czy była grzeczna. Jeśli zapukała do drzwi Briana to na pewno nie. Przeczesałam włosy w łazience  i przemyłam twarz zimną wodą. Pierwszy raz od dłuższego czasu na mojej buzi pojawiły się rumieńce. Oczy też miałam dziwnie błyszczące. Ze starannie przygotowanym śniadaniem skierowałam się do pokoju, ale Matta tam nie było. W łazience ani w salonie również. Tym razem on uciekł mnie. Odstawiłam wszystko i wyszłam na werandę. I co tam zobaczyłam. Wytatuowaną postać, na tle wschodu słońca, opierającą się o barierkę. Matt palił papierosa, odwrócony tyłem do mnie. Podkradłam się na palcach i przytuliłam do jego nagich pleców. Nie drgnął. Pachniał marlboro, wymieszanymi z jego cudownymi perfumami.
-Co tu robisz? - spytałam.
-Myślę. - Zaciągnął się mocno i wypuścił dym przed siebie.
-O czym?
-O nas. Za kilka lat zapomnimy o tej chwili. Zapomnisz jakie paliłem papierosy, a ja zapomnę jakiego koloru była ta koszula. - Odwrócił się i spojrzał mi w oczy - Ale nigdy nie zapomnę jak bardzo delikatną masz skórę i oddech współgrający z moim. O tym nie chcę zapomnieć.
-Ja też nie chcę. - Wtuliłam się w niego przy akompaniamencie szumu fal, dochodzącym z daleka.
-Obiecaj mi, że wszystko będzie dobrze. Że nie uciekniesz. - Pogłaskał mnie po włosach.
-Obiecuję. A teraz chodź, zrobiłam twoją ulubioną kawę. - Złapałam go za rękę i poprowadziłam za sobą do kuchni. 

  Promocja książki Alice odbywała się w największej księgarni w Huntington Beach. Ali z początku trochę się bała, że nie będzie na niej ludzi, że nie wyjdzie tak, jakby to sobie wyobrażała, ale sytuację załagodził Brian. Nawet bez jego powiadomień na portalach przyszło sporo ludzi. W końcu to nie pierwsza powieść Alice, myślę,że już wyrobiła sobie pewną markę. Ludzie kochali czytać jej książki, pełne miłości, tajemnicy, dramatu. Miała ogromny talent i nie wyobrażam sobie jej robiącej w życiu coś innego. Bała się rozwinąć skrzydła maksymalnie, ale czuję, że tym razem będzie inaczej. Moja książka z dedykacją już czekała na mnie i moje samotne wieczory. Kiedy Matt nie odstępuje mnie na krok ciężko będzie zagospodarować trochę czasu. Ale liczę się z tym, że chłopaki niedługo wyjadą w trasę. I znów zostanę tutaj sama... Trochę się boję, że przyzwyczaję się do Shadsa i że zacznie mi na nim zależeć, a potem on wyjedzie i zostawi mi sporo bólu. Wróci na krótko, obdarzy mnie swoim ciepłem, zapewni, że jestem dla niego ważna ( o ile w ogóle będzie pamiętał o moim istnieniu ) , a potem znów wyjedzie. Z perspektywy tak właśnie wyglądała by przyszłość z Mattem Sandersem. Nie wiem czy mam na tyle siły i odwagi, żeby zaryzykować i się z nim związać.
Tak więc cała przestrzeń księgarni była już wypełniona po brzegi, kiedy razem z Mattem przyjechaliśmy na miejsce. Był także cały skład Avenged Sevenfold, Alexis, Mart i jakaś nieznajoma dziewczyna obok Jimmiego. Wszyscy wspierali Alice, która już z ogromnym zapałem odpowiadała na pytania prasy, krytyków i mediów, które się zjawiły. Coś czuję, że to sprawka Briana. Potem Alice podpisywała książki, a nawet pozowała do zdjęć. Kariera kwitnie, nie ma co.
-Revuś, może przedstawisz nam swoją koleżankę? - Matt szturchnął go w bok.
-Ahh tak, było się nie spóźniać - powiedział Jimmy i obrzucił dziewczynę spojrzeniem - Hope, to jest Matt i Nicole.
Dziewczyna wyciągnęła do nas dłoń, najpierw oczywiście do Shadsa, ale nie zdziwiło mnie to.
-Hope Mortensen, bardzo mi miło. Jestem znajomą Jimmiego - uśmiechnęła się promiennie.
-Przyjaciółką! - Objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
Rany, już od dawna nie widziałam tak rozpromienionego Reva. Odkąd go poznałam był raczej w swoim świecie, cały czas zajęty muzyką i piciem. Ale chyba odnalazł jakiś nowy sens, który miał na imię Hope.
-Idziemy na drinka? - zaproponował Brian, chwytając za rękę rozentuzjazmowaną Alice.
-W sumie ta impreza już się zakończyła, więc dlaczego nie? Ja stawiam ! - powiedziała i skierowała się do drzwi.
Całą ekipą znaleźliśmy się w klubie, w którym nigdy jeszcze nie byłam. To Brian nas do niego zaprowadził. Stwierdził, że to jego ulubiony i że na pewno nam się spodoba. Miał racje. Klimat był nieziemski! Wszędzie skórzane, czarne kanapy, ogromny, stalowy bar, a wszystko to oświetlane blaskiem czerwonych reflektorów. Ludzie obserwowali każdy nasz ruch. Kilka fanów podeszło nawet, prosząc chłopaków o autografy i zdjęcia. Nikomu nie odmówili, mieli anielską cierpliwość. Hope okazała się świetną dziewczyną. Miała podobne poczucie humoru do nas i potrafiła wypić tyle co Jimmy! Dobry z niej zawodnik. Dużo się śmialiśmy, chłopaki jak zwykle zasypywali nam opowieściami z trasy. W końcu Alexis zaciągnęła Bakera na parkiet i wtedy nie było już przeproś, impreza rozkręciła się na maksa. Znowu. Zbankrutuje przez nich, albo stanę się alkoholikiem. Wiem jednak, że odkąd się z nimi przyjaźnie, moje życie jest tak kolorowe jak nigdy ! Zauważyłam, że Jimmy delikatnie muska swoją nową przyjaciółkę po włosach i przygląda jej się z uwagą.
-Popatrz Matt - wskazałam mu parę kiwnięciem głowy. Zaśmiał się i otworzył oczy szeroko.
-Hej Jimmy ! - krzyknął, a wszyscy obrzucili ich spojrzeniem - Całuj chłopie, nie żałuj sobie !
-Właśnie ! - zawtórował mu Gates - Najwyżej się odwrócimy !
-Z góry przepraszasz za to co zrobię Hope, ale wiesz, to są okrutne bestie, będą mi docinać - powiedział, zbliżając się do jej twarzy.
-Nie krępuj się - uśmiechnęła się uroczo.
-Jesteś niemożliwa - zaśmiał się, a że schylenie się do niej nie wystarczało, podniósł ją do góry i zakręcił wokół własnej osi, składając szalony pocałunek na jej śmiejących się ustach.
-Brawo stary ! - rozniosły się wiwaty i klaskanie. Hope z początku się zarumieniła, ale szybko jej przeszło.
Później w całym klubie rozbrzmiało " Wish you were here " Pink Floyd i pamiętam tylko, że Matt kołysał mnie w ramionach i śpiewał mi do ucha...