No to 13, mam nadzieję, że nie pechowa no i siłą rzeczy ostatnia już w tym roku. Z racji tego, że pewnie większość będzie się bawić na sylwestrze, a następnego dnia obudzimy się już w Nowym Roku, chciałabym dedykować ten odcinek wszystkim, którzy spędzili ze mną chociaż chwileczkę na moim blogu. Joannie, Martynce, Hope, Adrienne, Vis, Fallen Voltair, Mart, Plazikowi, Caroline Sanders, Inoux i Anonimowi Oli :) Życzę wam moi drodzy dużo szczęścia i miłości w nowym roku, spełnienia wszystkich marzeń, szczególnie tych najskrytszych, bywania na najlepszych koncertach, picia aż do zgonu, dobrego seksu i muzyki i wszystkiego, wszystkiego co najlepsze. Mam nadzieję, że w 2013 też będziecie tu ze mną :)
Wpadłam do domu, obładowana zakupami, które zrobiłam po drodze. Rzuciłam wszystko i wyszperałam telefon z torebki, żeby skontaktować się z Alice. Miała dziś dopiąć ostatnie sprawy związane z jutrzejszą promocją książki w Huntington Beach. Wczoraj była strasznie roztargniona. Cały wieczór chodziła z głową w chmurach i opowiadała o randce z Brianem. Zauważyłam, że mimo jej zapewniania, że Syn nic dla niej nie znaczy, jest zupełnie inaczej. Mnie nie da się oszukać. A co do samego Hanera, nie spodziewałam się, że będzie taki...zaangażowany? Na początku sądziłam, że chodzi mu tylko o seks z gorącą i kontrowersyjną Alice. Myliłam się? Odebrała dopiero za drugim razem.
-Nicky, mam tu straszny młyn, co tam?
-Chciałam tylko zapytać czy masz jakieś plany na wieczór? - Mocowałam się z paczką kolorowego makaronu, która wreszcie ustąpiła i jej zawartość opróżniła się do garnka na gazie.
-Nie myślałam o tym, a co?
-Wiesz , dostałam awans i chciałam to uczcić...zaprosiłam Matta - bardziej zaćwierkałam niż powiedziałam.
-I chcesz, żebym ewakuowała się z domu?
-Jeżeli to jakiś problem, to...
-Nie ma sprawy - przerwała mi w pół zdania - A mogę wrócić na noc, czy będzie aż tak namiętnie?
-Wcale nie będzie ! - zaprzeczyłam - Ale jakby co to weź swoje klucze i kieruj się prosto do swojego pokoju.
-W porządku szefowo. No to do jutra! - zachichotała znacząco i się rozłączyła.
Rzuciłam robotę w kuchni i posprzątałam w domu. Ostatni raz robiłam porządek na święta, zawsze Alice biega z odkurzaczem i wyciera kurze, jak również ścieli po mnie łóżko i robi mnóstwo innych "porządkowych " rzeczy". Właśnie miałam okazję przekonać się, dlaczego na co dzień nie sprzątam. Cholera, po prostu tego nienawidzę! Ale jak mus to mus. Chciałam, żeby było ładnie. No a chwilkę potem zdecydowałam, że nie chcę siedzieć z Mattem w domu, tak jak z Chrisem. To takie nudne. Za naszym mieszkaniem miałyśmy mały ogródek, a tam drewnianą altankę. Alice lubiła tam pisać te swoje powieści pełne miłości, więc coś musiało być w tym miejscu, prawda?
-No no , romantycznie - stwierdziłam, wnikliwie oglądając to miejsce.
Ali o nie zadbała. Dookoła wisiały małe, złote lampki, piętrzyły się tam również zielone krzewy, a wnętrze altanki było wystrojone czerwonymi serwetkami i zapachowymi świeczkami. Teraz w ogóle się nie dziwie, że miała tutaj wenę na takie romantyczne historię. Ja nie byłam tu ani razu odkąd mieszkamy razem.
Włożyłam czarną, koronkową sukienkę i stanęłam przed lustrem. Opinała moje uda i dokładnie tam się kończyła. Z początku czułam się niekomfortowo, ale jeżeli nie będę ze sobą walczyć znów popadnę w psychopatyczne odchudzanie się. Dla odmiany wyprostowałam włosy, które w tym stanie sięgały prawie do pasa. Usta przejechałam błyszczykiem o intensywnym kolorze. Po pracowitych przygotowaniach usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam mojego gościa.
-Woow - powiedzieliśmy w tym samym momencie.
Moja reakcja była zrozumiała. Matt miał na sobie czarne spodnie, zwężane przy nogawkach i czerwoną koszule w czarną kratę. Rękawy podwinął do połowy, eksponując część idealnych tatuaży. Bodajże dopiero drugi raz widziałam go bez bandamki i czapeczki. Korzystnie panie Sanders, korzystnie. Rumieniły mu się policzki z cudownymi dołeczkami. Gapię się na niego jak głupia, jeszcze sobie coś pomyśli.
-Nicky, wyglądasz zupełnie inaczej. - Przejechał wierzchem dłoni po moich wyprostowanych włosach.
-Mam nadzieję, ze to trafna metamorfoza. - Speszyłam się troszkę przez to jego spojrzenie i poprawiłam sukienkę.
-Idealna. Ty jesteś idealna - ściszył głos. Miałam wrażenie, że przez ten klimat zaraz wylądujemy w łóżku.
-Chodźmy - Odwróciłam się i skierowałam do tylnego wyjścia na miejsce kolacji.
-Nie przywitasz się ze mną? - Przyciągnął mnie do siebie i oparł o ścianę altanki.
-Cześć Matt - uśmiechnęłam się i zadrżałam przez jego ciężką dłoń na moim biodrze.
-A co to za powitanie? Ładniej - uśmiechnął się słodko i jeszcze bardziej zbliżył się do mojej twarzy.
-Witaj Matti - Położyłam dłoń na jego ramieniu i dotknęłam policzkiem jego policzek.
-Wciąż mi się nie podoba. - Przeszedł do inicjatywy i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
-Dobry wieczór misiu - Wymruczałam i musnęłam ustami jego wargi, lecz nie pozostał mi dłużny. Poczułam jak jego ręka obejmuję mnie wpół i przyciąga ciasno do siebie. To był chyba najdłuższy pocałunek w moim życiu, a po jego zakończeniu zachwiałam się na nogach.
-Witam kocurka - wymruczał mi do ucha. Musiałam to przerwać, bo nie doczekamy tej kolacji !
-Pozwolisz mi podać kolacje? - zaśmiałam się i uwolniłam z jego objęć.
-Momencik - pobiegł do samochodu. Wrócił z butelką czerwonego wina i bukietem róż o tym samym kolorze - Proszę królewno.
-Dziękuję, są śliczne! - Zaczerpnęłam ich zapachu.
-Naprawdę pięknie się uśmiechasz, szczególnie kiedy nie wiesz, że ktoś cię obserwuje.
-A ty prawisz naprawdę dobre komplementy. - Podparłam się pod boczki. Tak serio , to działał na mnie ten jego podryw - Wstawię je do wazonu, tam jest otwieracz do wina i kieliszki, możesz polać.
Było pyszne i idealnie wkomponowało się w smak kolacji. Shads coraz częściej czytał mi w myślach.
-Mów dziewczyno, bo zaraz nie wytrzymam ! Po humorze wnioskuję, że wciąż pracujesz w redakcji, ale opowiedz szczegóły!
-Mało tego, że wciąż w niej pracuję, to jeszcze dostałam awans ! Naczelna była po prostu zachwycona wywiadem, opublikujemy go w tym miesiącu!
-Mówiłem przecież, że wszystko będzie dobrze, a kiedy ja tak mówię, to na pewno tak będzie - uśmiechnął się.
-Zaczepiła mnie dzisiaj Carol, to nasza fotografka. Chciała umówić się na sesje do wywiadu, więc pogadaj z chłopakami, kiedy macie trochę czasu.
-Myślę , że poniedziałek nam odpowiada. Będziesz na tej sesji?
-No nie wiem czy będę miała czas, przecież mam teraz bardzo odpowiedzialną pracę. Jestem zastępcą naczelnej, pewnie dostanę swoje biuro, swojego seksi sekretarza - powiedziałam kokieteryjnie.
-To ja cię na tą sesje sam wyciągnę! - Zrobił nadąsaną minę.
-Wiesz jaki jest największy plus redukcji etatów? Lucky, ta wredna małpa wyleciała z pracy !
-Przynajmniej będziecie mieć tam teraz miłą atmosferę - zaśmiał się - Ale na seksi sekretarza się nie zgadzam, ok?
-Wiesz, chyba nie mamy nic do gadania, bo...
-Ja mam wszędzie wpływy - przerwał mi.
-Matthew, czyżbym wyczuła nutkę zazdrości w twoim zachowaniu ? - uśmiechnęłam się i obrzuciłam go pytającym wzrokiem.
-Nutkę? Całą symfonię ! - Polał sobie wina do pełna, wypił na raz i odstawił kieliszek. Polałam mu znów i sobie też. Już czuję, że kręci mi się w głowie.
-Nie musisz być zazdrosny - uśmiechnęłam się łagodnie.
-Nie? - Pochylił się lekko w moja stronę i przejrzał w moim kieliszku wina.
-No może troszkę, wtedy przynajmniej kobieta wie, że facetowi zależy - przygryzłam kieliszek i zostawiłam na nim ślad po błyszczyku.
-A'propo , mówiłaś, że jeżeli szefowa da ci urlop to wyjedziesz ze mną na parę dni. To wciąż aktualne?
-Dostałam awans, więc urlop też pewnie dostanę - powiedziałam - Ale dokąd chciałbyś jechać?
-Nowy Orlean - powiedział z zachwytem w oczach
-Cudownie, ale dlaczego akurat tam? - spytałam zdziwiona.
-To już niespodzianka - zaśmiał się.
Wypiliśmy całe wino, które przyniósł Matt, a potem jeszcze to, które ja przygotowałam na dzisiejsza kolację. Byłam już miękka, a prawdę mówiąc to byłam pijana w szkop. Ledwo trzymałam się na nogach, ale z zapałem wybrałam się po awaryjną butelkę, którą trzymamy z Alice w barku. Po niej już tylko wirował mi świat, przez co wpadłam w ramiona Matta.
-Hej, królewno, buteleczkę już chyba odstawimy. - Zabrał ode mnie wino i udawał trzeźwego. Prawdę mówiąc był w takim stanie jak ja.
-Ale ja chcę ! - jęknęłam, próbując mu ją odebrać i prawie wywinęłam orła na podwórzu. Złapał mnie na szczęście w swoje barczyste ramiona i zaniósł do pokoju.
Padłam na łóżko i pociągnęłam go za sobą. Cudownie pachniał. Całował mnie namiętnie, potem poczułam jego dotyk na każdym centymetrze swojego ciała. Chciałam go więcej i więcej. Szybko poradziłam sobie z guzikami jego koszuli, a on z suwakiem mojej sukienki. Popchnęłam go lekko i musnęłam włosami jego nagi tors. Pocałował mnie czule i chwycił za nadgarstki.
-Nicky, nie mogę tak... - powiedział i odgarnął do tyłu moje włosy.
-Ale Matti ... - jęknęłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mnie pociągasz, jesteś tak kusząco piękna, chciałbym cię wziąć tu i teraz, chciałbym , żebyś krzyczała, ale nie mogę. Nicky, jesteś kompletnie pijana, a nie chcę , żebyś żałowała tego, co dla mnie będzie jedną z najpiękniejszych chwil w życiu. - Pogłaskał mnie po policzku i jeszcze raz namiętnie pocałował.
-Ale zostaniesz? - spytałam.
-Zostanę - powiedział i otulił mnie kołdrą. Chwilkę później wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i zasnęłam.
-To znów ja - powiedziała Alice w progu mieszkania Hanera.
-Bardzo mi miło, tym razem nie jestem w ręczniku, ale mam nadzieję, że nie jesteś zawiedziona? - pocałował ją i wpuścił do środka.
-Tylko troszeczkę, ale założę się, że i tak dzisiaj zrzucisz przede mną ciuchy - uśmiechnęła się prowokująco.
-Pewna siebie jak zawsze. - Przytulił się do jej pleców i lekko musnął ustami szyję - Chodź do salonu, grałem właśnie w guitar hero.
-Zapowiada się cudowny wieczór.
Taki właśnie był. Popijali piwo, grali i żartowali. Alice cały wieczór go prowokowała, ale skończyło się na tym, że przysypiała oparta o jego ramię, owinięta ciepłym kocem.
-Pierwsza noc w nowym miejscu - szepnął jej do ucha - Sen stanie się rzeczywistością.
-Mam nadzieję, że ty mi się przyśnisz. Nagi. Albo przynajmniej w samym ręczniku - zaśmiała się, zamykając oczy.
-To masz jak w banku.
Alexis właśnie zbiegła na dół, ubrana tylko w nocną koszulkę. Usadowiła się na kanapie obok Zackyego, który z uwagą oglądał koncert Pantery.
-Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że to teraz także mój dom. - Wtuliła się w jego wytatuowane ramie.
-Niedługo się tutaj zadomowisz. - Pocałował ją w czubek głowy.
-Co powiesz na popcorn i czerwone wino?
-Od kiedy tu mieszkasz mam takie rarytasy w mieszkaniu? Nieprawdopodobne - zaśmiał się - z tobą wszystko jest prostsze.
-Wiesz misiek, to najpiękniejszy komplement, który usłyszałam od ciebie odkąd się poznaliśmy.
-Niemożliwie? Alexis, powiedz szczerze, czy tobie jest ze mną dobrze? - Przytrzymał ją za rękę i znów usadził na kanapie.
-Co to za pytanie głuptasie? Czy wprowadzałabym się do ciebie, gdyby było inaczej? - Pocałowała go i spojrzała mu w oczy - Jesteś najfajniejszym facetem na świecie. Moim facetem.
-Wiesz, może odpuścimy sobie jednak to wino i całą resztę? - Zsunął ramiączko jej koszulki nocnej.
-Erotoman - pisnęła, kiedy popchnął ją delikatnie i przytrzymał nadgarstki.
-Ale twój.
Rodzinny wieczór w rodzinie Redbridge zdawał się nie mieć końca. Znudzona Mart wysłała już chyba z milion sms do swojego Johnnego. Właśnie, do "swojego" Johnnego. Wreszcie mogła tak o nim powiedzieć. Ostatni miał w swojej treści prośbę, aby zabrał ją z tego piekła. Właśnie wtedy usłyszała dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę! - rzuciła się, nim ktokolwiek zdążył zareagować - Johnny? A co ty tu robisz?
-Jak to co? Zabieram cię do siebie. - Pochylił się i pocałował ją w nosek.
-Ale jak to? Przecież zjechała się cała rodzina i ...
-Mart, kto to? - usłyszała głos matki.
-Chodź Johnny, pora, żeby cię poznali. - Pociągnęła go za rękę do salonu.
-Ale Mart, ja... - Zatrzymał się i zarumienił.
-Hej, ty się stresujesz? - Pogłaskała go po policzku - Spokojnie słodziaku, wszystko będzie dobrze, pokochają cię !
Nie myliła się. Wszyscy od razu zachwycili się Johnnym i nie było tak łatwo wydostać się z domu państwa Redbridge. Udało się dopiero po trzeciej próbie. Resztę wieczoru spędzili już razem.
-Nie odpuszczę ci Hope, musisz mi pomóc z tą perkusją! - Rev przerzucił ja przez ramię i zaniósł do salki.
-Sam sobie najlepiej poradzisz! - mruknęła, gdy już postawił ją na ziemi.
-Bo zastosuję łaskotkowy terror. - Pogroził jej palcem.
-Nie ośmielisz się ... - Zrobiła zdecydowany krok w tył.
-A chcesz się przekonać? - Złapał ją w pół, zanim w ogóle zaczęła uciekać. Podkuliła nogi i krzyczała w niebo głosy, ale nic sobie z tego nie robił. Przycisnął jej do pianki, która wytłumiała salkę i rozpoczął tortury.
-Jimmy przestań, jesteś szalony ! - krzyczała, zanosząc się od śmiechu.
-Ale złożysz ze mną perkusję?
-Zrobię wszystko, tylko mnie zostaw! - pisnęła.
-Wszystko? - wymownie poruszył brewkami.
-Wszystko co z perkusją związane - dokończyła.
-A zagrasz? - Podał jej pałeczki.
Usiadła za garami. Na początku wybiła najprostszy rytm. Uśmiechnął się pobłażliwie i już chciał rozpocząć swoje " Ja cię nauczę, to jest hajhet, w to musisz uderzyć " , ale właśnie wtedy uśmiechnęła się prowokacyjnie i odegrała emocjonujące solo. Zatkało go.
-I jak? - spytała, oddając mu pałki.
-No nie, zbieram szczękę z podłogi. Dlaczego nie mówiłaś, że umiesz grać?
-A po co odkrywać wszystkie swoje atuty od razu? - oblała się rumieńcem - Poza tym, uczyłam się tylko trochę.
-W takim razie ja nauczę cię wszystkiego, co sam potrafię, zgadzasz się? - Uśmiechnął się ciepło.
-Na prawdę? Jimmy, zawsze o tym marzyłam ! - oczy rozbłysły jej cudownych blaskiem. Nie pohamowała radości i skoczyła na niego, oplatając ręce na jego szyi.
-Taka zgoda mi wystarczy. - Pocałował ją w czubek głowy - No to do dzieła!
niedziela, 30 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
12. Crazy Jimmy :)
Wiem, że wczoraj był odcinek, ale cały dzień siedzę, słucham " So far away " i aż mnie natchnęło do małego wątku z naszym kochanym Jimmym. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Myślę, że w dzisiejszym dniu to bardzo na miejscu. Revuś, kochamy cię i pamiętamy !
Z początku wcale się nie denerwowałam. Ręce zaczęły się dziwnie trząść kiedy pan Rooby, nasz portier, pożyczył mi przy wejściu do redakcji "miłego dnia". Zaczęłam się bać, że wcale nie będzie on taki miły. Wszyscy patrzyli na siebie podejrzliwie, szczególnie Lucky nie ukrywała jadu w stosunku do współpracowników. Mnie o dziwo oszczędziła. A może po prostu mnie nie zauważyła. Zanim wybrałam się na pożarcie lwa, usiadłam przy biurku i jeszcze raz dokładnie przeczytałam wywiad. Chciałam spiąć kartki, ale tak trzęsły mi się ręce, że wszywka pokaleczyła mi palec. Na szczęście popłynęło tylko parę kropelek krwi. Dochodziła dwunasta, pora zmierzyć się z własnym strachem. Zauważyłam, że już trzy osoby wyszły od Naczelnej ze spuszczonymi głowami. Teraz moja kolej.
-Dzień dobry. Mogę wejść? - spytałam stojąc w drzwiach.
-Nawet powinnaś . Witam Nicole, usiądź. - Wskazała mi miejsce - No pochwal się, co dla mnie przygotowałaś?
Bez słowa podałam jej materiał. Uważnie czytała wszystko, śledząc tekst palcem. W połowie nawet się uśmiechnęła. Przyniosła segregator z napisem "KWIECIEŃ" i wpięła kartki do środka.
-Świetny tekst Nicole. Opublikujemy to w następnym numerze - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
-Naprawdę? - Czułam, że zaraz dostanę zawału serca - A ja już myślałam...
-Co takiego? - spojrzała na mnie pobłażliwie.
-Po naszej ostatniej rozmowie myślałam, że chce mnie pani zwolnić. Wszyscy w redakcji drżą przed redukcją etatów.
-Te zmiany nie dotyczą ciebie głuptasie! - zaśmiała się i podała mi szklankę soku - Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby cię zwolnić. Pozbyć się takiego skarbu?
-W takim razie dlaczego zleciła mi pani tą pracę? - spytałam.
-To dlatego, że chciałam cię nagrodzić za świetną pracę Nicole. - Podała mi jakiś papier.
Przeczytałam nagłówek. Dotyczył stanowiska wicedyrektora naczelnego. To znaczyło, że ...
-Czyli zamiast stracić pracy...dostałam awans?
-Dokładnie. Szczegóły umówimy innym razem. Będziemy teraz blisko współpracować, więc w przyszłym tygodniu naradzimy się co do zmian. Miłego dnia. - Uśmiechnęła się ciepło.
-Bardzo dziękuję za wszystko. Do zobaczenia - powiedziałam i opuściłam jej biuro, zanim się rozmyśli.
Ludzie mnie obserwowali. Trójka z nich już pakowała swoje rzeczy z biurek. Po drodze minęłam się z Lucky, która obrzuciła mnie jadowitym spojrzeniem. Pięć minut później wszystko było jasne. Wpadła do pokoju redakcyjnego i również zaczęła pakować się gwałtownie.
-I co się gapisz?! - wrzasnęła w moją stronę ze łzami w oczach - Nie każdy ma taki tupet jak ty!
-O co ci chodzi? - mruknęłam w odpowiedzi.
-Jak to o co? Ja nie nadstawiam tyłka, żeby zostać w redakcji. Komu musiałaś zrobić dobrze, żeby w dodatku dostać awans? I co na to Chris? - warknęła i popchnęła mnie z całej siły.
-Nie mieszaj do tego Chrisa zdziro ! Nie jesteśmy już razem! - Odpłaciłam jej się tym samym.
-Nie dość, że dziwka, to jeszcze bezczelna! - syknęła, na szczęście ktoś zadzwonił po ochronę, która już zmierzała w jej kierunku.
-Co jest z tobą nie tak Lucky?
-A z tobą? Mój chłopak pracuje z Chrisem, a on potwierdza, że wciąż jesteście razem. Ty prowadzasz się z tym swoim wytatuowanym zbirem i licho wie z kim jeszcze! - krzyczała.
To były ostatnie słowa, które od niej usłyszałam. W redakcji nie było sensacji. Wszystko szybko wrócili do swoich zajęć. Ale mnie wciąż odbijały się echem słowa Lucky. O co mogło jej chodzić? Dlaczego Christopher mówił wszystkim, że wciąż jesteśmy razem? Muszę z nim pogadać, nie mogę przecież tego tolerować.
Gdy wyszłam z redakcji pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do Matta. W końcu cały czas zapewniał mnie, że będzie dobrze, że we mnie wierzy...
-Cześć Matti, co robisz? - spytałam, lecz po drugiej stronie usłyszałam niesamowity hałas.
-Mamy próbę w studiu, bo za tydzień koncert, ale chłopaki się wygłupiają, więc strasznie tu głośno. Zamknij się Christ ! - Po tym usłyszałam śmiechy i głos Reva - Jimmy kazał ci powiedzieć, że jesteś piękna i dodał, że bardzo cię lubi - powiedział Matt śmiejąc się.
-Coś jeszcze? - spytałam wsiadając do samochodu.
-Że powinnaś się dziś ze mną spotkać - odparł.
-Dzwonię właśnie w tej sprawie . Muszę ci o czymś powiedzieć. Czekam na ciebie wieczorem u mnie. - Starałam się być intrygująca.
Milczał chwilę.
-Przyjadę wieczorem - powiedział cudownym, ciepłym i niskim głosem.
-W takim razie do zobaczenia.
Jimmy wybiegł z próby pospiesznie. W odróżnieniu od chłopaków on zawsze wszędzie chodził pieszo. Lubił powłóczyć się tu i tam. Uwielbiał, kiedy nic go nie ograniczało. Kochał wolność. Przeoczył jednak kluczowy moment, gdy jego wolność stała się największą niewolą. Zatrzasnęła go w złotej klatce bez możliwości wydostania się. Zaczął się bać, że już nigdy się nie uwolni. Teraz również wracał do domu na kolejny samotny wieczór z alkoholem. Ostatnio każdy miał swoje plany, w których nie było dla niego zbyt wiele miejsca. Nie miał tego za złe chłopakom, przecież byli już dorośli, każdy walczył o swoje szczęście. Kochał ich, byli jego braćmi, dlatego teraz najważniejsze było ich dobro. A on? On sobie poradzi. Przecież zawsze był taki silny. Przynajmniej inni tak twierdzili...
Po drodze wstąpił do swojego ulubionego sklepu muzycznego, żeby odebrać zamówienie. Wszyscy go tam znali, a kiedy już przychodził nie chcieli go stamtąd wypuścić.
-Witam wszystkich, Revuś przyszedł, wasz ulubiony klient - krzyczał od progu zupełnie ignorując spojrzenia innych - Moja paczuszka już gotowa? - zwrócił się do młodej ekspedientki.
-Słucham? - spytała trochę zdziwiona. Nie wierzyła, że spotkała sławnego The Reva!
-To ja słucham złotko. Widzę nową twarzyczkę - darł się na całe gardło.
-W czym mogę ci... to znaczy panu... nie no, to głupio brzmi. - Dziewczyna zaczerwieniła się po same uszy i wpatrywała się w jego trampki.
-Nie wygłupiaj się słonko, jestem Jimmy, Jimo, Rev, jak kto woli. - Podał jej dłoń i dopiero teraz zadarła głowę wysoko, aby spojrzeć mu w oczy. To nie lada wyczyn, była od niego jakieś czterdzieści centymetrów niższa.
-W takim razie co ci podać Jimmy? - Uciekła za ladę ze speszonym uśmiechem, a on podążył za nią.
-Moje zamówienie, twoje imię i ewentualnie numer telefonu - uśmiechnął się promiennie. Co jak co, ale dziewczyny go po prostu uwielbiały.
Schyliła się pod ladę, a on obserwował każdy jej ruch.
-James Sulivan, jest - powiedziała i przeciągnęła ogromne pudło pod jego nogi - Proszę.
-A reszta? - wyszczerzył ząbki.
Wtedy z biura wyszedł Robert Clinton, właściciel sklepu i przyjaciel Reva.
-Cześć stary , dawno cię nie było! - Podał mu dłoń i przytulił go przyjacielsko.
-To prawda i widzę, że wiele mnie ominęło - powiedział i spojrzał w kierunku dziewczyny.
-Ah tak, to nasza nowa ekspedientka Hope. Śliczna, prawda? - ostatnie zdanie rzucił szeptem.
-Prześliczna - potwierdził i znów obrzucił ją spojrzeniem - Imię już mam moja droga! - Puścił jej oczko. Schylił się i przejrzał zawartość paczki - Czegoś mi tu brakuje - powiedział i podrapał się po głwie - Ahh tak, Hope, skoczyłabyś jeszcze po jakieś pałeczki?
-Ale jakie? - Zniknęła między półkami.
-Zdaję się na ciebie. - Odprowadził ją wzrokiem.
-Jimo, co ty kombinujesz? - Robert przyjrzał mu się z uwagą.
-Ale o co ci chodzi? - odparł nie odrywając od niej wzroku.
-Przecież jedna para wystaje ci z tylnej kieszeni spodni, a drugą masz w paczce.
-Wiem - uśmiechnął się promiennie obserwując biegnącą z parą pałeczek Hope.
-Mogą być? - spytała.
-Trafiłaś moja droga. Ale czy ja nie mówiłem o dwóch parach? Pobiegniesz po jeszcze jedną taką? - Rzucił jej minkę smutnego psiaka.
-Robisz sobie ze mnie żarty? - Skrzyżowała ręce na piersiach, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu.
-Gdzieżbym śmiał! - Pogłaskał ją po głowie - Muszę już lecieć - podał rękę Robertowi - Mogę porwać twoją pracownicę? Sam nie poradzę sobie z tym pudełkiem.
-Ale...- Hope zrobiła zdecydowany krok w tył.
-Nie ma żadnego " ale " - powiedział Clinton - Nasz klient nasz pan - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami biura.
-No to co malutka, weź hajhet, naciągi, ten mały statyw, a ja reszte - powiedział - I jeszcze to - Włożył pałeczki do tylnej kieszeni jej spodni.
-Mam nadzieję, że mieszkasz niedaleko - westchnęła.
-Bliżej niż myślisz.
Faktycznie na miejscu byli już jakieś dziesięć minut później.
-Nie zwykłem wpuszczać do swojego królestwa obcych, ale jeśli już mi pomogłaś... zapraszam. - Otworzył przed nią jedne z drzwi w mieszkaniu.
Duża, przestrzenna salka z cudowną akustyką. Po środku stała najpiękniejsza perkusja jaką kiedykolwiek widziała.
-Dobrze, zostawmy to tutaj, złożę to później. Herbatkę i ciasteczka?
-A jakie masz?
-Czekoladowe.
-A masz żelki? - spytała i pobiegła przeszukiwać kuchnie.
-No ja bym nie miał? - Dogonił ją i podsadził do górnej szafki.
-Misie? Jimmy , jesteś mistrzem!
-Cóż za pochlebstwa ! Bardzo mi miło. W nagrodę proponuję telewizorek i zimne piwko ! - Pociągnął ją za sobą do salonu.
-Ale...przecież my się w ogóle nie znamy - zatrzymała się i spojrzała na niego pytająco.
-Jak to nie? Wiemy jak mamy na imię, czym się zajmujemy no i że lubimy żelkowe misie i ciasteczka czekoladowe. A reszty się dowiemy, prawda? Przynajmniej mam taką Nadzieję.
-Ja też mam taką Nadzieję.
Z początku wcale się nie denerwowałam. Ręce zaczęły się dziwnie trząść kiedy pan Rooby, nasz portier, pożyczył mi przy wejściu do redakcji "miłego dnia". Zaczęłam się bać, że wcale nie będzie on taki miły. Wszyscy patrzyli na siebie podejrzliwie, szczególnie Lucky nie ukrywała jadu w stosunku do współpracowników. Mnie o dziwo oszczędziła. A może po prostu mnie nie zauważyła. Zanim wybrałam się na pożarcie lwa, usiadłam przy biurku i jeszcze raz dokładnie przeczytałam wywiad. Chciałam spiąć kartki, ale tak trzęsły mi się ręce, że wszywka pokaleczyła mi palec. Na szczęście popłynęło tylko parę kropelek krwi. Dochodziła dwunasta, pora zmierzyć się z własnym strachem. Zauważyłam, że już trzy osoby wyszły od Naczelnej ze spuszczonymi głowami. Teraz moja kolej.
-Dzień dobry. Mogę wejść? - spytałam stojąc w drzwiach.
-Nawet powinnaś . Witam Nicole, usiądź. - Wskazała mi miejsce - No pochwal się, co dla mnie przygotowałaś?
Bez słowa podałam jej materiał. Uważnie czytała wszystko, śledząc tekst palcem. W połowie nawet się uśmiechnęła. Przyniosła segregator z napisem "KWIECIEŃ" i wpięła kartki do środka.
-Świetny tekst Nicole. Opublikujemy to w następnym numerze - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
-Naprawdę? - Czułam, że zaraz dostanę zawału serca - A ja już myślałam...
-Co takiego? - spojrzała na mnie pobłażliwie.
-Po naszej ostatniej rozmowie myślałam, że chce mnie pani zwolnić. Wszyscy w redakcji drżą przed redukcją etatów.
-Te zmiany nie dotyczą ciebie głuptasie! - zaśmiała się i podała mi szklankę soku - Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby cię zwolnić. Pozbyć się takiego skarbu?
-W takim razie dlaczego zleciła mi pani tą pracę? - spytałam.
-To dlatego, że chciałam cię nagrodzić za świetną pracę Nicole. - Podała mi jakiś papier.
Przeczytałam nagłówek. Dotyczył stanowiska wicedyrektora naczelnego. To znaczyło, że ...
-Czyli zamiast stracić pracy...dostałam awans?
-Dokładnie. Szczegóły umówimy innym razem. Będziemy teraz blisko współpracować, więc w przyszłym tygodniu naradzimy się co do zmian. Miłego dnia. - Uśmiechnęła się ciepło.
-Bardzo dziękuję za wszystko. Do zobaczenia - powiedziałam i opuściłam jej biuro, zanim się rozmyśli.
Ludzie mnie obserwowali. Trójka z nich już pakowała swoje rzeczy z biurek. Po drodze minęłam się z Lucky, która obrzuciła mnie jadowitym spojrzeniem. Pięć minut później wszystko było jasne. Wpadła do pokoju redakcyjnego i również zaczęła pakować się gwałtownie.
-I co się gapisz?! - wrzasnęła w moją stronę ze łzami w oczach - Nie każdy ma taki tupet jak ty!
-O co ci chodzi? - mruknęłam w odpowiedzi.
-Jak to o co? Ja nie nadstawiam tyłka, żeby zostać w redakcji. Komu musiałaś zrobić dobrze, żeby w dodatku dostać awans? I co na to Chris? - warknęła i popchnęła mnie z całej siły.
-Nie mieszaj do tego Chrisa zdziro ! Nie jesteśmy już razem! - Odpłaciłam jej się tym samym.
-Nie dość, że dziwka, to jeszcze bezczelna! - syknęła, na szczęście ktoś zadzwonił po ochronę, która już zmierzała w jej kierunku.
-Co jest z tobą nie tak Lucky?
-A z tobą? Mój chłopak pracuje z Chrisem, a on potwierdza, że wciąż jesteście razem. Ty prowadzasz się z tym swoim wytatuowanym zbirem i licho wie z kim jeszcze! - krzyczała.
To były ostatnie słowa, które od niej usłyszałam. W redakcji nie było sensacji. Wszystko szybko wrócili do swoich zajęć. Ale mnie wciąż odbijały się echem słowa Lucky. O co mogło jej chodzić? Dlaczego Christopher mówił wszystkim, że wciąż jesteśmy razem? Muszę z nim pogadać, nie mogę przecież tego tolerować.
Gdy wyszłam z redakcji pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do Matta. W końcu cały czas zapewniał mnie, że będzie dobrze, że we mnie wierzy...
-Cześć Matti, co robisz? - spytałam, lecz po drugiej stronie usłyszałam niesamowity hałas.
-Mamy próbę w studiu, bo za tydzień koncert, ale chłopaki się wygłupiają, więc strasznie tu głośno. Zamknij się Christ ! - Po tym usłyszałam śmiechy i głos Reva - Jimmy kazał ci powiedzieć, że jesteś piękna i dodał, że bardzo cię lubi - powiedział Matt śmiejąc się.
-Coś jeszcze? - spytałam wsiadając do samochodu.
-Że powinnaś się dziś ze mną spotkać - odparł.
-Dzwonię właśnie w tej sprawie . Muszę ci o czymś powiedzieć. Czekam na ciebie wieczorem u mnie. - Starałam się być intrygująca.
Milczał chwilę.
-Przyjadę wieczorem - powiedział cudownym, ciepłym i niskim głosem.
-W takim razie do zobaczenia.
Jimmy wybiegł z próby pospiesznie. W odróżnieniu od chłopaków on zawsze wszędzie chodził pieszo. Lubił powłóczyć się tu i tam. Uwielbiał, kiedy nic go nie ograniczało. Kochał wolność. Przeoczył jednak kluczowy moment, gdy jego wolność stała się największą niewolą. Zatrzasnęła go w złotej klatce bez możliwości wydostania się. Zaczął się bać, że już nigdy się nie uwolni. Teraz również wracał do domu na kolejny samotny wieczór z alkoholem. Ostatnio każdy miał swoje plany, w których nie było dla niego zbyt wiele miejsca. Nie miał tego za złe chłopakom, przecież byli już dorośli, każdy walczył o swoje szczęście. Kochał ich, byli jego braćmi, dlatego teraz najważniejsze było ich dobro. A on? On sobie poradzi. Przecież zawsze był taki silny. Przynajmniej inni tak twierdzili...
Po drodze wstąpił do swojego ulubionego sklepu muzycznego, żeby odebrać zamówienie. Wszyscy go tam znali, a kiedy już przychodził nie chcieli go stamtąd wypuścić.
-Witam wszystkich, Revuś przyszedł, wasz ulubiony klient - krzyczał od progu zupełnie ignorując spojrzenia innych - Moja paczuszka już gotowa? - zwrócił się do młodej ekspedientki.
-Słucham? - spytała trochę zdziwiona. Nie wierzyła, że spotkała sławnego The Reva!
-To ja słucham złotko. Widzę nową twarzyczkę - darł się na całe gardło.
-W czym mogę ci... to znaczy panu... nie no, to głupio brzmi. - Dziewczyna zaczerwieniła się po same uszy i wpatrywała się w jego trampki.
-Nie wygłupiaj się słonko, jestem Jimmy, Jimo, Rev, jak kto woli. - Podał jej dłoń i dopiero teraz zadarła głowę wysoko, aby spojrzeć mu w oczy. To nie lada wyczyn, była od niego jakieś czterdzieści centymetrów niższa.
-W takim razie co ci podać Jimmy? - Uciekła za ladę ze speszonym uśmiechem, a on podążył za nią.
-Moje zamówienie, twoje imię i ewentualnie numer telefonu - uśmiechnął się promiennie. Co jak co, ale dziewczyny go po prostu uwielbiały.
Schyliła się pod ladę, a on obserwował każdy jej ruch.
-James Sulivan, jest - powiedziała i przeciągnęła ogromne pudło pod jego nogi - Proszę.
-A reszta? - wyszczerzył ząbki.
Wtedy z biura wyszedł Robert Clinton, właściciel sklepu i przyjaciel Reva.
-Cześć stary , dawno cię nie było! - Podał mu dłoń i przytulił go przyjacielsko.
-To prawda i widzę, że wiele mnie ominęło - powiedział i spojrzał w kierunku dziewczyny.
-Ah tak, to nasza nowa ekspedientka Hope. Śliczna, prawda? - ostatnie zdanie rzucił szeptem.
-Prześliczna - potwierdził i znów obrzucił ją spojrzeniem - Imię już mam moja droga! - Puścił jej oczko. Schylił się i przejrzał zawartość paczki - Czegoś mi tu brakuje - powiedział i podrapał się po głwie - Ahh tak, Hope, skoczyłabyś jeszcze po jakieś pałeczki?
-Ale jakie? - Zniknęła między półkami.
-Zdaję się na ciebie. - Odprowadził ją wzrokiem.
-Jimo, co ty kombinujesz? - Robert przyjrzał mu się z uwagą.
-Ale o co ci chodzi? - odparł nie odrywając od niej wzroku.
-Przecież jedna para wystaje ci z tylnej kieszeni spodni, a drugą masz w paczce.
-Wiem - uśmiechnął się promiennie obserwując biegnącą z parą pałeczek Hope.
-Mogą być? - spytała.
-Trafiłaś moja droga. Ale czy ja nie mówiłem o dwóch parach? Pobiegniesz po jeszcze jedną taką? - Rzucił jej minkę smutnego psiaka.
-Robisz sobie ze mnie żarty? - Skrzyżowała ręce na piersiach, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu.
-Gdzieżbym śmiał! - Pogłaskał ją po głowie - Muszę już lecieć - podał rękę Robertowi - Mogę porwać twoją pracownicę? Sam nie poradzę sobie z tym pudełkiem.
-Ale...- Hope zrobiła zdecydowany krok w tył.
-Nie ma żadnego " ale " - powiedział Clinton - Nasz klient nasz pan - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami biura.
-No to co malutka, weź hajhet, naciągi, ten mały statyw, a ja reszte - powiedział - I jeszcze to - Włożył pałeczki do tylnej kieszeni jej spodni.
-Mam nadzieję, że mieszkasz niedaleko - westchnęła.
-Bliżej niż myślisz.
Faktycznie na miejscu byli już jakieś dziesięć minut później.
-Nie zwykłem wpuszczać do swojego królestwa obcych, ale jeśli już mi pomogłaś... zapraszam. - Otworzył przed nią jedne z drzwi w mieszkaniu.
Duża, przestrzenna salka z cudowną akustyką. Po środku stała najpiękniejsza perkusja jaką kiedykolwiek widziała.
-Dobrze, zostawmy to tutaj, złożę to później. Herbatkę i ciasteczka?
-A jakie masz?
-Czekoladowe.
-A masz żelki? - spytała i pobiegła przeszukiwać kuchnie.
-No ja bym nie miał? - Dogonił ją i podsadził do górnej szafki.
-Misie? Jimmy , jesteś mistrzem!
-Cóż za pochlebstwa ! Bardzo mi miło. W nagrodę proponuję telewizorek i zimne piwko ! - Pociągnął ją za sobą do salonu.
-Ale...przecież my się w ogóle nie znamy - zatrzymała się i spojrzała na niego pytająco.
-Jak to nie? Wiemy jak mamy na imię, czym się zajmujemy no i że lubimy żelkowe misie i ciasteczka czekoladowe. A reszty się dowiemy, prawda? Przynajmniej mam taką Nadzieję.
-Ja też mam taką Nadzieję.
czwartek, 27 grudnia 2012
11. Real date
Dla Joanny, największego terrorysty na świecie ! ;*
Oraz dla wszystkich, którzy wciąż poświęcają chwilkę, aby przeczytać i napisać miłe słowo. Kocham was :)
-To już ostatnia szefowo! - krzyknął pan ubrany w robocze ciuchy.
-Dziękuję! - Alice zabrała od niego dwie, pachnące gorącym tuszem książki.
Otworzyła okładki obu i pogłaskała palcami pierwsze strony, tam, gdzie piękną, wybraną przez nią czcionką spisane były dedykacje. Dopiero po wyjściu z drukarni zauważyła, że na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Czas biegł jak szalony. Ona żyła na wariackich papierach. Zaczęła pisać tą książkę kilka miesięcy temu, które minęły jej jak kilka dni. W piątek trafi do księgarni, a ludzie będą pamiętać o niej do ostatniego słowa zakończonego kropką. Jeżeli im się spodoba, to jeszcze kilka dni później. Potem zapomną. Zapomną również o Alice, aż do momentu, gdy wyda kolejną powieść o miłości. Wpadła w błędne koło i kompletnie nie wiedziała jak się z niego wydostać. Życie uciekało jej przez palce, mijało między ognistymi końcówkami bujnych włosów. Sama nie potrafiła się zatrzymać...
Na autostradzie skręciła w prawo, minęła plażę, lecz zamiast skierować się w lewo, do domu, wybrała drogę na wprost. Zmierzała obok luksusowych apartamentów, hermetycznie ogrodzonych willi, aż w końcu odnalazła poszukiwany numer.
-No no, całkiem ładnie - gwizdnęła wysiadając z mustanga przed ogromnym, śnieżnobiałym mieszkaniem z kolumnami.
Podeszła do bramy, która była otwarta. Wejściowe drzwi także. Stanęła w korytarzu i rozejrzała się wokół. Nowoczesna kuchnia była pewnie nieużytkowana. W jadalni stał ogromny stół z dwunastoma krzesłami, z czego wysunięte było tylko jedno. Dookoła wisiały fotografie oprawione w antyramy. Z rodzicami, rodzeństwem, chłopakami z Avenged Sevenfold oraz innymi muzykami i przyjaciółmi. Brian miał mnóstwo znajomych, ale chyba brakowało tutaj jednej antyramy.
Usłyszała śpiewanie dochodzące z jednego z pomieszczeń. Coś gunsów, ale Brian bardziej piszczał niż śpiewał, więc nie dało się jasno określić repertuaru. Otworzyły się drzwi - teraz już wiedziała, że były to drzwi do łazienki - i wyszedł z nich Gates owinięty samym ręcznikiem. Osunął się delikatnie ukazując kości miednicy i cudowne wcięcia. Oniemiał na widok Alice.
-A co ty tu robisz? - Zmierzwił dłonią mokre włosy.
-Panie Haner, pan w ogóle nie dba o swoje bezpieczeństwo - zaśmiała się - Brama otwarta, drzwi wejściowe również.
-To na wypadek, gdybyś postanowiła mnie odwiedzić .- Mimo samego ręcznika na biodrach był dosyć pewny siebie.
-A gdyby zamiast mnie wkradłaby się tutaj jakaś napalona fanka i zastałaby cię rozebranego do rosołu?
-To miałaby całkiem niezłe widoki - powiedział, a robiąc krok do przodu ręcznik spadł mu do stóp.
Zarumienił się nerwowo, ale zachował spokój i po chwili wybuchnęli śmiechem.
-Noo, całkiem niezłe...widoki - Alice pękała ze śmiechu na widok nieco speszonego Hanera.
-Przepraszam - powiedział i zawiązał ręcznik wokół bioder.
-Ale za co? Przecież codziennie słynne gwiazdy rocka zrzucają przede mną to co mają na sobie.
-Idź do salonu, na chwilę przyjdę - powiedział i zniknął u szczytu schodów.
Salon był otwarty i przestronny, a jego wystrój bardzo nowoczesny. Kto by przypuszczał, że połączenie granatu i czerwieni da taki zdumiewający efekt. Telewizor był większy niż wszystkie w mieszkaniu dziewczyn razem wzięte. Do tego masa sprzętu multimedialnego i muzycznego, kilka gitar ustawionych na statywach rzędem pod ścianą. Pogłaskała tylko gryfy, pewnie są ubezpieczone na kilkadziesiąt tysiecy dolarów. Kolekcja płyt, którą posiadał robiła piorunujące wrażenie. Od muzyki klasycznej do brudnego metalu. Najwięcej piętrzyło się na stojaku z muzyką jazz' ową. Była tam wygrawerowana tabliczka z napisem " favorites".
-I jak ci się tu podoba? - Zaszedł ją od tyłu.
Zamiast ręcznika miał na sobie czarne jeansy i granatową koszule z rękawami podwiniętymi do łokci.
-Całkiem ładnie się tutaj urządziłeś - minęła go i przejechała palcem po komodzie - Co prawda brak tu troszkę kobiecej ręki - Pokazała mu kłębuszki kurzu na koniuszku palca.
-To fakt, pora to zmienić - powiedział i objął ją w pasie - Pamiętam, że obiecałem ci randkę. Wiem, że jest już trochę późno, ale po co odkładać to w nieskończoność?
-Ale przyjechałam samochodem. - Wyrwała się z jego objęć, lecz szybko przekręcił ją przodem do siebie.
-Nie ma problemu, zaplanowałem coś lepszego. - Uśmiechnął się znacząco.
Poprowadził ją do garażu i już wiedziała co miał na myśli. Przy samych jego drzwiach, gotowy do jazdy stał przepiękny, czarny, błyszczący czystością harley.
-Gotowa dziecinko? - Klepnął ją w pupę i podsadził na maszynę.
-Jak nigdy!
To prawda, że prowadził jak wariat. Do tej pory to ona uważała się za pirata drogowego, póki nie wsiadła z nim na mruczącą bestie. Silnik aż wył przy każdym dodaniu gazu, a ona zaciskała materiał jego skórzanej kurtki w piąstkach. Zwolnił dopiero, kiedy przytuliła się mocno do jego pleców, obejmując go w pół. A może to dlatego, że byli już na miejscu.
Ewidentnie była to jakaś knajpa, zdziwiło ją tylko, że w środku nie było nikogo. Zajęli stolik w jej centralnej części. Klimat mówił sam za siebie - włoskie jedzenie. Trafił najlepiej jak tylko mógł.
-Czemu nikogo tu nie ma? - spytała trochę zdezorientowana.
-A po co nam obserwatorzy? Wiesz, ja z zasady nie lubię się dzielić , szczególnie widokiem takich pięknych oczu jak twoje - powiedział i podał jej kartę.
-Ale jak ty to...
-To moja knajpa, więc mogę ją wynająć kiedy tylko chcę - uśmiechnął się bosko.
-Kocham włoską kuchnie - powiedziała przeglądając menu -ty też?
-Pomijając to, że lubię wszystko co zwie się jedzeniem to tak, włoską lubię najbardziej.
Podszedł do nich kelner, prosząc o zamówienie.
-Lasagne - powiedzieli razem, spojrzeli sobie w oczy i zaczęli się śmiać.
-Coś do picia? - spytał kelner.
-Sok pomarańczowy. Uwielbiam sok pomarańczowy - powiedziała.
-Zapamiętam - odnotował - Dla mnie cole z lodem.
-Prawie bym zapomniała - Wyciągnęła z torby pakunek w ładnym papierze - Mam coś dla ciebie.
-Prezent? Dla mnie? A co to? - Wziął od niej paczkę i przyjrzał jej się z radością.
-Otwórz. - Wskazała mu miejsce gdzie należało rozerwać papier.
-Rany, to książka? - Uśmiechnął się i rzucił jej pytające spojrzenie.
-Tak. Prawdę mówiąc, to wyjdzie dopiero jutro, ale pomyślałam, że to będzie miłe. Wiesz, na co dzień nie jestem miła, dlatego nie wiem do końca... słabo mi to idzie - zmartwiła się.
Dopiero teraz zauważył autora.
-Iskierko, to naprawdę bardzo miłe - uśmiechnął się ciepło i właśnie wtedy zaserwowano do stołu ich zamówienie.
Rozmawiali o wszystkich. Nie brakowało im tematów, co znaczyło,że mają ze sobą wiele wspólnego. Gates jak to on zasypywał ją komplementami, a ona odpierała je z ironią co jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę między nimi. O dziwo, to jego martwiło, że nic między nimi nie jest jasne. Chciał wiedzieć, co tak na prawdę myśli o nim Alice. Póki co tylko grała z nim w jakąś gierkę. Na początku mu się to podobało i wiele by dał, aby jego wcześniejsze dziewczyny potrafiły tak z nim pogrywać, ale teraz... teraz chyba zaczęło mu zależeć. Zamówił dla niej jeszcze drinka, potem kolejnego. Nic tu po nich, ileż można siedzieć przy stoliku. Wsiedli na motor i już chwilę później zatrzymał się obok deptaku przy plaży. Zostawił maszynę i wziął Alice za rękę.
-Dokąd idziemy? - spytała.
-Na spacer . - Pociągnął ją w kierunku plaży.
Morze szumiało spokojnie, piasek był przyjemnie chłodny, a niebo rozświetlały miliony gwiazd i księżyc w pełni.
-Wiesz, wyszedłem z wprawy, ale chyba całkiem udana ta randka - powiedział i poczuł, że mocniej wtuliła się w jego ramię.
-Całkiem - zamruczała. Po kilku drinkach z zabójczą dawką alkoholu była już trochę miękka.
-Alice, co jest między nami? - spytał, patrząc w dal.
-Chemia - odpowiedziała i zatrzymała się gwałtownie.
-Tylko chemia? - spytał smutno.
-Aż chemia. - Uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała go po policzku.
-Ale ja chciałbym chyba więcej.- Przyciągnął ją mocno do siebie, tak, że ciężko było jej złapać oddech.
Nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Działał na nią, przyprawiał ją o dreszcze, rozpływała się w jego słowach, a każdy gest był uzależniający. On był dla niej jak narkotyk.
Zarzuciła mu ręce na szyję i długo wpatrywała się w czekoladowe oczy. Czuła, że jego ręce przesuwają się po jej biodrach, więc aby to zatrzymać wspięła się na palce i pocałowała go namiętnie. Czuła to tak, jak gdyby miało zatrzymać ją to przy życiu. Objął ją mocniej, zachwiała się i wylądowali wpół objęci na chłodnym piasku, który zbił temperaturę między nimi. Spojrzał jej w oczu i złożył na jej ustach jeszcze kilka czułych pocałunków.
-Alice, ja... - chciał coś wyznać, ale przerwała mu wpół słowa.
-Wracajmy do domu.
-Dobrze. - Wstał i pociągnął ją za rękę.
Szli chwilę obok siebie w milczeniu. Nagle poczuł, że jej drobne palce splatają się z jego palcami. Uśmiechnął się do siebie. Dostrzegła to i już wiedziała, że w tej potyczce jest wygrana.
Odwiózł ją pod dom. Stali chwilę naprzeciw siebie.
-To ja już będę leciał - powiedział i cmoknął ją w policzek.
-Poczekaj - złapała go za dłoń - W książce jest dedykacja. Chcę, żebyś ją teraz przeczytał.
Zdezorientowany wyciągnął prezent i nerwowo przewrócił okładkę.
" Dla Ciebie, żebyś nie musiał czekać w kolejce po tą książkę... i w kolejce do mojego serca. Twoja Iskierka "
Uśmiechnął się do siebie i przesunął dłonią po pierwszej stronie. Przeniósł wzrok na nią, zrobił kilka zdecydowanych kroków i zaczął ją całować, do utraty tchu.
-"Twoja Iskierka"? - wyszeptał jej do ucha.
-Jeżeli chcesz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chcę...
Oraz dla wszystkich, którzy wciąż poświęcają chwilkę, aby przeczytać i napisać miłe słowo. Kocham was :)
-To już ostatnia szefowo! - krzyknął pan ubrany w robocze ciuchy.
-Dziękuję! - Alice zabrała od niego dwie, pachnące gorącym tuszem książki.
Otworzyła okładki obu i pogłaskała palcami pierwsze strony, tam, gdzie piękną, wybraną przez nią czcionką spisane były dedykacje. Dopiero po wyjściu z drukarni zauważyła, że na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Czas biegł jak szalony. Ona żyła na wariackich papierach. Zaczęła pisać tą książkę kilka miesięcy temu, które minęły jej jak kilka dni. W piątek trafi do księgarni, a ludzie będą pamiętać o niej do ostatniego słowa zakończonego kropką. Jeżeli im się spodoba, to jeszcze kilka dni później. Potem zapomną. Zapomną również o Alice, aż do momentu, gdy wyda kolejną powieść o miłości. Wpadła w błędne koło i kompletnie nie wiedziała jak się z niego wydostać. Życie uciekało jej przez palce, mijało między ognistymi końcówkami bujnych włosów. Sama nie potrafiła się zatrzymać...
Na autostradzie skręciła w prawo, minęła plażę, lecz zamiast skierować się w lewo, do domu, wybrała drogę na wprost. Zmierzała obok luksusowych apartamentów, hermetycznie ogrodzonych willi, aż w końcu odnalazła poszukiwany numer.
-No no, całkiem ładnie - gwizdnęła wysiadając z mustanga przed ogromnym, śnieżnobiałym mieszkaniem z kolumnami.
Podeszła do bramy, która była otwarta. Wejściowe drzwi także. Stanęła w korytarzu i rozejrzała się wokół. Nowoczesna kuchnia była pewnie nieużytkowana. W jadalni stał ogromny stół z dwunastoma krzesłami, z czego wysunięte było tylko jedno. Dookoła wisiały fotografie oprawione w antyramy. Z rodzicami, rodzeństwem, chłopakami z Avenged Sevenfold oraz innymi muzykami i przyjaciółmi. Brian miał mnóstwo znajomych, ale chyba brakowało tutaj jednej antyramy.
Usłyszała śpiewanie dochodzące z jednego z pomieszczeń. Coś gunsów, ale Brian bardziej piszczał niż śpiewał, więc nie dało się jasno określić repertuaru. Otworzyły się drzwi - teraz już wiedziała, że były to drzwi do łazienki - i wyszedł z nich Gates owinięty samym ręcznikiem. Osunął się delikatnie ukazując kości miednicy i cudowne wcięcia. Oniemiał na widok Alice.
-A co ty tu robisz? - Zmierzwił dłonią mokre włosy.
-Panie Haner, pan w ogóle nie dba o swoje bezpieczeństwo - zaśmiała się - Brama otwarta, drzwi wejściowe również.
-To na wypadek, gdybyś postanowiła mnie odwiedzić .- Mimo samego ręcznika na biodrach był dosyć pewny siebie.
-A gdyby zamiast mnie wkradłaby się tutaj jakaś napalona fanka i zastałaby cię rozebranego do rosołu?
-To miałaby całkiem niezłe widoki - powiedział, a robiąc krok do przodu ręcznik spadł mu do stóp.
Zarumienił się nerwowo, ale zachował spokój i po chwili wybuchnęli śmiechem.
-Noo, całkiem niezłe...widoki - Alice pękała ze śmiechu na widok nieco speszonego Hanera.
-Przepraszam - powiedział i zawiązał ręcznik wokół bioder.
-Ale za co? Przecież codziennie słynne gwiazdy rocka zrzucają przede mną to co mają na sobie.
-Idź do salonu, na chwilę przyjdę - powiedział i zniknął u szczytu schodów.
Salon był otwarty i przestronny, a jego wystrój bardzo nowoczesny. Kto by przypuszczał, że połączenie granatu i czerwieni da taki zdumiewający efekt. Telewizor był większy niż wszystkie w mieszkaniu dziewczyn razem wzięte. Do tego masa sprzętu multimedialnego i muzycznego, kilka gitar ustawionych na statywach rzędem pod ścianą. Pogłaskała tylko gryfy, pewnie są ubezpieczone na kilkadziesiąt tysiecy dolarów. Kolekcja płyt, którą posiadał robiła piorunujące wrażenie. Od muzyki klasycznej do brudnego metalu. Najwięcej piętrzyło się na stojaku z muzyką jazz' ową. Była tam wygrawerowana tabliczka z napisem " favorites".
-I jak ci się tu podoba? - Zaszedł ją od tyłu.
Zamiast ręcznika miał na sobie czarne jeansy i granatową koszule z rękawami podwiniętymi do łokci.
-Całkiem ładnie się tutaj urządziłeś - minęła go i przejechała palcem po komodzie - Co prawda brak tu troszkę kobiecej ręki - Pokazała mu kłębuszki kurzu na koniuszku palca.
-To fakt, pora to zmienić - powiedział i objął ją w pasie - Pamiętam, że obiecałem ci randkę. Wiem, że jest już trochę późno, ale po co odkładać to w nieskończoność?
-Ale przyjechałam samochodem. - Wyrwała się z jego objęć, lecz szybko przekręcił ją przodem do siebie.
-Nie ma problemu, zaplanowałem coś lepszego. - Uśmiechnął się znacząco.
Poprowadził ją do garażu i już wiedziała co miał na myśli. Przy samych jego drzwiach, gotowy do jazdy stał przepiękny, czarny, błyszczący czystością harley.
-Gotowa dziecinko? - Klepnął ją w pupę i podsadził na maszynę.
-Jak nigdy!
To prawda, że prowadził jak wariat. Do tej pory to ona uważała się za pirata drogowego, póki nie wsiadła z nim na mruczącą bestie. Silnik aż wył przy każdym dodaniu gazu, a ona zaciskała materiał jego skórzanej kurtki w piąstkach. Zwolnił dopiero, kiedy przytuliła się mocno do jego pleców, obejmując go w pół. A może to dlatego, że byli już na miejscu.
Ewidentnie była to jakaś knajpa, zdziwiło ją tylko, że w środku nie było nikogo. Zajęli stolik w jej centralnej części. Klimat mówił sam za siebie - włoskie jedzenie. Trafił najlepiej jak tylko mógł.
-Czemu nikogo tu nie ma? - spytała trochę zdezorientowana.
-A po co nam obserwatorzy? Wiesz, ja z zasady nie lubię się dzielić , szczególnie widokiem takich pięknych oczu jak twoje - powiedział i podał jej kartę.
-Ale jak ty to...
-To moja knajpa, więc mogę ją wynająć kiedy tylko chcę - uśmiechnął się bosko.
-Kocham włoską kuchnie - powiedziała przeglądając menu -ty też?
-Pomijając to, że lubię wszystko co zwie się jedzeniem to tak, włoską lubię najbardziej.
Podszedł do nich kelner, prosząc o zamówienie.
-Lasagne - powiedzieli razem, spojrzeli sobie w oczy i zaczęli się śmiać.
-Coś do picia? - spytał kelner.
-Sok pomarańczowy. Uwielbiam sok pomarańczowy - powiedziała.
-Zapamiętam - odnotował - Dla mnie cole z lodem.
-Prawie bym zapomniała - Wyciągnęła z torby pakunek w ładnym papierze - Mam coś dla ciebie.
-Prezent? Dla mnie? A co to? - Wziął od niej paczkę i przyjrzał jej się z radością.
-Otwórz. - Wskazała mu miejsce gdzie należało rozerwać papier.
-Rany, to książka? - Uśmiechnął się i rzucił jej pytające spojrzenie.
-Tak. Prawdę mówiąc, to wyjdzie dopiero jutro, ale pomyślałam, że to będzie miłe. Wiesz, na co dzień nie jestem miła, dlatego nie wiem do końca... słabo mi to idzie - zmartwiła się.
Dopiero teraz zauważył autora.
-Iskierko, to naprawdę bardzo miłe - uśmiechnął się ciepło i właśnie wtedy zaserwowano do stołu ich zamówienie.
Rozmawiali o wszystkich. Nie brakowało im tematów, co znaczyło,że mają ze sobą wiele wspólnego. Gates jak to on zasypywał ją komplementami, a ona odpierała je z ironią co jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę między nimi. O dziwo, to jego martwiło, że nic między nimi nie jest jasne. Chciał wiedzieć, co tak na prawdę myśli o nim Alice. Póki co tylko grała z nim w jakąś gierkę. Na początku mu się to podobało i wiele by dał, aby jego wcześniejsze dziewczyny potrafiły tak z nim pogrywać, ale teraz... teraz chyba zaczęło mu zależeć. Zamówił dla niej jeszcze drinka, potem kolejnego. Nic tu po nich, ileż można siedzieć przy stoliku. Wsiedli na motor i już chwilę później zatrzymał się obok deptaku przy plaży. Zostawił maszynę i wziął Alice za rękę.
-Dokąd idziemy? - spytała.
-Na spacer . - Pociągnął ją w kierunku plaży.
Morze szumiało spokojnie, piasek był przyjemnie chłodny, a niebo rozświetlały miliony gwiazd i księżyc w pełni.
-Wiesz, wyszedłem z wprawy, ale chyba całkiem udana ta randka - powiedział i poczuł, że mocniej wtuliła się w jego ramię.
-Całkiem - zamruczała. Po kilku drinkach z zabójczą dawką alkoholu była już trochę miękka.
-Alice, co jest między nami? - spytał, patrząc w dal.
-Chemia - odpowiedziała i zatrzymała się gwałtownie.
-Tylko chemia? - spytał smutno.
-Aż chemia. - Uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała go po policzku.
-Ale ja chciałbym chyba więcej.- Przyciągnął ją mocno do siebie, tak, że ciężko było jej złapać oddech.
Nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Działał na nią, przyprawiał ją o dreszcze, rozpływała się w jego słowach, a każdy gest był uzależniający. On był dla niej jak narkotyk.
Zarzuciła mu ręce na szyję i długo wpatrywała się w czekoladowe oczy. Czuła, że jego ręce przesuwają się po jej biodrach, więc aby to zatrzymać wspięła się na palce i pocałowała go namiętnie. Czuła to tak, jak gdyby miało zatrzymać ją to przy życiu. Objął ją mocniej, zachwiała się i wylądowali wpół objęci na chłodnym piasku, który zbił temperaturę między nimi. Spojrzał jej w oczu i złożył na jej ustach jeszcze kilka czułych pocałunków.
-Alice, ja... - chciał coś wyznać, ale przerwała mu wpół słowa.
-Wracajmy do domu.
-Dobrze. - Wstał i pociągnął ją za rękę.
Szli chwilę obok siebie w milczeniu. Nagle poczuł, że jej drobne palce splatają się z jego palcami. Uśmiechnął się do siebie. Dostrzegła to i już wiedziała, że w tej potyczce jest wygrana.
Odwiózł ją pod dom. Stali chwilę naprzeciw siebie.
-To ja już będę leciał - powiedział i cmoknął ją w policzek.
-Poczekaj - złapała go za dłoń - W książce jest dedykacja. Chcę, żebyś ją teraz przeczytał.
Zdezorientowany wyciągnął prezent i nerwowo przewrócił okładkę.
" Dla Ciebie, żebyś nie musiał czekać w kolejce po tą książkę... i w kolejce do mojego serca. Twoja Iskierka "
Uśmiechnął się do siebie i przesunął dłonią po pierwszej stronie. Przeniósł wzrok na nią, zrobił kilka zdecydowanych kroków i zaczął ją całować, do utraty tchu.
-"Twoja Iskierka"? - wyszeptał jej do ucha.
-Jeżeli chcesz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chcę...
niedziela, 23 grudnia 2012
10. Interview
Cześć misiulki ! Wróciłam, wypuszczona ze szpon tej okropnej, wstrętnej, podłej szkoły. Jako, że mamy przerwę świąteczną miałam wczoraj troszkę czasu , więc tadam ! Mamy odcinek ! Okrągła 10, nie ma co, szybko poszło. Przy okazji chciałam podziękować Joannie, bo wciąż mnie inspiruję i zachęca do pisania . Jesteś niezastąpiona. Martynce, bo pokochałam jej opowiadanie i znalazłam w nim swoje miejsce. Hope, bo uwielbiam jej bloga i uzależniłam się do niego na dobre. Mart, bo czytam , czytam i powoli się zakochuję. Fallen, Vis i Chemicznego Plaza, bo wciąż są ze mną . Nawet nie wiecie jakie to cudowne uczucie, kiedy ma się dla kogo pisać. I oczywiście witam nową czytelniczkę Caroline Sanders, miło mi, że podoba Ci się moje opowiadanie :)
No dobrze, razem z gorącą kawką i świątecznymi ciasteczkami zabieram się za pisanie i komentowanie waszych cudownych opowiadań.
Tak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie. Z ułożonej, odpowiedzialnej Nicole , z perspektywami na ślub z wykształconym, dojrzałym doktorem, do szalonej, imprezującej fanki Avenged Sevenfold, bywającej częściej w klubach niż restauracjach , z seksownym wokalistą, wytatuowanym od stóp do głów. Już któryś dzień z rzędu wstałam z mocnym bólem głowy. Wczorajsza impreza była niesamowita. Coraz bardziej lubiłam chłopaków, Alexis i Mart. Jeszcze nigdy nie znałam tak szalonych i przyjaznych ludzi. Od razu przyjęli mnie i Alice do swojego grona. Czułam się z nimi jak w rodzinie. Wielkiej, muzycznej rodzinie.
Pamiętałam z wczorajszego wieczora, że Shads i Gates odprowadzili nas do domu, ale nie miałam pojęcia co się z nimi stało później. Obudziłam Alice i razem zeszłyśmy na parter. Ona zajęła się przygotowywaniem pysznej kawy, a ja chciałam włączyć telewizor w salonie, lecz to co zobaczyłam po prostu ścięło mnie z nóg.
-Ali, chodź szybko - szepnęłam i pociągnęłam ją za rękę do pokoju.
Na naszej sofie jak zabici leżeli Matt i Brian. Mój amant zajmował prawie całą jej powierzchnie, więc ten drugi spał jedną nogą na podłodze, ręką obejmując Shadowsa w pół.
-To takie słodkie. - Uwiesiłam się na ramieniu Alice.
-W jakim stanie musieliśmy być wczoraj, że nawet nie pamiętam jak to się stało ... - Przetarła oczy i jeszcze raz przyjrzała się śpiochom - Naszykuję jeszcze dwa kubki.
-Ja zrobię tosty ! - Pobiegłam za nią do kuchni i zabrałyśmy się za przygotowywanie śniadania.
Zajęło nam to dosłownie chwilkę. Cudownie było czuć się komuś potrzebną. I cudownie było znów być tak blisko z Alice.
-Jakieś plany na dziś? - spytałam, układając górę tostów na talerzu.
-Jadę do drukarni. Mam przypilnować wydruku ostatnich egzemplarzy, to te z dedykacjami. W piątek książka trafi do księgarni ! - Rozlała świeżo zaparzoną kawę do czterech kubków.
-Za to ja w piątek wylecę z pracy... - Energicznie zamknęłam toster i poparzyłam przy tym cała dłoń - Cholera!
-Szybko, pod zimną wodę! - Ali popchnęła mnie lekko w stronę umywalki - A co do pracy to myślę, że będzie dobrze. W końcu dziś robisz ten wywiad z chłopakami, a naczelna zawsze cię lubiła. - Pogłaskała mnie po głowie.
-Sympatia nie pomoże, kiedy w grę wchodzi redukcja etatów. - Zrezygnowana spuściłam głowę - Dobrze, że mam dzisiaj wolne. Przemyślę sobie to wszystko i przygotuję ten wywiad.
Gdy weszłyśmy do salonu, obładowane pysznym śniadaniem, Gates właśnie runął z sofy na podłogę. Dopiero to go obudziło.
-Co jest? - Zerwał się na równe nogi i spojrzał na nas zaspanymi, podkrążonymi oczami. Potem zlustrował spojrzeniem Matta, który tylko nakrył twarz poduszką.
-Spokojnie panie Haner. - Ali podała mu kubek z kawą - Wczoraj razem z kolegą zdecydowaliście chyba, że nasza sofa jet wygodniejsza niż wasze własne łóżka.
-Być może, ale urwał mi się film i... zupełnie nic nie pamiętam.- Poczochrał oklapnięte włosy.
Przysiadłam na brzegu łóżka, gdzie Matt spał w najlepsze. Oddychał miarowo i obejmował mocno poduszkę. Ali i Syn zajęli już miejsce przy stole. Mój ulubiony gitarzysta pochłaniał tosty w moim mieszkaniu, a ukochany wokalista oddychał spokojnie na naszej kanapie.
-Shads - Zabrałam poduszkę i zmierzwiłam mu włosy - Wstawaj.
-Nicky? Ale...co ja tu robię? - Przetarł oczka, które rozbłysły zielenią.
-Śpisz Matti - Pogładziłam go po policzku - Proponuje zabierać się za śniadanie, bo zaraz nic ci nie zostanie.
-To jest pyszne ! - powiedział Syn z pełną buzią.
-Co ci się stało? - Nic nie umknęło uwadze Shadsa. Delikatnie pogłaskał kciukiem moją oparzoną dłoń.
-To nic takiego, poparzyłam się tylko przy tym śniadaniu, a... - Przerwał mi czułym pocałunkiem chłodnych ust na mojej rozpalonej dłoni.
-Boli? - spytał, nie odrywając ust.
-Teraz mniej - powiedziałam i szybko zabrałam dłoń, czując na sobie spojrzenie pozostałej dwójki.
-O której dziś wpadniecie? - spytałam.
-Jak tylko uda nam się ogarnąć. Wczoraj nieźle zabalowaliśmy - powiedział Shads, a Haner mu przytaknął.
-Uprzedźcie wcześniej. - Podałam mu jego kawę i wywalczyłam dwa ostatnie tosty.
Chłopaki szybko się zmyli, a ja zabarykadowałam się w swoim pokoju. Starałam się wymyślić jakieś sensowne pytania, ale przed oczami wciąż miałam cudne dołeczki Matta, kiedy uśmiecha się w reakcji na osobiste pytania. Coraz częściej o nim myślałam. Wyłapywałam jego imię w tłumie, śmiesznie reagowałam na anegdotki o nim. Wyobrażałam sobie go na scenie, energicznego, skupionego. W uszach dudniły mi najpiękniejsze słowa tych wszystkich piosenek, jego cudowny głos, jego miłe słowa. Odpłynęłam, a z rozmyślań wyrwał mnie dopiero dzwonek telefonu.
-Otwórz kocurku - Jego głos stał się teraz rzeczywistością.
Przed drzwiami mojego mieszkania stał cały skład Avenged Sevenfold. Codziennie osiągałam nowy szczyt marzeń. Nie krępowali się i zanim przeszliśmy do części właściwej dzisiejszego spotkania, Zacky zdążył spenetrować naszą lodówkę i pochłonąć wszystko co najlepsze. Johnny i Jimmy jakimś cudem znaleźli dwie awaryjne butelki piwa, które trzymałyśmy z Alice w górnej szafce na wypadek rozstania, kryzysu, wylania z roboty czy innej katastrofy. Nie podejrzewałam , że zostanie wypite przy okazji wywiadu z tymi oszołomami. Po kilkudziesięciu minutach ganiania się z nimi, wreszcie grzecznie klapnęli na sofie w salonie. Usiadłam naprzeciw nich, z nowiutkim, redakcyjnym laptopem, który niedługo mogłam stracić.
-Gotowi? - Uśmiechnęłam się niepewnie, ale ośmielili mnie trochę swoim entuzjazmem.
-Jasne ! - odpowiedzieli chóralnie.
Początkowe pytania byłe raczej wprowadzające. Chłopaki odpowiadali na pytania związane z zespołem, swoimi planami na przyszłość, mówili o pomysłach na kolejne płyty, o swoich inspiracjach. Szczególnie Brian rozwodził się nad tym, ile wiedzy i umiejętności czerpie z inspiracji swoimi ulubionymi zespołami. Kiedy to mówił tak bosko iskrzyły mu oczy. Szkoda, że Alice nie mogła tego zobaczyć. Później Zacky mówił o tym, co dzieje się na backstage'u, jak imprezują, gdzie najczęściej bywają. Johnny dołożył do tego opowieści dotyczące tego, co lubią robić w wolnym czasie, jak pokonują stres. Do tego momentu nie wiedziałam o nich aż tyle. Nie miałam pojęcia, że są aż tak nierozłączni, że wszystko robią razem. Chodzą na kręgle, uprawiają sporty, wyjeżdżają na wakacje, wspólnie spędzają święta. Są nie tylko cudownymi przyjaciółmi, ale rodziną. Braćmi. Jimmy zaczął temat fanów. Rozwodził się nad tym, jak bardzo są im potrzebni, że dają im energie, że wszystko robią dla nich i dzięki nim. To cudowne. Oni naprawdę byli niesamowici. No i najważniejszy temat - życie uczuciowe.
-Odważycie się o tym opowiedzieć? Wiecie, fanki wciąż piłują pazurki na seksowne bestie z Avenged Sevenfold - powiedziałam i spotkałam się z ich radosnymi uśmiechami.
Nie spodziewałam się, że głos zabierze właśnie Shadows.
-No tak, przygotowaliśmy się na to, że o to zapytasz. W ostatnim czasie zmieniło się dla nas wszystko. Zacky chociaż już od dawna konsumuję swoje szczęście z pewną cudowną brunetką, zdecydował się zaprosić ją do swojego życia na poważnie. Alexis jest w trakcie przeprowadzki do domu Bakera, więc pozostaje życzyć tym wariatom dużo cierpliwości do siebie nawzajem. Za to nasz mały gnom Johnny odważył się powiedzieć ślicznej blondyneczce Mart co do niej czuje. Nie rumień się Johnny, świat ma prawo wiedzieć, że ktoś już zdobył twoje serce - zaśmiał się uroczo i poczochrał go po idealnie ułożonym irokezie.
-A pan Brian Haner ? - spytałam i prawie dusiłam się ze śmiechu na myśl, co za chwilę wypali Gates.
-Noo więc... Jak zawsze wolny i do wzięcia, ale wydaję mi się, że przez bardzo krótki czas, biorąc pod uwagę, że ostatnio moje życie odmieniła pewna Iskierka. Zobaczymy czy oprze się urokowi Synystera Gatesa.
Głos znów zabrał Shadows:
-Chyba jednak się nie oprze - zaśmiał się i szybko dodał - Za to nasz wariat Jimmy wciąż czeka na wybrankę serca. Dziewczyny, walcie drzwiami i oknami.
-A ty Matt? Jak to jest z tobą? - zapytałam , a on oblał się uroczym rumieńcem.
-Mmm... Tak jak mówiłem w ostatnich dniach nasze życie odmieniło się o 180 stopni. Moje również. Poznałem kogoś, kto mnie oczarował, z kim mam mnóstwo wspólnych tematów, kim bardzo chciałbym się zaopiekować. Nie wiem jeszcze czy coś z tego będzie, ale bardzo bym chciał być bliżej niej, chciałbym spędzać z nią każdą chwilę. Bardzo bym chciał być blisko, na wyłączność - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Chyba się uśmiechnęłam, nie wiem.
Chłopaki spoglądali to na mnie, to na Shadsa, Było trochę niezręcznie. Padło jeszcze kilka pytań. Kiedy chłopaki już poszli dopisałam fajny początek i inspirujące zakończenie. Mam nadzieję, że wywiad jakos mnie uratuje.
Wieczorem dokonałam jeszcze ostatnich poprawek, z kubkiem ciepłego kakao i " Dear God " na maksa. Znów myślałam o Matt'cie , chociaż tak bardzo się przed tym broniłam. Chwyciłam telefon i wybrałam numer.
-Dobry wieczór Matti.
-Kocurek? Co tam? -spytał, chyba trochę zaskoczony.
-Chciałam ci powiedzieć, że świetnie dziś wypadliście.
-Dzięki, to chyba najszczerszy wywiad podczas całej naszej kariery - zaśmiał się do słuchawki - Dzwonisz tylko po to?
-W sumie to ...nie. Chciałam ci powiedzieć, że ... jest mi naprawdę miło, że jesteś obok. I bardzo chciałabym poznać Matta Sandersa. Chciałabym, żebyś był blisko.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-Wiesz, mam pewien pomysł.
-Jaki? - spytałam niepewnie.
-Nie miałabyś ochoty wyjechać ze mną na kilka dni?
-To zależy od tego, czy uda mi się zachować pracę, może wtedy dostanę parę dni urlopu. Ale poza tym to... bardzo chętnie - uśmiechnęłam się do samej siebie - Dokąd chcesz jechać?|
-To niespodzianka.
No dobrze, razem z gorącą kawką i świątecznymi ciasteczkami zabieram się za pisanie i komentowanie waszych cudownych opowiadań.
Tak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie. Z ułożonej, odpowiedzialnej Nicole , z perspektywami na ślub z wykształconym, dojrzałym doktorem, do szalonej, imprezującej fanki Avenged Sevenfold, bywającej częściej w klubach niż restauracjach , z seksownym wokalistą, wytatuowanym od stóp do głów. Już któryś dzień z rzędu wstałam z mocnym bólem głowy. Wczorajsza impreza była niesamowita. Coraz bardziej lubiłam chłopaków, Alexis i Mart. Jeszcze nigdy nie znałam tak szalonych i przyjaznych ludzi. Od razu przyjęli mnie i Alice do swojego grona. Czułam się z nimi jak w rodzinie. Wielkiej, muzycznej rodzinie.
Pamiętałam z wczorajszego wieczora, że Shads i Gates odprowadzili nas do domu, ale nie miałam pojęcia co się z nimi stało później. Obudziłam Alice i razem zeszłyśmy na parter. Ona zajęła się przygotowywaniem pysznej kawy, a ja chciałam włączyć telewizor w salonie, lecz to co zobaczyłam po prostu ścięło mnie z nóg.
-Ali, chodź szybko - szepnęłam i pociągnęłam ją za rękę do pokoju.
Na naszej sofie jak zabici leżeli Matt i Brian. Mój amant zajmował prawie całą jej powierzchnie, więc ten drugi spał jedną nogą na podłodze, ręką obejmując Shadowsa w pół.
-To takie słodkie. - Uwiesiłam się na ramieniu Alice.
-W jakim stanie musieliśmy być wczoraj, że nawet nie pamiętam jak to się stało ... - Przetarła oczy i jeszcze raz przyjrzała się śpiochom - Naszykuję jeszcze dwa kubki.
-Ja zrobię tosty ! - Pobiegłam za nią do kuchni i zabrałyśmy się za przygotowywanie śniadania.
Zajęło nam to dosłownie chwilkę. Cudownie było czuć się komuś potrzebną. I cudownie było znów być tak blisko z Alice.
-Jakieś plany na dziś? - spytałam, układając górę tostów na talerzu.
-Jadę do drukarni. Mam przypilnować wydruku ostatnich egzemplarzy, to te z dedykacjami. W piątek książka trafi do księgarni ! - Rozlała świeżo zaparzoną kawę do czterech kubków.
-Za to ja w piątek wylecę z pracy... - Energicznie zamknęłam toster i poparzyłam przy tym cała dłoń - Cholera!
-Szybko, pod zimną wodę! - Ali popchnęła mnie lekko w stronę umywalki - A co do pracy to myślę, że będzie dobrze. W końcu dziś robisz ten wywiad z chłopakami, a naczelna zawsze cię lubiła. - Pogłaskała mnie po głowie.
-Sympatia nie pomoże, kiedy w grę wchodzi redukcja etatów. - Zrezygnowana spuściłam głowę - Dobrze, że mam dzisiaj wolne. Przemyślę sobie to wszystko i przygotuję ten wywiad.
Gdy weszłyśmy do salonu, obładowane pysznym śniadaniem, Gates właśnie runął z sofy na podłogę. Dopiero to go obudziło.
-Co jest? - Zerwał się na równe nogi i spojrzał na nas zaspanymi, podkrążonymi oczami. Potem zlustrował spojrzeniem Matta, który tylko nakrył twarz poduszką.
-Spokojnie panie Haner. - Ali podała mu kubek z kawą - Wczoraj razem z kolegą zdecydowaliście chyba, że nasza sofa jet wygodniejsza niż wasze własne łóżka.
-Być może, ale urwał mi się film i... zupełnie nic nie pamiętam.- Poczochrał oklapnięte włosy.
Przysiadłam na brzegu łóżka, gdzie Matt spał w najlepsze. Oddychał miarowo i obejmował mocno poduszkę. Ali i Syn zajęli już miejsce przy stole. Mój ulubiony gitarzysta pochłaniał tosty w moim mieszkaniu, a ukochany wokalista oddychał spokojnie na naszej kanapie.
-Shads - Zabrałam poduszkę i zmierzwiłam mu włosy - Wstawaj.
-Nicky? Ale...co ja tu robię? - Przetarł oczka, które rozbłysły zielenią.
-Śpisz Matti - Pogładziłam go po policzku - Proponuje zabierać się za śniadanie, bo zaraz nic ci nie zostanie.
-To jest pyszne ! - powiedział Syn z pełną buzią.
-Co ci się stało? - Nic nie umknęło uwadze Shadsa. Delikatnie pogłaskał kciukiem moją oparzoną dłoń.
-To nic takiego, poparzyłam się tylko przy tym śniadaniu, a... - Przerwał mi czułym pocałunkiem chłodnych ust na mojej rozpalonej dłoni.
-Boli? - spytał, nie odrywając ust.
-Teraz mniej - powiedziałam i szybko zabrałam dłoń, czując na sobie spojrzenie pozostałej dwójki.
-O której dziś wpadniecie? - spytałam.
-Jak tylko uda nam się ogarnąć. Wczoraj nieźle zabalowaliśmy - powiedział Shads, a Haner mu przytaknął.
-Uprzedźcie wcześniej. - Podałam mu jego kawę i wywalczyłam dwa ostatnie tosty.
Chłopaki szybko się zmyli, a ja zabarykadowałam się w swoim pokoju. Starałam się wymyślić jakieś sensowne pytania, ale przed oczami wciąż miałam cudne dołeczki Matta, kiedy uśmiecha się w reakcji na osobiste pytania. Coraz częściej o nim myślałam. Wyłapywałam jego imię w tłumie, śmiesznie reagowałam na anegdotki o nim. Wyobrażałam sobie go na scenie, energicznego, skupionego. W uszach dudniły mi najpiękniejsze słowa tych wszystkich piosenek, jego cudowny głos, jego miłe słowa. Odpłynęłam, a z rozmyślań wyrwał mnie dopiero dzwonek telefonu.
-Otwórz kocurku - Jego głos stał się teraz rzeczywistością.
Przed drzwiami mojego mieszkania stał cały skład Avenged Sevenfold. Codziennie osiągałam nowy szczyt marzeń. Nie krępowali się i zanim przeszliśmy do części właściwej dzisiejszego spotkania, Zacky zdążył spenetrować naszą lodówkę i pochłonąć wszystko co najlepsze. Johnny i Jimmy jakimś cudem znaleźli dwie awaryjne butelki piwa, które trzymałyśmy z Alice w górnej szafce na wypadek rozstania, kryzysu, wylania z roboty czy innej katastrofy. Nie podejrzewałam , że zostanie wypite przy okazji wywiadu z tymi oszołomami. Po kilkudziesięciu minutach ganiania się z nimi, wreszcie grzecznie klapnęli na sofie w salonie. Usiadłam naprzeciw nich, z nowiutkim, redakcyjnym laptopem, który niedługo mogłam stracić.
-Gotowi? - Uśmiechnęłam się niepewnie, ale ośmielili mnie trochę swoim entuzjazmem.
-Jasne ! - odpowiedzieli chóralnie.
Początkowe pytania byłe raczej wprowadzające. Chłopaki odpowiadali na pytania związane z zespołem, swoimi planami na przyszłość, mówili o pomysłach na kolejne płyty, o swoich inspiracjach. Szczególnie Brian rozwodził się nad tym, ile wiedzy i umiejętności czerpie z inspiracji swoimi ulubionymi zespołami. Kiedy to mówił tak bosko iskrzyły mu oczy. Szkoda, że Alice nie mogła tego zobaczyć. Później Zacky mówił o tym, co dzieje się na backstage'u, jak imprezują, gdzie najczęściej bywają. Johnny dołożył do tego opowieści dotyczące tego, co lubią robić w wolnym czasie, jak pokonują stres. Do tego momentu nie wiedziałam o nich aż tyle. Nie miałam pojęcia, że są aż tak nierozłączni, że wszystko robią razem. Chodzą na kręgle, uprawiają sporty, wyjeżdżają na wakacje, wspólnie spędzają święta. Są nie tylko cudownymi przyjaciółmi, ale rodziną. Braćmi. Jimmy zaczął temat fanów. Rozwodził się nad tym, jak bardzo są im potrzebni, że dają im energie, że wszystko robią dla nich i dzięki nim. To cudowne. Oni naprawdę byli niesamowici. No i najważniejszy temat - życie uczuciowe.
-Odważycie się o tym opowiedzieć? Wiecie, fanki wciąż piłują pazurki na seksowne bestie z Avenged Sevenfold - powiedziałam i spotkałam się z ich radosnymi uśmiechami.
Nie spodziewałam się, że głos zabierze właśnie Shadows.
-No tak, przygotowaliśmy się na to, że o to zapytasz. W ostatnim czasie zmieniło się dla nas wszystko. Zacky chociaż już od dawna konsumuję swoje szczęście z pewną cudowną brunetką, zdecydował się zaprosić ją do swojego życia na poważnie. Alexis jest w trakcie przeprowadzki do domu Bakera, więc pozostaje życzyć tym wariatom dużo cierpliwości do siebie nawzajem. Za to nasz mały gnom Johnny odważył się powiedzieć ślicznej blondyneczce Mart co do niej czuje. Nie rumień się Johnny, świat ma prawo wiedzieć, że ktoś już zdobył twoje serce - zaśmiał się uroczo i poczochrał go po idealnie ułożonym irokezie.
-A pan Brian Haner ? - spytałam i prawie dusiłam się ze śmiechu na myśl, co za chwilę wypali Gates.
-Noo więc... Jak zawsze wolny i do wzięcia, ale wydaję mi się, że przez bardzo krótki czas, biorąc pod uwagę, że ostatnio moje życie odmieniła pewna Iskierka. Zobaczymy czy oprze się urokowi Synystera Gatesa.
Głos znów zabrał Shadows:
-Chyba jednak się nie oprze - zaśmiał się i szybko dodał - Za to nasz wariat Jimmy wciąż czeka na wybrankę serca. Dziewczyny, walcie drzwiami i oknami.
-A ty Matt? Jak to jest z tobą? - zapytałam , a on oblał się uroczym rumieńcem.
-Mmm... Tak jak mówiłem w ostatnich dniach nasze życie odmieniło się o 180 stopni. Moje również. Poznałem kogoś, kto mnie oczarował, z kim mam mnóstwo wspólnych tematów, kim bardzo chciałbym się zaopiekować. Nie wiem jeszcze czy coś z tego będzie, ale bardzo bym chciał być bliżej niej, chciałbym spędzać z nią każdą chwilę. Bardzo bym chciał być blisko, na wyłączność - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Chyba się uśmiechnęłam, nie wiem.
Chłopaki spoglądali to na mnie, to na Shadsa, Było trochę niezręcznie. Padło jeszcze kilka pytań. Kiedy chłopaki już poszli dopisałam fajny początek i inspirujące zakończenie. Mam nadzieję, że wywiad jakos mnie uratuje.
Wieczorem dokonałam jeszcze ostatnich poprawek, z kubkiem ciepłego kakao i " Dear God " na maksa. Znów myślałam o Matt'cie , chociaż tak bardzo się przed tym broniłam. Chwyciłam telefon i wybrałam numer.
-Dobry wieczór Matti.
-Kocurek? Co tam? -spytał, chyba trochę zaskoczony.
-Chciałam ci powiedzieć, że świetnie dziś wypadliście.
-Dzięki, to chyba najszczerszy wywiad podczas całej naszej kariery - zaśmiał się do słuchawki - Dzwonisz tylko po to?
-W sumie to ...nie. Chciałam ci powiedzieć, że ... jest mi naprawdę miło, że jesteś obok. I bardzo chciałabym poznać Matta Sandersa. Chciałabym, żebyś był blisko.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-Wiesz, mam pewien pomysł.
-Jaki? - spytałam niepewnie.
-Nie miałabyś ochoty wyjechać ze mną na kilka dni?
-To zależy od tego, czy uda mi się zachować pracę, może wtedy dostanę parę dni urlopu. Ale poza tym to... bardzo chętnie - uśmiechnęłam się do samej siebie - Dokąd chcesz jechać?|
-To niespodzianka.
poniedziałek, 17 grudnia 2012
9. Don't stop the party !
Walnę dedykację, a co tam ! Przede wszystkim dla mojej kochanej Martynki, za to, że wiedziała doskonale jak mi dzisiaj poprawić humor , dziękuję ! Dla Joanny, za gorący odcinek, na który tak czekałam ;* Dla Mart, bo mam tu coś dla ciebie słoneczko ;* Dla Hope, Vis , Fallen, bo wciąż czytacie i jesteście ze mną, dziękuję !
Przeszłam przez mieszkanie jak huragan. Od dawna nie byłam na żadnej domówce, więc desperacko rozpoczęłam misje : odpowiednie ubrania, makijaż, fryzura. Czuję, że będzie ciężko. Domówka u Johnnego Christa, to przecież jakiś obłęd! W amoku nie zauważyłam nawet, że Alice przyglądała mi się dłuższą chwilę.
-A gdzie to się panienka wybiera, hm? - Rozsiadła się w moim ukochanym, czerwonym fotelu.
-Chyba " wybieramy". Gates nic ci nie mówił? - spytałam zdziwiona.
-Ale o czym?
Zrobiło mi się trochę głupio. Dlaczego Haner o niczym jej nie powiedział? Miałam tylko nadzieję, że nie zamierza wystawić Ali i przyprowadzić ze sobą jakiegoś pokemona, bo nie wytrzymałabym tego! Nagle zadzwonił jej telefon. Obserwowałam ją z uwagą. Najpierw uśmiechnęła się radośnie, a potem zrobiła się taka nieobecna.
-Jasne, rozumiem - powiedziała, rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko.
-Kto dzwonił? - spytałam.
-Haner. Mieliśmy dzisiaj iść na randkę, ale to odwołał. - Kiepsko udawała, że wcale jej to nie obchodzi, a ja cholernie się bałam, że potwierdzą się moje domysły. Chyba zamorduję tego dupka własnymi rękami, jeśli zobaczę go dzisiaj z jakąś lafiryndą - Więc Nicki, dokąd się wybierasz?
-No, ten... spotykam się z Mattem - powiedziałam i odwróciłam się do niej plecami. Nie chciałam, żeby było jej przykro.
-Z samym Mattem? - Nie tak łatwo było oszukać Alice. Podeszłam do łóżka obok fotela i klapnęłam na nie ciężko.
-Nie... z całym Avenged Sevenfold. Myślałam, że Gates cię zaprosi... - Widocznie zrobiło jej się smutno, więc dodałam - Alice, jeśli chcesz to zostanę z tobą w domu. Każda imprezka bez ciebie jest stracona.
-Nicki, głuptasie, masz tam iść z Mattem, rozumiesz? Nie przyjmuję sprzeciwów! - Dała mi całusa w policzek - Pójdę już do siebie.
Zdecydowałam się na granatową bluzkę z ćwiekami i skórzane spodnie. Powinno być dobrze. Włosy ułożyłam jak na co dzień, przyrumieniłam policzki i pomalowałam oczy na ciemno. Usłyszałam pukanie do drzwi o 19.49, więc zbiegłam na dół i otworzyłam.
-Co ty tu robisz tak wcześnie? - zdziwiłam się widząc Shadsa 11 minut przed czasem.
-Po prostu nie mogłem się doczekać, kiedy cię zobaczę - powiedział uwodzicielsko i obrzucił mnie spojrzeniem od stóp do głów - Ale z ciebie kociak - Posłał mi TEN uśmiech.
-Mam nadzieję, że to komplement? - Ni stąd ni zowąd znalazłam się w jego muskularnych ramionach.
-No pewnie - Musnął ustami mój policzek - Jedziemy?
Prawie zapomniałam przez to wszystko o sytuacji z Alice.
-Matt... nie chcę się wtrącać, ale myślałam, że Brian zaprosi Alice...
-Właśnie tu jedzie. Tylko miał gdzieś wstąpić po drodze, szczerze to wydaje mi się, że chciał z nią pobyć jeszcze sam na sam, wiec zwijamy się i damy im te 11 minut, co ty na to? - Odwrócił mnie w stronę wyjścia.
-Ale jak to? Nic z tego nie rozumiem...
-Nie staraj się zrozumieć kocurku, Synyster Gates to nie ksywa, to styl życia - zaśmiał się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Chwilę później znów rozległo się pukanie do drzwi. Alice powlokła się na dół, pomrukując :
-Czego zapomniałaś? Nie wygłupiaj się z tym pukaniem .. - i otworzyła drzwi, za którym stał on.
-Jeszcze nie gotowa? - spytał i przyjrzał jej się badawczo.
-Co ty tu robisz? - Otworzyła oczy ze zdziwienia.
Przed nią w cudownej , czarnej koszuli z idealnie podwiniętymi rękawami,. zwichrzoną fryzurą i uroczymi rumieńcami stał Syn.
-No jak to co? Jedziemy na imprezę, nie?
-Myślałam, że odwołałeś nasze dzisiejsze spotkanie?
-O cholera..Alice, źle mnie zrozumiałaś. Przesunąłem randkę na inny termin, z powodu dzisiejszej imprezy u Johnnego, o której myślałem, że powiadomiła cię Nicki - powiedział ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-Niby mi mówiła, ale wiedziałam, że jestem zaproszona.
-To chyba jasne, że nigdzie się bez ciebie nie ruszam - powiedział flirciarsko i pogłaskał ją po policzku - No już, biegnij się przebierać, już jesteśmy spóźnieni!
Szybko wyszukała w szafie ubrania na dzisiejszy wieczór. Pośpiesznie się przebrała, zmierzwiła włosy i pociągnęła usta czerwoną pomadką. Wtedy usłyszała za swoimi plecami lekkie westchnienie. Odwróciła się energicznie.
-Od dawna mi się przyglądasz? - spytała i wymierzyła mu cios w ramię.
-Na tyle długo by zobaczyć najseksowniejszą pupę na świecie - powiedział i wpił się w jej usta. Długi namiętny pocałunek, niekończące się tematy rozmów. Czas w jego towarzystwie płynął wyjątkowo szybko. Tak szybko, że nawet nie zauważyła, że zaledwie dwadzieścia minut później byli już na miejscu.
Dom Johnnego był cudowny! Z zewnątrz to ogromna willa, w środku wystrój również powalał na kolana. Ogromne okna, ściany w różnych kolorach, wielkie, skórzane kanapy, a po środku salonu gigantyczny barek. Tego akurat można się było po nim spodziewać. Impreza szybko się rozkręciła. Zacky cały czas obskakiwał Alexis, a ona rozwodziła się nad tym , jaki jest cudowny. Miała rację. Był dla niej na prawdę dobry. Mówił o niej w taki piękny sposób, cały czas trzymał ją mocno za rękę i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Bardzo im zazdrościłam. Taka miłość zdarza się raz na całe życie. Oni już siebie znaleźli i to dawno, a ja krążyłam od pomyłki do pomyłki i szanse na znalezienie idealnego faceta zacierały mi się we mgle. Obserwowałam też z uwagą , jak Johnny delikatnie muska dłonią Mart, jak ją zaczepia, jak przysuwa się coraz bliżej niej. Patrzyłam jak ona się rumieni, jaka jest urocza, kiedy Johnny rzuca na nią swój urok. Pasowali do siebie, na prawdę. Słodkie są takie początki, kiedy jedno i drugie dobrze wie czego chce, jednocześnie jest zbyt nieśmiałe, żeby zrobić krok naprzód. Mam nadzieję, że Johnny wreszcie się przełamie, w końcu Mart jest dla niego stworzona. Gates polewał Alice jednego drinka za drugim i pożerał ją wzrokiem. To zabawne, że dwójka tych wariatów jeszcze nie poszła na całość. Spodziewałam się, że Gates będzie chciał szybciej zaciągnąć Ali do łóżka. Ale nie zrobił tego. Zachowywał się jak normalny facet, nie żaden playboy. Stopniowo ją zdobywał, a ona z każdym jego słowem wpadała w to jeszcze mocniej. Finał mógł być bardzo ciekawy. Z drugiej strony miałam przed sobą Jimmiego, niczym niezobowiązanego, szalonego, wolnego. Zawsze marzyłam o wolności, teraz nie wiedziałam, czego bardziej chcę. I właśnie wtedy poczułam ciężką dłoń na moim kolanie i gorące usta na szyi. Chyba już wiedziałam...
-Zatańczymy? - spytał Matt , a ja bez słowa ruszyłam za nim na środek pokoju.
W nasze ślady od razu poszli Alice i Gates, Zacky i Alexis. Jimmy nie rozstawał się z butelką, a do mnie dobiegała rozmowa toczona między nim a Gatesem przy stole.
-Sulivan, może czas by znaleźć dziewczynę, hm? - spytał do Haner.
-I kto to mówi, wiecznie wolny strzelec !- prychnął Jimmi i polał kolejną kolejkę.
-Wszystko się zmienia.. - wymownie objął Alice ramieniem.
Zauważyłam, że mimo wszystko Jimmy był cholernie samotny. Matt chyba szybko zorientował się o czym myślałam.
-To Jimmy pisze te wszystkie smutne piosenki. Wiesz, on chyba sobie nie radzi. Mimo, że wciąż mówi, że wszystko jest ok, to widać, że jest mu źle.
-Każdy potrzebuje miłości...
-Do tej pory byliśmy takimi Trzema Muszkieterami, on, ja i Gates, wiecznie wolni wariaci, ale teraz Brian ześwirował na punkcie Alice, a ja...
-A ty? - Spojrzałam w najpiękniejsze na świecie, kocie oczy.
-A ja zwariowałem na twoim punkcie. I będę czekał tak długo, jak tylko będziesz tego potrzebowała.- Musnął ustami moją szyję i przyciągnął mnie mocniej do siebie. Poczułam ciepło bojące od niego i wtuliłam się w muskularne ramiona. Byłam tutaj taka bezpiecznie.
Potem szaleliśmy na parkiecie salonu Johnnego i piliśmy na umór. Impreza przeniosła się do kuchni, potem do przedpokoju. Zacky poszedł odprowadzić Alexis około trzeciej, zataczając się,ale jeszcze podtrzymując kompletnie pijaną Alex.
-Paaaa! - krzyczała Alexis, prawie się przy tym wywracając. Złamała obcas swoich cudownych butów z ćwiekami i kompletnie się rozryczała.
-Kochanieee, nie przeeejmuj się, kupimy nowe - Zacky przytulił ją i wziął na ręce. Do był dobry pomysł, nie uszłaby sama nawet dziesięciu metrów.
-Obiecujesz? - Zrobiła smutną minkę.
-Kupimy nawet dwie pary, tylko nie płacz.
Jimmy usnął na kanapie, ale nikt nie zamierzał go budzić. Nasza czwórka z butelkami w rękach ruszyła do domu, coś czuję, że chłopaki zostaną dzisiaj u nas na noc. Johnny ogarnął Mart ramieniem, kiedy się z nami żegnali.
-Było cudownie, dziękujemy Johnny - powiedziałam i ciągnięta za rękę przez Matta zdążyłam tylko dać Mart buziaka w policzek na pożegnanie.
Odwróciłam się jeszcze na chwilę i co ujrzałam? Jak ręka Sewarda objęła kruchutką Mart w talii, a druga dłoń uniosła jej podbródek do góry. Pocałował ją tak, jak jeszcze nigdy jej nie całował !
-Patrz, Matt ! - Pociągnęłam Shadsa za rękaw, a on tylko się uśmiechnął.
-No wreszcie nasz Johnny się odważył. Teraz to już pójdzie im z górki - powiedział.
-Matt...- Wtuliłam się w jego ramię.
-Słucham kocurku?
-Pocałuj mnie - powiedziałam, a on wyraźnie się zdziwił - Wiesz, tak żeby nam też poszło z górki.
Uśmiechnął się, ukazując swoje cudowne dołeczki w policzkach i właśnie ten szczęśliwy uśmiech chwilkę później poczułam na swoich ustach.
Przeszłam przez mieszkanie jak huragan. Od dawna nie byłam na żadnej domówce, więc desperacko rozpoczęłam misje : odpowiednie ubrania, makijaż, fryzura. Czuję, że będzie ciężko. Domówka u Johnnego Christa, to przecież jakiś obłęd! W amoku nie zauważyłam nawet, że Alice przyglądała mi się dłuższą chwilę.
-A gdzie to się panienka wybiera, hm? - Rozsiadła się w moim ukochanym, czerwonym fotelu.
-Chyba " wybieramy". Gates nic ci nie mówił? - spytałam zdziwiona.
-Ale o czym?
Zrobiło mi się trochę głupio. Dlaczego Haner o niczym jej nie powiedział? Miałam tylko nadzieję, że nie zamierza wystawić Ali i przyprowadzić ze sobą jakiegoś pokemona, bo nie wytrzymałabym tego! Nagle zadzwonił jej telefon. Obserwowałam ją z uwagą. Najpierw uśmiechnęła się radośnie, a potem zrobiła się taka nieobecna.
-Jasne, rozumiem - powiedziała, rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko.
-Kto dzwonił? - spytałam.
-Haner. Mieliśmy dzisiaj iść na randkę, ale to odwołał. - Kiepsko udawała, że wcale jej to nie obchodzi, a ja cholernie się bałam, że potwierdzą się moje domysły. Chyba zamorduję tego dupka własnymi rękami, jeśli zobaczę go dzisiaj z jakąś lafiryndą - Więc Nicki, dokąd się wybierasz?
-No, ten... spotykam się z Mattem - powiedziałam i odwróciłam się do niej plecami. Nie chciałam, żeby było jej przykro.
-Z samym Mattem? - Nie tak łatwo było oszukać Alice. Podeszłam do łóżka obok fotela i klapnęłam na nie ciężko.
-Nie... z całym Avenged Sevenfold. Myślałam, że Gates cię zaprosi... - Widocznie zrobiło jej się smutno, więc dodałam - Alice, jeśli chcesz to zostanę z tobą w domu. Każda imprezka bez ciebie jest stracona.
-Nicki, głuptasie, masz tam iść z Mattem, rozumiesz? Nie przyjmuję sprzeciwów! - Dała mi całusa w policzek - Pójdę już do siebie.
Zdecydowałam się na granatową bluzkę z ćwiekami i skórzane spodnie. Powinno być dobrze. Włosy ułożyłam jak na co dzień, przyrumieniłam policzki i pomalowałam oczy na ciemno. Usłyszałam pukanie do drzwi o 19.49, więc zbiegłam na dół i otworzyłam.
-Co ty tu robisz tak wcześnie? - zdziwiłam się widząc Shadsa 11 minut przed czasem.
-Po prostu nie mogłem się doczekać, kiedy cię zobaczę - powiedział uwodzicielsko i obrzucił mnie spojrzeniem od stóp do głów - Ale z ciebie kociak - Posłał mi TEN uśmiech.
-Mam nadzieję, że to komplement? - Ni stąd ni zowąd znalazłam się w jego muskularnych ramionach.
-No pewnie - Musnął ustami mój policzek - Jedziemy?
Prawie zapomniałam przez to wszystko o sytuacji z Alice.
-Matt... nie chcę się wtrącać, ale myślałam, że Brian zaprosi Alice...
-Właśnie tu jedzie. Tylko miał gdzieś wstąpić po drodze, szczerze to wydaje mi się, że chciał z nią pobyć jeszcze sam na sam, wiec zwijamy się i damy im te 11 minut, co ty na to? - Odwrócił mnie w stronę wyjścia.
-Ale jak to? Nic z tego nie rozumiem...
-Nie staraj się zrozumieć kocurku, Synyster Gates to nie ksywa, to styl życia - zaśmiał się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Chwilę później znów rozległo się pukanie do drzwi. Alice powlokła się na dół, pomrukując :
-Czego zapomniałaś? Nie wygłupiaj się z tym pukaniem .. - i otworzyła drzwi, za którym stał on.
-Jeszcze nie gotowa? - spytał i przyjrzał jej się badawczo.
-Co ty tu robisz? - Otworzyła oczy ze zdziwienia.
Przed nią w cudownej , czarnej koszuli z idealnie podwiniętymi rękawami,. zwichrzoną fryzurą i uroczymi rumieńcami stał Syn.
-No jak to co? Jedziemy na imprezę, nie?
-Myślałam, że odwołałeś nasze dzisiejsze spotkanie?
-O cholera..Alice, źle mnie zrozumiałaś. Przesunąłem randkę na inny termin, z powodu dzisiejszej imprezy u Johnnego, o której myślałem, że powiadomiła cię Nicki - powiedział ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-Niby mi mówiła, ale wiedziałam, że jestem zaproszona.
-To chyba jasne, że nigdzie się bez ciebie nie ruszam - powiedział flirciarsko i pogłaskał ją po policzku - No już, biegnij się przebierać, już jesteśmy spóźnieni!
Szybko wyszukała w szafie ubrania na dzisiejszy wieczór. Pośpiesznie się przebrała, zmierzwiła włosy i pociągnęła usta czerwoną pomadką. Wtedy usłyszała za swoimi plecami lekkie westchnienie. Odwróciła się energicznie.
-Od dawna mi się przyglądasz? - spytała i wymierzyła mu cios w ramię.
-Na tyle długo by zobaczyć najseksowniejszą pupę na świecie - powiedział i wpił się w jej usta. Długi namiętny pocałunek, niekończące się tematy rozmów. Czas w jego towarzystwie płynął wyjątkowo szybko. Tak szybko, że nawet nie zauważyła, że zaledwie dwadzieścia minut później byli już na miejscu.
Dom Johnnego był cudowny! Z zewnątrz to ogromna willa, w środku wystrój również powalał na kolana. Ogromne okna, ściany w różnych kolorach, wielkie, skórzane kanapy, a po środku salonu gigantyczny barek. Tego akurat można się było po nim spodziewać. Impreza szybko się rozkręciła. Zacky cały czas obskakiwał Alexis, a ona rozwodziła się nad tym , jaki jest cudowny. Miała rację. Był dla niej na prawdę dobry. Mówił o niej w taki piękny sposób, cały czas trzymał ją mocno za rękę i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Bardzo im zazdrościłam. Taka miłość zdarza się raz na całe życie. Oni już siebie znaleźli i to dawno, a ja krążyłam od pomyłki do pomyłki i szanse na znalezienie idealnego faceta zacierały mi się we mgle. Obserwowałam też z uwagą , jak Johnny delikatnie muska dłonią Mart, jak ją zaczepia, jak przysuwa się coraz bliżej niej. Patrzyłam jak ona się rumieni, jaka jest urocza, kiedy Johnny rzuca na nią swój urok. Pasowali do siebie, na prawdę. Słodkie są takie początki, kiedy jedno i drugie dobrze wie czego chce, jednocześnie jest zbyt nieśmiałe, żeby zrobić krok naprzód. Mam nadzieję, że Johnny wreszcie się przełamie, w końcu Mart jest dla niego stworzona. Gates polewał Alice jednego drinka za drugim i pożerał ją wzrokiem. To zabawne, że dwójka tych wariatów jeszcze nie poszła na całość. Spodziewałam się, że Gates będzie chciał szybciej zaciągnąć Ali do łóżka. Ale nie zrobił tego. Zachowywał się jak normalny facet, nie żaden playboy. Stopniowo ją zdobywał, a ona z każdym jego słowem wpadała w to jeszcze mocniej. Finał mógł być bardzo ciekawy. Z drugiej strony miałam przed sobą Jimmiego, niczym niezobowiązanego, szalonego, wolnego. Zawsze marzyłam o wolności, teraz nie wiedziałam, czego bardziej chcę. I właśnie wtedy poczułam ciężką dłoń na moim kolanie i gorące usta na szyi. Chyba już wiedziałam...
-Zatańczymy? - spytał Matt , a ja bez słowa ruszyłam za nim na środek pokoju.
W nasze ślady od razu poszli Alice i Gates, Zacky i Alexis. Jimmy nie rozstawał się z butelką, a do mnie dobiegała rozmowa toczona między nim a Gatesem przy stole.
-Sulivan, może czas by znaleźć dziewczynę, hm? - spytał do Haner.
-I kto to mówi, wiecznie wolny strzelec !- prychnął Jimmi i polał kolejną kolejkę.
-Wszystko się zmienia.. - wymownie objął Alice ramieniem.
Zauważyłam, że mimo wszystko Jimmy był cholernie samotny. Matt chyba szybko zorientował się o czym myślałam.
-To Jimmy pisze te wszystkie smutne piosenki. Wiesz, on chyba sobie nie radzi. Mimo, że wciąż mówi, że wszystko jest ok, to widać, że jest mu źle.
-Każdy potrzebuje miłości...
-Do tej pory byliśmy takimi Trzema Muszkieterami, on, ja i Gates, wiecznie wolni wariaci, ale teraz Brian ześwirował na punkcie Alice, a ja...
-A ty? - Spojrzałam w najpiękniejsze na świecie, kocie oczy.
-A ja zwariowałem na twoim punkcie. I będę czekał tak długo, jak tylko będziesz tego potrzebowała.- Musnął ustami moją szyję i przyciągnął mnie mocniej do siebie. Poczułam ciepło bojące od niego i wtuliłam się w muskularne ramiona. Byłam tutaj taka bezpiecznie.
Potem szaleliśmy na parkiecie salonu Johnnego i piliśmy na umór. Impreza przeniosła się do kuchni, potem do przedpokoju. Zacky poszedł odprowadzić Alexis około trzeciej, zataczając się,ale jeszcze podtrzymując kompletnie pijaną Alex.
-Paaaa! - krzyczała Alexis, prawie się przy tym wywracając. Złamała obcas swoich cudownych butów z ćwiekami i kompletnie się rozryczała.
-Kochanieee, nie przeeejmuj się, kupimy nowe - Zacky przytulił ją i wziął na ręce. Do był dobry pomysł, nie uszłaby sama nawet dziesięciu metrów.
-Obiecujesz? - Zrobiła smutną minkę.
-Kupimy nawet dwie pary, tylko nie płacz.
Jimmy usnął na kanapie, ale nikt nie zamierzał go budzić. Nasza czwórka z butelkami w rękach ruszyła do domu, coś czuję, że chłopaki zostaną dzisiaj u nas na noc. Johnny ogarnął Mart ramieniem, kiedy się z nami żegnali.
-Było cudownie, dziękujemy Johnny - powiedziałam i ciągnięta za rękę przez Matta zdążyłam tylko dać Mart buziaka w policzek na pożegnanie.
Odwróciłam się jeszcze na chwilę i co ujrzałam? Jak ręka Sewarda objęła kruchutką Mart w talii, a druga dłoń uniosła jej podbródek do góry. Pocałował ją tak, jak jeszcze nigdy jej nie całował !
-Patrz, Matt ! - Pociągnęłam Shadsa za rękaw, a on tylko się uśmiechnął.
-No wreszcie nasz Johnny się odważył. Teraz to już pójdzie im z górki - powiedział.
-Matt...- Wtuliłam się w jego ramię.
-Słucham kocurku?
-Pocałuj mnie - powiedziałam, a on wyraźnie się zdziwił - Wiesz, tak żeby nam też poszło z górki.
Uśmiechnął się, ukazując swoje cudowne dołeczki w policzkach i właśnie ten szczęśliwy uśmiech chwilkę później poczułam na swoich ustach.
środa, 12 grudnia 2012
8. Maybe...party?
Tak, wiem wiem, dłuuugo mnie nie było, ale uwierzcie mi, ta szkoła mnie wykańcza ! Jeżeli ktoś jednak czekał na odcinek to proszę bardzo, olewam geografię i piszę . A jak tylko skończę to idę nadrabiać komentarze u was :)
Prawdę mówiąc zdziwiłam się, że Gates wychodzi z naszego mieszkania tak późno. Matt myślał nawet,że Ali spławiła Hanera i pojechał się upić do swojego ulubionego klubu. Ale nie, Syn właśnie minął nas w drzwiach, wyraźnie rozradowany. Ali była jakaś zakręcona i rozkojarzona. Porozumiewawczo spojrzałam na Shadsa, potem pytająco na Alice.
-Nawet dobrze się składa, że jesteś Shads, Wypiłem kilka piw, więc nie powinienem prowadzić - powiedział Brian.
-A to coś nowego, no proszę, jaki roztropny! - Sanders poklepał go po plecach.
-To nowy, lepszy ja. Odpowiedzialny, przestrzegający zasad, godny zaufania - podkreślił i spojrzał na Alice. Nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Kiedyś zwariuję przez tą dwójkę - Jutro wpadnę po samochód. Na razie dziewczyny.
Otworzył drzwi od strony pasażera w samochodzie Matta i wsiadł.
-Ostawiłem zwierzątko i będę się już zbierał. Do zobaczenia Nicky. - Objął mnie w talii i pocałował w czółko, delikatnie głaszcząc po plecach - Ali, zaopiekuj się nią, dobrze?
Wylądowałam w jej ramionach.
-Jasne. Jedźcie ostrożnie i odstaw tego wariata prosto do domu, ok?
-Przypilnuję go, spokojnie. - Shadows pogłaskał Ali po głowie.
Zabarykadowałam się w swoim pokoju, z tymi wszystkimi smutnymi piosenkami, które już nie raz towarzyszyły mi wieczorami, stertami chusteczek i ciepłym kocem. Marzłam. Umierałam od środka.
-Hej, misiu... - Alice przytuliła mnie z całej siły. Postawiła na stoliku przede mną kubek parującej herbaty i moją ulubioną gorzką czekoladę z malinowym nadzieniem. Nie jadłam takiej od wieków, bo kontrolowałam się jak tylko mogłam.
Opowiedziałam jej całą historię, chociaż cierpiałam przy tym. Usilnie powstrzymywałam płacz, ale czułam się na prawdę żałośnie. Scena jak z filmu. Z pieprzonego horroru. Chyba to wszystko jeszcze do mnie nie dotarło. Dobrze, że Alice jest teraz przy mnie.
-Nicky, pamiętaj, że to nie jest twoja wina. Chris po prostu taki jest i nie miał na to wpływu. To prawda, że zachował się jak ostatni dupek na świecie wykorzystując cię, ale musisz podnieść główkę wysoko i żyć, jakby nic się nie stało. To trudne, ale mówię tak, bo boję się o ciebie.
-Dlaczego? - wychlipałam i wyciągnęłam z pudełeczka kolejną chusteczkę.
-Boję się, bo cierpisz. A dobrze wiem, że gdy ktoś cię krzywdzi obwiniasz za to siebie. I kiedy tak siebie obwiniasz to od razu twoja pewność siebie i poczucie wartości jest równe zeru. I właśnie wtedy znów zaczyna się ten koszmar...
Doskonale wiedziałam o co chodzi Alice. Tak, o moją przyjaciółkę, anoreksję. W takich chwilach szczególnie witałam ją z otwartymi ramionami. Mój chłopak wolał faceta ode mnie, czy może być gorzej? Cały czas miałam to przed oczami, jak go dotyka, jak go całuje...Jasna cholera, rzygać mi się chcę! I pomyśleć , że nic nie miałam do gejów, dopóki nie okazał się nim być mój chłopak...
-Też się boję Alice...- wyszeptałam.
-Nicole, jesteś piękna taka, jaka jesteś. To, że Chris woli facetów nie znaczy, że coś z tobą jest nie tak. Nawet obok Shakiry przeszedłby obojętnie, rozumiesz?
-Chris to nie pierwszy taki przypadek, wszyscy faceci uciekali ode mnie w podskokach. Bo " nie mają teraz czasu na dziewczynę " , "nie chcą się zobowiązywać " , "nie dorośli do stałego związku " . Żaden z nich nie przyznał, że po prostu byłam trudna!
-Co ty opowiadasz Nicky? Pierwszy był maniakiem gier komputerowych, drugi ćpunem, trzeci półgłówkiem i dobrze, że się z nimi nie związałaś na dłużej. A czwarty po prostu był gejem, to się zdarza.
-Ale czemu akurat mnie? - Spojrzałam na nią, spod poklejonych łzami rzęs.
-Bo tak po prostu miało być? Bo nie spotkałaś na swojej drodze faceta idealnego dla ciebie? Takiego, który będzie cię akceptował i kochał, łączył z tobą twoje pasje, spędzał czas, był zapatrzony w ciebie jak w obrazek? Nie wiem Nicky, ale jedno wiem na pewno...
-Co takiego?
-Że jesteś warta najcudowniejszego mężczyzny na świecie i spotkasz go w odpowiednim czasie. Takiego, który przede wszystkim zatroszczy się o ciebie. Obiecuję ci, że znajdziesz takiego. A może już znalazłaś...
-Co masz na myśli? - Sięgnęłam po tafelek czekolady, a Alice przełączyła smutne " Don't cry " na moje ulubione " Critical acclaim ".
-Pana wokalistę ów zespołu mam na myśli. Słodki jest, prawda? - wymownie poruszyła brewkami. Tym samym udało jej się mnie rozśmieszyć.
-Prawda. I czuły, troskliwy, ciepły, delikatny...- wymieniałam.
-Seksowny, gorący, czarujący - dodała Alice.
-Ali ! - Rzuciłam w nią poduszką, wytrącając czekoladkę z ręki.
-No co, sprawdzam cię tylko. Odpłynęłaś, prawda? Podoba ci się?
-Może. Ale to za wcześnie na jakąkolwiek relację.
-To zrozumiałe, ale błagam cię Nicky, nie odtrącaj go, bo ...
- ... bo się ulotni? - powiedziałam, a ona przytaknęła - Wiesz, chyba nie będzie miał szansy, bo jak widzę zaprzyjaźniłaś się z Synysterem Gatesem, a oni są przyjaciółmi, więc...
-Tylko nie " zaprzyjaźniłaś się " ! - oburzyła się - Nic mnie z nim nie łączy !
-Ale nie raz i nie dwa się z nim całowałaś i zostawiliście mokre ślady na podłodze, aaa no i prysznic jakiś taki rozregulowany i ...
-To jeszcze nie znaczy , że ... - próbowała się bronić.
-Ha ! Mam cię ! Czyli przyznajesz, że znowu się całowaliście moja droga?
-Może... - ewidentnie się rozmarzyła.
-Boże, on na ciebie działa jak dobry koks dziewczyno!
-A tam od razu koks...Po prostu bardzo go lubię... to dziecinne? - Troszkę się speszyła.
-Nie, dlaczego miałoby być?
-Bo jakoś nigdy nie przywiązywałam się do tych facetów, pociągali mnie, ale nie miałam z nimi wspólnych tematów. Z Brianem jest zupełnie inaczej. Na prawdę lubię tego szaleńca.
-W takim razie nie myśl o tym, jak o czymś złym. Nie broń się i po prostu ... żyj, a nie zastanawiaj się nad wszystkim tak skrupulatnie.
-Wezmę to sobie do serca, ale ty zrobisz dokładnie to samo, obiecujesz?
-Obiecuję.
Przytuliłam ją tak mocno, na ile tylko miałam sił. Alice to największy skarb jaki miałam. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie było jej obok. Uświadomiła mi, że muszę się wziąć w garść, że muszę się podnieść i walczyć o siebie. Nie miałam przecież innego wyjścia...
Atmosfera w pracy była napięta. Każdy siedział z nosem w komputerze, papierkach i wykresach. Nawet ze sobą nie rozmawialiśmy, a to nowość ! A najdziwniejsze jest to, że Lucky nie odzywała się nawet słowem. Do czasu... Wszyscy pracowali, a ja musiałam napić się kawy, więc sama poszłam do naszego redakcyjnego bufetu i chcąc nie chcąc , przysiadła się do mnie ta mała gnida.
-Spakowałaś już pudełeczko? Wiesz, dokumenty, rameczki ze zdjęciami. Chyba nie sądzisz, że zagrzejesz tu miejsca na dłużej? - rzuciła sarkastycznie. Nie miałam dziś sił, by się kłócić, jednak brak mojego odzewu wyraźnie ją zirytował - Nawet podlizywanie się Naczelnej na nic się nie zda, kiedy po prostu nie ma się talentu. Tym bardziej romansowanie z Marc 'iem nic ci nie pomoże. A twój ukochany doktorek wie o tym, że puszczasz się po kątach?
-Cudny monolog Lucky, jestem z ciebie dumna, mam ci zaklaskać? W końcu do tego jesteś przyzwyczajona. Wiesz co, po prostu zejdź mi z oczu - wycedziłam przez zęby.
-Pakuj się słodziutka, chyba to mniej wstydliwe niż nadstawianie tyłka do dyrektora działu.
-Nie słyszałaś co powiedziałam lafiryndo? Wypierdalaj !
Potem już tylko modliłam się, żeby ten dzień się skończył. Wciąż nie wymyśliłam zupełnie nic a'propo materiału, który miałam pokazać Naczelnej do piątku. Raczej schodziłam jej z drogi. Nie pojechałam nawet windą, kiedy zobaczyłam, że do niej weszła. A schodów mamy setki ! Muszę szybko coś wymyślić, nie mogę przecież stracić pracy. Już widzę tą dziką satysfakcję w oczach Lucky. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co by się stało, gdyby dowiedziała się o Chrisie. Małe prawdopodobieństwo, ale jednak jakieś jest...
-Hej, maleństwo ! - Ktoś złapał mnie za dłoń. Byłam tak zamyślona, że nie zorientowałam się nawet, że minęłam Matta bez słowa na chodniku przed redakcją.
-Shads, co ty tu robisz? - Pozwoliłam pocałować się w policzek na powitanie.
-Jak to co? Popatrz, mamy słoneczny dzień, temperaturę bliską trzydziestu stopni, błękitne niebo, ptaszki śpiewają. Myślałem, że pójdziemy na spacer? - Uśmiechnął się uroczo.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą. Do głowy wpadł mi genialny pomysł!
Minęliśmy aleje równoległą do plaży. Oczywiście na plażowanie byłam nieodpowiednio ubrana, ale uliczka obok była równie wygodna do spacerowania. Matt miał racje, pogoda była cudowna ! Jakoś wcześniej nigdy nie zwracałam na to uwagi. Z Chrisem raczej przesiadywaliśmy w domu, ewentualnie wychodziliśmy do jakiejś knajpy. Czułam, że słońce delikatnie opala moją skórę, a uśmiech Matta w jego promieniach był jeszcze cudowniejszy. Morze szumiało klimatycznie, kiedy fale obijały się o brzeg. Tak bardzo bym chciała zwyczajnie usiąść na gorącym piasku i nie myśleć o niczym, co ostatnio mi się przytrafiło.
-To teraz twój warunek? - Matt złapał mnie za rękę.
-Aa właśnie. W sumie to nie wiem, czy to był dobry pomysł - zmieszałam się, gdy jeszcze raz o tym pomyślałam.
-Mów Nicky, teraz jestem już ciekawy! - poczochrał mi włosy. Czasami zachowywał się jak dzieciak i to chyba najbardziej w nim lubiłam. Wyglądał groźnie, a moja mama pewnie by powiedziała " Jak facet z kryminału ", a mimo to był taki uroczy.
-Mam bardzo ciężki czas w pracy i muszę napisać coś na prawdę dobrego. Pomyślałam, że mogłabym zrobić wywiad z Sevenfoldami, taki szczery i prawdziwy, o tym jak żyjecie, o waszym stosunku do muzyki. Ja zazwyczaj piszę recenzję i to mogłaby być recenzja - wasza.
-Myślę, że to bardzo dobry pomysł! - Objął mnie ramieniem - Dlaczego nie chciałaś od razu powiedzieć , hm?
-Bo nie chcę żebyś myślał, że wykorzystuję znajomość z wami i ... z tobą.
-Ej, maleństwo, nawet przez myśl mi to nie przeszło! Jutro zgarnę chłopaków, przyjedziemy do ciebie i napiszemy super wywiad, zgoda?
-Zgoda. Jesteś moim bohaterem! - Dałam mu całusa w policzek , przy czym wspięcie się na palce nie wystarczyło, przydatny był mały podskok.
-Jeju, jaka ty jesteś słodka! - Przygarnął mnie do siebie i pogłaskał po głowie - Wiesz, mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.
-To znaczy?
-Johnny dzwonił dziś do mnie i pytał, czy nie mamy ochoty na małą imprezkę? Wiesz, on z Mart, Zacky i Alexis, Jimmy, my no i Gates z Alice... - mówiąc to spojrzał na mnie wymownie.
-Gates z Alice mówisz. - zaśmiałam się do siebie.
-Nawet nie wiesz jak on się nakręcił na tą dziewczynę ! Cały czas o niej gada, że taka cudowna, mądra, interesująca , seksowna i .. jeszcze dużo innych rzeczy - wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
-No to się dobrali, bo moja Alice coś rozkojarzona ostatnio chodzi. Matt, ale proszę cię, przypilnuj, żeby on jej nie skrzywdził, dobrze?
-Nic się nie martw kocurku, wujek Shads będzie w pogotowiu i cały czas na straży ! - Zasalutował i objął mnie w talii - Przyjadę po ciebie o ósmej , może być?
-Oczywiście.
Na chwilę zapomniałam o problemach. Wiosna budziła się do życia , a w powietrzu wyczuwałam najdziwniejszy kwiecień w moim życiu...
Prawdę mówiąc zdziwiłam się, że Gates wychodzi z naszego mieszkania tak późno. Matt myślał nawet,że Ali spławiła Hanera i pojechał się upić do swojego ulubionego klubu. Ale nie, Syn właśnie minął nas w drzwiach, wyraźnie rozradowany. Ali była jakaś zakręcona i rozkojarzona. Porozumiewawczo spojrzałam na Shadsa, potem pytająco na Alice.
-Nawet dobrze się składa, że jesteś Shads, Wypiłem kilka piw, więc nie powinienem prowadzić - powiedział Brian.
-A to coś nowego, no proszę, jaki roztropny! - Sanders poklepał go po plecach.
-To nowy, lepszy ja. Odpowiedzialny, przestrzegający zasad, godny zaufania - podkreślił i spojrzał na Alice. Nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Kiedyś zwariuję przez tą dwójkę - Jutro wpadnę po samochód. Na razie dziewczyny.
Otworzył drzwi od strony pasażera w samochodzie Matta i wsiadł.
-Ostawiłem zwierzątko i będę się już zbierał. Do zobaczenia Nicky. - Objął mnie w talii i pocałował w czółko, delikatnie głaszcząc po plecach - Ali, zaopiekuj się nią, dobrze?
Wylądowałam w jej ramionach.
-Jasne. Jedźcie ostrożnie i odstaw tego wariata prosto do domu, ok?
-Przypilnuję go, spokojnie. - Shadows pogłaskał Ali po głowie.
Zabarykadowałam się w swoim pokoju, z tymi wszystkimi smutnymi piosenkami, które już nie raz towarzyszyły mi wieczorami, stertami chusteczek i ciepłym kocem. Marzłam. Umierałam od środka.
-Hej, misiu... - Alice przytuliła mnie z całej siły. Postawiła na stoliku przede mną kubek parującej herbaty i moją ulubioną gorzką czekoladę z malinowym nadzieniem. Nie jadłam takiej od wieków, bo kontrolowałam się jak tylko mogłam.
Opowiedziałam jej całą historię, chociaż cierpiałam przy tym. Usilnie powstrzymywałam płacz, ale czułam się na prawdę żałośnie. Scena jak z filmu. Z pieprzonego horroru. Chyba to wszystko jeszcze do mnie nie dotarło. Dobrze, że Alice jest teraz przy mnie.
-Nicky, pamiętaj, że to nie jest twoja wina. Chris po prostu taki jest i nie miał na to wpływu. To prawda, że zachował się jak ostatni dupek na świecie wykorzystując cię, ale musisz podnieść główkę wysoko i żyć, jakby nic się nie stało. To trudne, ale mówię tak, bo boję się o ciebie.
-Dlaczego? - wychlipałam i wyciągnęłam z pudełeczka kolejną chusteczkę.
-Boję się, bo cierpisz. A dobrze wiem, że gdy ktoś cię krzywdzi obwiniasz za to siebie. I kiedy tak siebie obwiniasz to od razu twoja pewność siebie i poczucie wartości jest równe zeru. I właśnie wtedy znów zaczyna się ten koszmar...
Doskonale wiedziałam o co chodzi Alice. Tak, o moją przyjaciółkę, anoreksję. W takich chwilach szczególnie witałam ją z otwartymi ramionami. Mój chłopak wolał faceta ode mnie, czy może być gorzej? Cały czas miałam to przed oczami, jak go dotyka, jak go całuje...Jasna cholera, rzygać mi się chcę! I pomyśleć , że nic nie miałam do gejów, dopóki nie okazał się nim być mój chłopak...
-Też się boję Alice...- wyszeptałam.
-Nicole, jesteś piękna taka, jaka jesteś. To, że Chris woli facetów nie znaczy, że coś z tobą jest nie tak. Nawet obok Shakiry przeszedłby obojętnie, rozumiesz?
-Chris to nie pierwszy taki przypadek, wszyscy faceci uciekali ode mnie w podskokach. Bo " nie mają teraz czasu na dziewczynę " , "nie chcą się zobowiązywać " , "nie dorośli do stałego związku " . Żaden z nich nie przyznał, że po prostu byłam trudna!
-Co ty opowiadasz Nicky? Pierwszy był maniakiem gier komputerowych, drugi ćpunem, trzeci półgłówkiem i dobrze, że się z nimi nie związałaś na dłużej. A czwarty po prostu był gejem, to się zdarza.
-Ale czemu akurat mnie? - Spojrzałam na nią, spod poklejonych łzami rzęs.
-Bo tak po prostu miało być? Bo nie spotkałaś na swojej drodze faceta idealnego dla ciebie? Takiego, który będzie cię akceptował i kochał, łączył z tobą twoje pasje, spędzał czas, był zapatrzony w ciebie jak w obrazek? Nie wiem Nicky, ale jedno wiem na pewno...
-Co takiego?
-Że jesteś warta najcudowniejszego mężczyzny na świecie i spotkasz go w odpowiednim czasie. Takiego, który przede wszystkim zatroszczy się o ciebie. Obiecuję ci, że znajdziesz takiego. A może już znalazłaś...
-Co masz na myśli? - Sięgnęłam po tafelek czekolady, a Alice przełączyła smutne " Don't cry " na moje ulubione " Critical acclaim ".
-Pana wokalistę ów zespołu mam na myśli. Słodki jest, prawda? - wymownie poruszyła brewkami. Tym samym udało jej się mnie rozśmieszyć.
-Prawda. I czuły, troskliwy, ciepły, delikatny...- wymieniałam.
-Seksowny, gorący, czarujący - dodała Alice.
-Ali ! - Rzuciłam w nią poduszką, wytrącając czekoladkę z ręki.
-No co, sprawdzam cię tylko. Odpłynęłaś, prawda? Podoba ci się?
-Może. Ale to za wcześnie na jakąkolwiek relację.
-To zrozumiałe, ale błagam cię Nicky, nie odtrącaj go, bo ...
- ... bo się ulotni? - powiedziałam, a ona przytaknęła - Wiesz, chyba nie będzie miał szansy, bo jak widzę zaprzyjaźniłaś się z Synysterem Gatesem, a oni są przyjaciółmi, więc...
-Tylko nie " zaprzyjaźniłaś się " ! - oburzyła się - Nic mnie z nim nie łączy !
-Ale nie raz i nie dwa się z nim całowałaś i zostawiliście mokre ślady na podłodze, aaa no i prysznic jakiś taki rozregulowany i ...
-To jeszcze nie znaczy , że ... - próbowała się bronić.
-Ha ! Mam cię ! Czyli przyznajesz, że znowu się całowaliście moja droga?
-Może... - ewidentnie się rozmarzyła.
-Boże, on na ciebie działa jak dobry koks dziewczyno!
-A tam od razu koks...Po prostu bardzo go lubię... to dziecinne? - Troszkę się speszyła.
-Nie, dlaczego miałoby być?
-Bo jakoś nigdy nie przywiązywałam się do tych facetów, pociągali mnie, ale nie miałam z nimi wspólnych tematów. Z Brianem jest zupełnie inaczej. Na prawdę lubię tego szaleńca.
-W takim razie nie myśl o tym, jak o czymś złym. Nie broń się i po prostu ... żyj, a nie zastanawiaj się nad wszystkim tak skrupulatnie.
-Wezmę to sobie do serca, ale ty zrobisz dokładnie to samo, obiecujesz?
-Obiecuję.
Przytuliłam ją tak mocno, na ile tylko miałam sił. Alice to największy skarb jaki miałam. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie było jej obok. Uświadomiła mi, że muszę się wziąć w garść, że muszę się podnieść i walczyć o siebie. Nie miałam przecież innego wyjścia...
Atmosfera w pracy była napięta. Każdy siedział z nosem w komputerze, papierkach i wykresach. Nawet ze sobą nie rozmawialiśmy, a to nowość ! A najdziwniejsze jest to, że Lucky nie odzywała się nawet słowem. Do czasu... Wszyscy pracowali, a ja musiałam napić się kawy, więc sama poszłam do naszego redakcyjnego bufetu i chcąc nie chcąc , przysiadła się do mnie ta mała gnida.
-Spakowałaś już pudełeczko? Wiesz, dokumenty, rameczki ze zdjęciami. Chyba nie sądzisz, że zagrzejesz tu miejsca na dłużej? - rzuciła sarkastycznie. Nie miałam dziś sił, by się kłócić, jednak brak mojego odzewu wyraźnie ją zirytował - Nawet podlizywanie się Naczelnej na nic się nie zda, kiedy po prostu nie ma się talentu. Tym bardziej romansowanie z Marc 'iem nic ci nie pomoże. A twój ukochany doktorek wie o tym, że puszczasz się po kątach?
-Cudny monolog Lucky, jestem z ciebie dumna, mam ci zaklaskać? W końcu do tego jesteś przyzwyczajona. Wiesz co, po prostu zejdź mi z oczu - wycedziłam przez zęby.
-Pakuj się słodziutka, chyba to mniej wstydliwe niż nadstawianie tyłka do dyrektora działu.
-Nie słyszałaś co powiedziałam lafiryndo? Wypierdalaj !
Potem już tylko modliłam się, żeby ten dzień się skończył. Wciąż nie wymyśliłam zupełnie nic a'propo materiału, który miałam pokazać Naczelnej do piątku. Raczej schodziłam jej z drogi. Nie pojechałam nawet windą, kiedy zobaczyłam, że do niej weszła. A schodów mamy setki ! Muszę szybko coś wymyślić, nie mogę przecież stracić pracy. Już widzę tą dziką satysfakcję w oczach Lucky. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co by się stało, gdyby dowiedziała się o Chrisie. Małe prawdopodobieństwo, ale jednak jakieś jest...
-Hej, maleństwo ! - Ktoś złapał mnie za dłoń. Byłam tak zamyślona, że nie zorientowałam się nawet, że minęłam Matta bez słowa na chodniku przed redakcją.
-Shads, co ty tu robisz? - Pozwoliłam pocałować się w policzek na powitanie.
-Jak to co? Popatrz, mamy słoneczny dzień, temperaturę bliską trzydziestu stopni, błękitne niebo, ptaszki śpiewają. Myślałem, że pójdziemy na spacer? - Uśmiechnął się uroczo.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą. Do głowy wpadł mi genialny pomysł!
Minęliśmy aleje równoległą do plaży. Oczywiście na plażowanie byłam nieodpowiednio ubrana, ale uliczka obok była równie wygodna do spacerowania. Matt miał racje, pogoda była cudowna ! Jakoś wcześniej nigdy nie zwracałam na to uwagi. Z Chrisem raczej przesiadywaliśmy w domu, ewentualnie wychodziliśmy do jakiejś knajpy. Czułam, że słońce delikatnie opala moją skórę, a uśmiech Matta w jego promieniach był jeszcze cudowniejszy. Morze szumiało klimatycznie, kiedy fale obijały się o brzeg. Tak bardzo bym chciała zwyczajnie usiąść na gorącym piasku i nie myśleć o niczym, co ostatnio mi się przytrafiło.
-To teraz twój warunek? - Matt złapał mnie za rękę.
-Aa właśnie. W sumie to nie wiem, czy to był dobry pomysł - zmieszałam się, gdy jeszcze raz o tym pomyślałam.
-Mów Nicky, teraz jestem już ciekawy! - poczochrał mi włosy. Czasami zachowywał się jak dzieciak i to chyba najbardziej w nim lubiłam. Wyglądał groźnie, a moja mama pewnie by powiedziała " Jak facet z kryminału ", a mimo to był taki uroczy.
-Mam bardzo ciężki czas w pracy i muszę napisać coś na prawdę dobrego. Pomyślałam, że mogłabym zrobić wywiad z Sevenfoldami, taki szczery i prawdziwy, o tym jak żyjecie, o waszym stosunku do muzyki. Ja zazwyczaj piszę recenzję i to mogłaby być recenzja - wasza.
-Myślę, że to bardzo dobry pomysł! - Objął mnie ramieniem - Dlaczego nie chciałaś od razu powiedzieć , hm?
-Bo nie chcę żebyś myślał, że wykorzystuję znajomość z wami i ... z tobą.
-Ej, maleństwo, nawet przez myśl mi to nie przeszło! Jutro zgarnę chłopaków, przyjedziemy do ciebie i napiszemy super wywiad, zgoda?
-Zgoda. Jesteś moim bohaterem! - Dałam mu całusa w policzek , przy czym wspięcie się na palce nie wystarczyło, przydatny był mały podskok.
-Jeju, jaka ty jesteś słodka! - Przygarnął mnie do siebie i pogłaskał po głowie - Wiesz, mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.
-To znaczy?
-Johnny dzwonił dziś do mnie i pytał, czy nie mamy ochoty na małą imprezkę? Wiesz, on z Mart, Zacky i Alexis, Jimmy, my no i Gates z Alice... - mówiąc to spojrzał na mnie wymownie.
-Gates z Alice mówisz. - zaśmiałam się do siebie.
-Nawet nie wiesz jak on się nakręcił na tą dziewczynę ! Cały czas o niej gada, że taka cudowna, mądra, interesująca , seksowna i .. jeszcze dużo innych rzeczy - wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
-No to się dobrali, bo moja Alice coś rozkojarzona ostatnio chodzi. Matt, ale proszę cię, przypilnuj, żeby on jej nie skrzywdził, dobrze?
-Nic się nie martw kocurku, wujek Shads będzie w pogotowiu i cały czas na straży ! - Zasalutował i objął mnie w talii - Przyjadę po ciebie o ósmej , może być?
-Oczywiście.
Na chwilę zapomniałam o problemach. Wiosna budziła się do życia , a w powietrzu wyczuwałam najdziwniejszy kwiecień w moim życiu...
środa, 5 grudnia 2012
7. Something about Alice :)
Noo dobra kochane, u Was się ostatnio sypały Hoooooty, dzisiaj u mnie, nastrój chwili i proszę :D
Dla Joanny, sama dobrze wiesz dlaczego, Ty spamerze ! Dzisiaj Tears don't fall? ;*
Dla Domci, bo miała do mnie zajrzeć dzisiaj rano, zdrowiej małpko ;* Dla Wasp, Vis, ChemicznegoPlaza, Hope i Fallen, za obecność ;* A dla Adrienne i Jólcyny, żeby częściej mnie odwiedzały :) Zapraszam, odcinek 7 :)
Alice odebrała korekty z wydawnictwa. Po drodze do domu wstąpiła jeszcze do supermarketu. Zwinnie mijała sklepowe półki, kupiła ryż, ananasy, mięso i składniku do sosu. Za wczorajsze balowanie i dzisiejszy stan Nicky, jest jej winna dobrą kolację. A w kuchni była mistrzynią. Minęła regał z winami i przez chwilę myślała, które idealnie pasowałoby do kolacji, ale Nicole by ją pewnie zamordowała. Dość wina na następny rok! Zaparkowała przed domem. Rozłożyła składniki na kuchennym blacie, lecz wcześniej wskoczyła w kusą koszulkę Pantery i opięte jeansy. Była w swoim żywiole doprawiając ulubione danie. Podsmażyła pierś z kurczaka, dodała ananasy, które nadały potrawie aromatu i wyjątkowego smaku.Całości dopełnił sos hawajski. Podane z ryżem doprawionym carry, która nadała mu żółciutki kolor. Kilka razy próbowała dodzwonić się do Nicole, ale ta miała wyłączony telefon. " No cóż, poczekam " - pomyślała, jednak zapach kusił ją niesamowicie. Usiadła przy stole i wpatrywała się w okno , za którym szalała ulewa. Nieczęsto można tu popatrzeć na szklane krople deszczy spływające po szybach. Zrobiło się ciemno, drzewa elastycznie wyginały się pod wpływem podmuchów wiatru. Pogoda współgrała z nastrojem Alice. Na co dzień szalona i zwariowana, w chwilach takich jak ta, kiedy siadała do stołu w pustym mieszkaniu , czuła się najsamotniejsza osobą na świecie. Jak jej życie wyglądało do tej pory? Adoptowano ją, kiedy miała pięć lat. Adopcyjni rodzice byli już w podeszłym wieku, więc Alice nazywała ich babcią i dziadkiem. Zawsze była samodzielna, więc po ich śmierci, kiedy miała szesnaście lat, potrafiła sobie poradzić. Zostawili jej dom i mnóstwo pieniędzy na koncie. Za ich część opłaciła studia. Znalazła wydawnictwo i zaczęła pisać. Na razie pod czyjś pomysł, ale tym razem miało być inaczej. Później poznała Nicole i pokochała ją jak własną siostrę, której nigdy nie miała. Była jedyną bliską jej osobą, więc bez wahania pomogła jej stoczyć walkę o życie. Przyjęła ją pod swój dach od tej pory były nierozłączne. Alice miała luźny styl życia, więc i takie związki. Bez zobowiązań, bez uczuć. Kiedy się kończyły, wmawiała sobie, że nic nie czuję, że to przecież nic dla niej nie znaczyło. Samotność ją jednak przytłaczała, chociaż tak perfekcyjnie grała, że dobrze jej samej. Zdziwiła się, gdy usłyszała pukanie, Nicky po prostu by weszła.
-Kogo niesie? - mruknęła i powlokła się do drzwi.
-Wpuścisz mnie? - spytał Haner.
-No nie wiem... - przekomarzała się z nim.
Po jego skórzanej kurtce i czarnych włosach spływały strugi deszczu. Policzki miał zarumienione, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Ali, zlituj się! A zresztą, nie będę się prosił. - Zrobił krok w tył i już zmartwiła się, że odejdzie, ale odwrócił się nagle, złapał ją w talii, wniósł do domu i zamknął za sobą drzwi.
-Puść mnie! - Machała nóżkami i biła go po ramionach.
-Spokojnie iskierko. - Odrzucił do tyłu jej czerwone loki - Mmm... czuję pyszną kolację.
-Masz ochotę? Nie lubię jeść sama. - Wyciągnęła dwa talerze i postawiła je na stole.
-No jasne ! - Spróbował potrawy i dodał - idealnie pasowałoby do tego czerwone Francis Coppola.
- Diamond Collection ! Moje ulubione! Chciałam kupić, ale szczerze mówiąc, miałam tą kolację zjeść z kimś innym, komu wino już obrzydło.
-Doprawdy? Z kimś romantykiem od siedmiu boleści?
-Z Nicky zazdrośniku, ale nie odbiera. Nie wiem co się z nią dzieje...
-Zapomniałem ci powiedzieć! - Wreszcie oderwał się od talerza - Nicole jest u mnie.
-Jak to u ciebie? - prawie udławiła się kawałkiem ananasa.
-Słuchaj , dziwna sytuacja. Spotkałem Nicky w parku, kiedy przemoczona do suchej nitki szlochała i "umierała" na ławce. Nawet nie chciała ze mną gadać! Siłą zawiozłem ją do siebie i zadzwoniłem po Matta. Są teraz razem.
-Dzięki, że się nią zaopiekowałeś, a raczej załatwiłeś jej dobrą opiekę. Miała dzisiaj spotkać się z Chrisem, pewnie się pokłócili - westchnęła - Pieprzony doktorek! Niech ja go tylko spotkam, to zrobię mu rekonstrukcję twarzy!
-Myślę, że jeżeli skrzywdził Nicky to Shads to załatwi. Zresztą, nie powiedziała mi co się stało, więc poczekajmy z tymi groźbami. - Wstał od stołu i zebrał puste talerze. Puścił strumień wody, na co Ali zerwała się na równe nogi.
-Co ty wyprawiasz?! - Próbowała do odepchnąć, ale nie dała mu rady.
-Zmywam po kolacji?... - Dał jej pstryczka w nos i zabarykadował zlew.
-Haner, w moim domy to ja zmywam, zostaw to! - Okładała po piąstkami po plecach. W końcu odwrócił się przodem i złapał ją za ręce, stojąc niebezpiecznie blisko.
-Ty zmywasz, ja wycieram, dobrze? - rzucił jej łagodny uśmiech.
-Mhmmm - Wyminęła go i zabrała się za mycie.
-Widziałem czerwone cudo pod twoim domem. To twój Mustang? Ford Mustang Shleby gt 500 Aurora z 1967 roku?- podkreślił, przyglądając jej się z uwagą.
-Mój - uśmiechnęła się dziarsko.
-Rany..Harley, Mustang, masz coś jeszcze co by mi się spodobało?
-Tak, całkiem fajną i seksowną mam dziś bieliznę, ale z pewnością jej nie zobaczysz - powiedziała pewnie, a po jego skroni spłynęła kropelka potu.
-Żebyś się nie zdziwiła. - Zwinął ściereczkę w rulon i strzelił ją w pupę tak, że aż podskoczyła.
-Nie powinieneś tego robić... - westchnęła spokojnie.
-Dlaczego?
-Dlatego ! - Zamachnęła się i wylała na jego koszulkę szklankę wody.
-Pożałujesz tego iskierko!- Przycisnął ją do blatu.
-Bo niby co mi zrobisz cieniasie? - Popatrzyła mu prosto w oczy.
-Właśnie to! - Przerzucił ją przez ramię, głowę do dołu.
Wrzeszczała i szczypała go gdzie się tylko dało. Otwierał wszystkie drzwi po kolei, aż w końcu znalazł to, czego szukał.Zdecydowanie złapał ją za ramiona i objął kurczowo tak, że nie miała z nim szans. Podniósł ją do góry, szamotali się chwilę, aż w końcu wylądowali pod prysznicem. Puścił wodę , słuchając jej wrzasków.
-Haner, ty idioto!!! - krzyczała, nie mogąc wydostać się z jego ramion.
-Prawie dobrze maleńka.
-Brian!!!
-Teraz idealnie. Widzisz jak moje imię idealnie brzmi w twoich ustach? Szczególnie, kiedy tak krzyczysz.- Przygryzł dolną wargę i uwolnił ją z objęć. Jednak nie wyszła z kabiny, nawet wody nie zakręciła. Zawstydził ją, a jedyne co mogło zakryć speszony uśmiech to pocałunek.
Przyciągnęła go za koszulkę i objęła twarz rękami. Musiał delikatnie się schylić, była przy nim taka malutka. Całowała go gorąco i pewnie, czując jego uśmiech na swoich ustach. Przycisnął ją do ścianki prysznica i złapał za biodra, nie zważając zupełnie za wodę spływającą po ich ciałach.
-Syn, mokry jesteś jeszcze seksowniejszy - powiedziała odsuwając się do niego.
-Doprawdy? A ty mnie zapewniałaś, że nie zobaczę dziś twojej bielizny. - Wskazał na mokrą, przyklejoną do ciała koszulkę, pod którą widoczny był cały koronkowy stanik.
-Zbok - Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica.
-Wariatka. - Zdążył jeszcze klepnąć ją w pupę.
Wszędzie zostawiali swoje ślady. Puściła w swoim pokoju głośna muzykę i rzuciła mu ręcznik.
-Wyskakuj z tych ubrań i się wytrzyj. Miejmy nadzieję, że szybko wyschną, żebyś nie musiał zostawać tu na dłużej - parsknęła śmiechem.
-Przecież wiem, że bardzo byś tego chciała. - Ściągnął koszulkę i odsłonił przed nią wszystkie tatuaże. Poczuła delikatne ciarki na całym ciele.
-Taa, wmawiaj to sobie. No jeszcze spodnie, wyskakuj - ponagliła go, jednak widząc jego zdezorientowany wzrok dodała - Wstydzi się pan, panie Haner? Mam się odwrócić? - rzuciła mu wymowne spojrzenie.
-Nie ma potrzeby - ściągnął czarne spodnie i podał jej ubranie - Twoja kolej - uśmiechnął się cwaniacko.
-Chciałbyś.
Zabrała szorty, koszulkę Gunsów i wyszła z pokoju. Wróciła już przebrana, z dwiema puszkami piwa w ręce. Siedział na łóżku w samych bokserkach z jej gitarą i rozpracowywał epickie solo do "Afterlife".
-Kto by pomyślał...
-Hmm? - Musnął struny delikatniej i przyjrzał jej się z uwagą.
Wyglądała jak mokry kotek. Bardzo seksowny i uroczy mały kotek. Jej wilgotne włosy miały teraz prawie bordową barwę, a policzki i usta były porcelanowe.
-Synyster Gates, w samych boskerach, grający "afterlife" na moim łóżku - uśmiechnęła się prowokująco.
-I całujący cię czule. - Musnął wargami jej usta - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś wyjątkowa i cholernie intrygująca?
-Tak, ale zawsze traktowałam to jak raczej kiepski bajer.
-U mnie też tak brzmi ? - spytał.
-Tylko troszkę - zaśmiała się i podała mu koc - Zakryj się trochę ekshibicjonisto.
-Alice, zabiorę cię jutro na prawdziwą randkę! Co prawda trochę wyszedłem z wprawy, ale jeśli się zgodzisz, to obiecuję , że...
-Zgadzam się - przerwała mu.
Przyjrzał jej się podejrzliwie, jakby zaraz miała powiedzieć, że tylko żartowała. Pogłaskał ją po policzku.
-Nie sądziłem,że tak łatwo pójdzie - zaśmiał się, a ona szturchnęła go w bok.
-Ejj, tylko nie myśl, że będziesz miał ze mną łatwo. Zgodziłam się tylko dlatego, że wisisz mi miły wieczór, za dzisiaj.
-Nie mów, że nie było fajnie - spojrzał na nią , unosząc jedną brew.
-Wieczór się jeszcze nie skończył, a jeansy dosyć długo schną, więc...
Słuchali swojej ulubionej muzyki i wymieniali się opiniami na jej temat, a także poglądami na temat starych samochodów i dobrego wina. Gates nauczył ją nawet kilku solówek. Za to ona pokazała mu poprawioną już wersję książki. O dziwo, spodobało mu się i obiecał, że pierwszy stanie w kolejce przy kasie, kiedy tylko się ukaże. Było już bardzo późno, więc ubrał swoje ciuchy i ruszył do wyjścia.
-Do zobaczenia - powiedziała.
-Do jutra - odparł i dał jej słodkiego buziaka w policzek - Reszta jutro - dodał szeptem.
W drzwiach minął się z Nicky i Mattem.
Dla Joanny, sama dobrze wiesz dlaczego, Ty spamerze ! Dzisiaj Tears don't fall? ;*
Dla Domci, bo miała do mnie zajrzeć dzisiaj rano, zdrowiej małpko ;* Dla Wasp, Vis, ChemicznegoPlaza, Hope i Fallen, za obecność ;* A dla Adrienne i Jólcyny, żeby częściej mnie odwiedzały :) Zapraszam, odcinek 7 :)
Alice odebrała korekty z wydawnictwa. Po drodze do domu wstąpiła jeszcze do supermarketu. Zwinnie mijała sklepowe półki, kupiła ryż, ananasy, mięso i składniku do sosu. Za wczorajsze balowanie i dzisiejszy stan Nicky, jest jej winna dobrą kolację. A w kuchni była mistrzynią. Minęła regał z winami i przez chwilę myślała, które idealnie pasowałoby do kolacji, ale Nicole by ją pewnie zamordowała. Dość wina na następny rok! Zaparkowała przed domem. Rozłożyła składniki na kuchennym blacie, lecz wcześniej wskoczyła w kusą koszulkę Pantery i opięte jeansy. Była w swoim żywiole doprawiając ulubione danie. Podsmażyła pierś z kurczaka, dodała ananasy, które nadały potrawie aromatu i wyjątkowego smaku.Całości dopełnił sos hawajski. Podane z ryżem doprawionym carry, która nadała mu żółciutki kolor. Kilka razy próbowała dodzwonić się do Nicole, ale ta miała wyłączony telefon. " No cóż, poczekam " - pomyślała, jednak zapach kusił ją niesamowicie. Usiadła przy stole i wpatrywała się w okno , za którym szalała ulewa. Nieczęsto można tu popatrzeć na szklane krople deszczy spływające po szybach. Zrobiło się ciemno, drzewa elastycznie wyginały się pod wpływem podmuchów wiatru. Pogoda współgrała z nastrojem Alice. Na co dzień szalona i zwariowana, w chwilach takich jak ta, kiedy siadała do stołu w pustym mieszkaniu , czuła się najsamotniejsza osobą na świecie. Jak jej życie wyglądało do tej pory? Adoptowano ją, kiedy miała pięć lat. Adopcyjni rodzice byli już w podeszłym wieku, więc Alice nazywała ich babcią i dziadkiem. Zawsze była samodzielna, więc po ich śmierci, kiedy miała szesnaście lat, potrafiła sobie poradzić. Zostawili jej dom i mnóstwo pieniędzy na koncie. Za ich część opłaciła studia. Znalazła wydawnictwo i zaczęła pisać. Na razie pod czyjś pomysł, ale tym razem miało być inaczej. Później poznała Nicole i pokochała ją jak własną siostrę, której nigdy nie miała. Była jedyną bliską jej osobą, więc bez wahania pomogła jej stoczyć walkę o życie. Przyjęła ją pod swój dach od tej pory były nierozłączne. Alice miała luźny styl życia, więc i takie związki. Bez zobowiązań, bez uczuć. Kiedy się kończyły, wmawiała sobie, że nic nie czuję, że to przecież nic dla niej nie znaczyło. Samotność ją jednak przytłaczała, chociaż tak perfekcyjnie grała, że dobrze jej samej. Zdziwiła się, gdy usłyszała pukanie, Nicky po prostu by weszła.
-Kogo niesie? - mruknęła i powlokła się do drzwi.
-Wpuścisz mnie? - spytał Haner.
-No nie wiem... - przekomarzała się z nim.
Po jego skórzanej kurtce i czarnych włosach spływały strugi deszczu. Policzki miał zarumienione, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Ali, zlituj się! A zresztą, nie będę się prosił. - Zrobił krok w tył i już zmartwiła się, że odejdzie, ale odwrócił się nagle, złapał ją w talii, wniósł do domu i zamknął za sobą drzwi.
-Puść mnie! - Machała nóżkami i biła go po ramionach.
-Spokojnie iskierko. - Odrzucił do tyłu jej czerwone loki - Mmm... czuję pyszną kolację.
-Masz ochotę? Nie lubię jeść sama. - Wyciągnęła dwa talerze i postawiła je na stole.
-No jasne ! - Spróbował potrawy i dodał - idealnie pasowałoby do tego czerwone Francis Coppola.
- Diamond Collection ! Moje ulubione! Chciałam kupić, ale szczerze mówiąc, miałam tą kolację zjeść z kimś innym, komu wino już obrzydło.
-Doprawdy? Z kimś romantykiem od siedmiu boleści?
-Z Nicky zazdrośniku, ale nie odbiera. Nie wiem co się z nią dzieje...
-Zapomniałem ci powiedzieć! - Wreszcie oderwał się od talerza - Nicole jest u mnie.
-Jak to u ciebie? - prawie udławiła się kawałkiem ananasa.
-Słuchaj , dziwna sytuacja. Spotkałem Nicky w parku, kiedy przemoczona do suchej nitki szlochała i "umierała" na ławce. Nawet nie chciała ze mną gadać! Siłą zawiozłem ją do siebie i zadzwoniłem po Matta. Są teraz razem.
-Dzięki, że się nią zaopiekowałeś, a raczej załatwiłeś jej dobrą opiekę. Miała dzisiaj spotkać się z Chrisem, pewnie się pokłócili - westchnęła - Pieprzony doktorek! Niech ja go tylko spotkam, to zrobię mu rekonstrukcję twarzy!
-Myślę, że jeżeli skrzywdził Nicky to Shads to załatwi. Zresztą, nie powiedziała mi co się stało, więc poczekajmy z tymi groźbami. - Wstał od stołu i zebrał puste talerze. Puścił strumień wody, na co Ali zerwała się na równe nogi.
-Co ty wyprawiasz?! - Próbowała do odepchnąć, ale nie dała mu rady.
-Zmywam po kolacji?... - Dał jej pstryczka w nos i zabarykadował zlew.
-Haner, w moim domy to ja zmywam, zostaw to! - Okładała po piąstkami po plecach. W końcu odwrócił się przodem i złapał ją za ręce, stojąc niebezpiecznie blisko.
-Ty zmywasz, ja wycieram, dobrze? - rzucił jej łagodny uśmiech.
-Mhmmm - Wyminęła go i zabrała się za mycie.
-Widziałem czerwone cudo pod twoim domem. To twój Mustang? Ford Mustang Shleby gt 500 Aurora z 1967 roku?- podkreślił, przyglądając jej się z uwagą.
-Mój - uśmiechnęła się dziarsko.
-Rany..Harley, Mustang, masz coś jeszcze co by mi się spodobało?
-Tak, całkiem fajną i seksowną mam dziś bieliznę, ale z pewnością jej nie zobaczysz - powiedziała pewnie, a po jego skroni spłynęła kropelka potu.
-Żebyś się nie zdziwiła. - Zwinął ściereczkę w rulon i strzelił ją w pupę tak, że aż podskoczyła.
-Nie powinieneś tego robić... - westchnęła spokojnie.
-Dlaczego?
-Dlatego ! - Zamachnęła się i wylała na jego koszulkę szklankę wody.
-Pożałujesz tego iskierko!- Przycisnął ją do blatu.
-Bo niby co mi zrobisz cieniasie? - Popatrzyła mu prosto w oczy.
-Właśnie to! - Przerzucił ją przez ramię, głowę do dołu.
Wrzeszczała i szczypała go gdzie się tylko dało. Otwierał wszystkie drzwi po kolei, aż w końcu znalazł to, czego szukał.Zdecydowanie złapał ją za ramiona i objął kurczowo tak, że nie miała z nim szans. Podniósł ją do góry, szamotali się chwilę, aż w końcu wylądowali pod prysznicem. Puścił wodę , słuchając jej wrzasków.
-Haner, ty idioto!!! - krzyczała, nie mogąc wydostać się z jego ramion.
-Prawie dobrze maleńka.
-Brian!!!
-Teraz idealnie. Widzisz jak moje imię idealnie brzmi w twoich ustach? Szczególnie, kiedy tak krzyczysz.- Przygryzł dolną wargę i uwolnił ją z objęć. Jednak nie wyszła z kabiny, nawet wody nie zakręciła. Zawstydził ją, a jedyne co mogło zakryć speszony uśmiech to pocałunek.
Przyciągnęła go za koszulkę i objęła twarz rękami. Musiał delikatnie się schylić, była przy nim taka malutka. Całowała go gorąco i pewnie, czując jego uśmiech na swoich ustach. Przycisnął ją do ścianki prysznica i złapał za biodra, nie zważając zupełnie za wodę spływającą po ich ciałach.
-Syn, mokry jesteś jeszcze seksowniejszy - powiedziała odsuwając się do niego.
-Doprawdy? A ty mnie zapewniałaś, że nie zobaczę dziś twojej bielizny. - Wskazał na mokrą, przyklejoną do ciała koszulkę, pod którą widoczny był cały koronkowy stanik.
-Zbok - Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica.
-Wariatka. - Zdążył jeszcze klepnąć ją w pupę.
Wszędzie zostawiali swoje ślady. Puściła w swoim pokoju głośna muzykę i rzuciła mu ręcznik.
-Wyskakuj z tych ubrań i się wytrzyj. Miejmy nadzieję, że szybko wyschną, żebyś nie musiał zostawać tu na dłużej - parsknęła śmiechem.
-Przecież wiem, że bardzo byś tego chciała. - Ściągnął koszulkę i odsłonił przed nią wszystkie tatuaże. Poczuła delikatne ciarki na całym ciele.
-Taa, wmawiaj to sobie. No jeszcze spodnie, wyskakuj - ponagliła go, jednak widząc jego zdezorientowany wzrok dodała - Wstydzi się pan, panie Haner? Mam się odwrócić? - rzuciła mu wymowne spojrzenie.
-Nie ma potrzeby - ściągnął czarne spodnie i podał jej ubranie - Twoja kolej - uśmiechnął się cwaniacko.
-Chciałbyś.
Zabrała szorty, koszulkę Gunsów i wyszła z pokoju. Wróciła już przebrana, z dwiema puszkami piwa w ręce. Siedział na łóżku w samych bokserkach z jej gitarą i rozpracowywał epickie solo do "Afterlife".
-Kto by pomyślał...
-Hmm? - Musnął struny delikatniej i przyjrzał jej się z uwagą.
Wyglądała jak mokry kotek. Bardzo seksowny i uroczy mały kotek. Jej wilgotne włosy miały teraz prawie bordową barwę, a policzki i usta były porcelanowe.
-Synyster Gates, w samych boskerach, grający "afterlife" na moim łóżku - uśmiechnęła się prowokująco.
-I całujący cię czule. - Musnął wargami jej usta - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś wyjątkowa i cholernie intrygująca?
-Tak, ale zawsze traktowałam to jak raczej kiepski bajer.
-U mnie też tak brzmi ? - spytał.
-Tylko troszkę - zaśmiała się i podała mu koc - Zakryj się trochę ekshibicjonisto.
-Alice, zabiorę cię jutro na prawdziwą randkę! Co prawda trochę wyszedłem z wprawy, ale jeśli się zgodzisz, to obiecuję , że...
-Zgadzam się - przerwała mu.
Przyjrzał jej się podejrzliwie, jakby zaraz miała powiedzieć, że tylko żartowała. Pogłaskał ją po policzku.
-Nie sądziłem,że tak łatwo pójdzie - zaśmiał się, a ona szturchnęła go w bok.
-Ejj, tylko nie myśl, że będziesz miał ze mną łatwo. Zgodziłam się tylko dlatego, że wisisz mi miły wieczór, za dzisiaj.
-Nie mów, że nie było fajnie - spojrzał na nią , unosząc jedną brew.
-Wieczór się jeszcze nie skończył, a jeansy dosyć długo schną, więc...
Słuchali swojej ulubionej muzyki i wymieniali się opiniami na jej temat, a także poglądami na temat starych samochodów i dobrego wina. Gates nauczył ją nawet kilku solówek. Za to ona pokazała mu poprawioną już wersję książki. O dziwo, spodobało mu się i obiecał, że pierwszy stanie w kolejce przy kasie, kiedy tylko się ukaże. Było już bardzo późno, więc ubrał swoje ciuchy i ruszył do wyjścia.
-Do zobaczenia - powiedziała.
-Do jutra - odparł i dał jej słodkiego buziaka w policzek - Reszta jutro - dodał szeptem.
W drzwiach minął się z Nicky i Mattem.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
6. I hate you !
Obudziłam się z miażdżącym bólem głowy. Pokój wirował dookoła, nic nie było widoczne na pierwszy rzut oka. Wczoraj nieźle zabalowałyśmy z Alice. Skończyło się na czterech pustych butelkach po półsłodkim winie i paczce czerwonych Marlboro, które zresztą palimy od święta, kiedy mamy trudne dni. Wszystko to kłębiło się wokół łóżka. Oprócz tego płyty Avenged Sevenfold, Pantery, Ironów i Bon Jovi porozrzucane po biurku i fotelu. "A little Piece of Heaven" wciąż cichutko płynęło z odtwarzacza. Alice spała obok mnie, z jedną ręką zwisającą z łóżka, a drugą kurczowo ściskając popielniczkę.
-Cholera...- Złapałam się za głowę. Dopiero teraz zobaczyłam ten bajzel wyraźnie.
-Co jest? - Ali usiadła na łóżku i odetchnęła głęboko. -Otworzę okno, trzeba tu przewietrzyć.
-Kurwa mać!!! - wrzasnęłam, patrząc na zegarek. Za dziesięć minut powinnam być w redakcji.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Doprowadziłam swoją twarz do względnego porządku, a makijaż zrobię w samochodzie. Włosy nadawały się jedynie do splotu, lecz nie miałam na tyle czasu, więc spięłam je tylko w bardzo niezdarny kok. Czarna spódniczka Alice wisiała na krześle, więc pozwoliłam ją sobie zapożyczyć. Na szybko dopasowałam do niej łososiową marynarkę. Wyglądało ok, ale twarz miałam bladą jak trup. Marynarek miałam dziesiątki, więc przebrałam się w chabrową. Teraz lepiej. Jak na złość nie mogłam znaleźć kluczyków od mojego samochodu. Z opresji uratowała mnie Alice.
-Chodź Nicky, pojedziemy Mustangiem. Muszę odebrać korekty z wydawnictwa, więc mogę cię podrzucić.
Ali prowadziła jak szalony rajdowiec. Ja siedziałam cichutko obok niej i starałam się doprowadzić do porządku. Było ciężko.
-Jak mnie dziś nie wywalą to będzie cud - warknęłam. Alice akurat zatrzymała się na światłach, więc migiem wyciągnęłam maskarę.
-Ale przyznaj, warto było - zaśmiała się i ruszyła z piskiem opon.
-No taaa, nie ma to jak całą noc obgadywać uroczy uśmiech Shadsa i seksowny tyłek Gatesa. - W tym momencie zatrzymałyśmy się pod redakcją - Życzę ci Ali, żebyś się dzisiaj z tym tyłkiem... to znaczy, z ty, Hanerem spotkała.
-Spadaj ! - Szturchnęła mnie w bok - Obiecaj mi, że załatwisz sprawy z Chrisem...
-Dzisiaj się z nim spotkam, o ile znajdzie czas między operacją a obmacywaniem jakiś silikonowych cycków - powiedziałam już za drzwiami auta.
-Pa maleńka! - rzuciła Ali,a czerwony Mustang zamruczał tylko i ruszył z piskiem opon.
W redakcji wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Naczelna już w windzie fuknęła, że mam dziesięć minut spóźnienia. Nie obyło się również bez zgryźliwych uwag wstrętnej Lucky na temat mojego "wczorajszego wyglądu" . Wyjątkowo nie zostały przeze mnie skomentowane. Ekran monitora raził mnie w oczy, a tym bardziej światło wpadające przez ogromne okna. Poprosiłam Eryka, żeby zasunął roletę i spotkałam się z małymi zgryźliwościami:
-Słonko pali w oczka? Trzeba było tyle nie pić wczoraj kochana. - Mimo tych uwag spełnił jednak moją prośbę.
-Miałam wczoraj ciężki dzień. - Zabrałam się za sortowanie papierów z materiałami na kolejne recenzje.
-Idę po kawę, ktoś chętny? - usłyszałam głos Lil i udało mi się jedynie leniwie podnieść rękę.
-Słyszałaś Nicole, że zbliża się redukcja etatów? - Lucky wychyliła się zza swojego biurka - Na początku na odstrzał idą spóźnialscy, źle wyglądający, niedyspozycyjni i... po prostu marni dziennikarze, tacy jak ty. Szykuj się, że już w piątek możesz zostać bez pracy. - Zachichotała wrednie.
-Spełniasz wszystkie te kryteria ty mała, wredna gnido, więc lepiej przypiłuj tipsy i bierz się do roboty, jeśli nie chcesz wylądować tam gdzie twoje miejsce, czyli na ulicy, dziwko - warknęłam.
-Tylko na tyle cię stać? - powiedziała już nie patrząc w moją stronę.
-Zawsze mogę obić ci ten wytapetowany ryj, ale boję się, że pobrudzę tylko łapki. - To ostatecznie ucięło temat, a ja zabrałam się za dodawanie sobie energii kawą, którą przyniosła mi Lil.
Praca tego dnia szła mi opornie. Cóż zrobić, kac morderca nie wybiera. Wyłączyłam komputer i już miałam wychodzić, kiedy Naczelna poprosiła mnie do siebie.
- Chciała Pani ze mną rozmawiać? - Niepewnie wkroczyłam do jej biura, instynktownie poprawiając beznadziejnego koka.
-Tak, usiądź.
Biuro Warner idealnie pasowało do niej. Było bardzo jasne, na ścianach wisiały klasyczne obrazy, w tym dzieła sztuki warte miliony. Na samym środku stało monstrualne, ciemne, dębowe biurko, a na nim czerwony laptop, kolorowe segregatory i sterta starannie poukładanych materiałów, oprócz tego kilka teczek archiwum oraz wykazy, która rubryka w naszej gazecie jest najbardziej lubiana. Całą ścianę za panią Warner zajmowały ogromne okna balkonowe. Tak, był balkon. Ona nigdy nie paliła w swoim biurze. Biblioteczka z książkami i druga, z płytami. Wiele z nich miało autografy. Byłam już tutaj nie raz, lubiłyśmy się, chociaż jej dominacja nade mną zawsze była widoczna. Jednak stosunki miałyśmy całkiem dobre, nigdy się jej nie bałam, może teraz, troszeczkę.
Miała taki niepodobny do niej wyraz twarz. Smutny, nieobecny, a oczy migotały jej od złości. Gdyby nie ten grymas, nieczęsto goszczący na jej buzi, pani Warner była piękną kobietą. Klasyczną, elegancką, dystyngowaną i modną. Miała krótką, kruczoczarną fryzurę, przenikliwe oczy i nienaganną figurę. Jak na jej średni wiek wyglądała naprawdę dobrze.
Usiadłam naprzeciw niej i otarłam dłonie o spódnicę. Nie wiem dlaczego, ale wiadomość o redukcji etatów mnie zestresowała, w końcu spóźniłam się dzisiaj do pracy mimo, że mamy teraz młyn, bo wiosna jest czasem, kiedy wychodzi najwięcej nowych płyt. Nie popisałam się, no ale... chyba mnie nie zwolni?
-Mam dla ciebie zadanie Nicole. Musisz podrasować swoją stronę w gazecie, zrobić coś co mnie zaskoczy - powiedziała.
-Nie rozumiem, co to ma dokładnie być. Recenzja koncertu, płyty ? - byłam lekko zdezorientowana.
-Decyzję pozostawiam tobie. Chcę ci tylko powiedzieć, że ten tekst zdecyduję o twojej przyszłości w naszej redakcji. Masz czas do piątku. To wszystko, dziękuję - powiedziała oschle.
-Do widzenia - wymamrotałam i prawie potknęłam się o własne nogi.
Jakby tego było mało, pod budynkiem czekał Chris, z bukietem tulipanów. Nienawidzę tulipanów! W dodatku były zółte, a to przecież kolor zdrady. Gesty Chrisa krzyczały to, do czego on nie chciał się przyznać.
-Cześć myszko. - Chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Nie mogłam nawet na niego patrzeć. - Co się stało?
-Może ty mi powiesz? Dlaczego mnie wczoraj okłamałeś? Mówiłeś, że jesteś w pracy...
-Bo byłem - zadrżał mu głos, a oczy zaczynały mu biegać na różne strony. Chris nie potrafił kłamać prosto w twarz.
-Możesz chociaż teraz nie robić ze mnie idiotki? Widziałam cię wczoraj, z jakąś dziewczyną! Nie byle jaką w dodatku, wyglądała jak dziwka, pierwsza lepsza z ulicy, co to panowie doktorkowie tacy jak ty je sponsorują . Nie wiedziałam , że upadłeś tak nisko Chris! Jesteś dla mnie zerem, nikim, rozumiesz?!
-Daj mi dojść do słowa Nicky! - Próbował złapać mnie za ramiona, ale się wyrwałam - Dziewczyna, którą widziałaś - Doroty, to moja siostra.
-Siostra? Nie bądź śmieszny! Nie jesteście nawet trochę podobni! Jesteś żałosny, nie potrafisz nawet przyznać się do prawdy ty tchórzu! - Wykpiłam go, śmiejąc się głośno, płacząc w duszy.
-Bo jestem jej przyrodnim bratem. - Chciałam mu przerwać, lecz dodał szybko - Nie mógłbym się spotykać z Doroty, bo...
-Bo ci moralność nie pozwala? Założę się, że nawet przyrodnią siostrę byś przeleciał!
-...Bo jestem gejem! - wrzasnął, tym samym uciszając mnie. Oparł się o samochód i mówił dalej, nie patrząc na mnie - Od zawsze byłem jakiś inny, nie ciągnęło mnie do dziewczyn. Spotykałem się z nimi, ale to jakoś nic nie wnosiło do mojego życia. Potem poznałem Ciebie, myślałem, że się zakochałem, że mi przejdzie...ale wtedy pojawił się Adam i... uczucie do niego nie było porównywalne do tego, co czułem do siebie. On mnie pociągał i... sam nie wiem. Nicky , przepraszam!
Teraz z oczu płynęły mi już potoki łez. Warknęłam przez zaciśnięte zęby:
-Po co ja ci byłam?
-Sama wiesz jacy konserwatywni są moi rodzice, byliby wściekli gdyby się dowiedzieli. A poza tym, jestem lekarzem, muszę mieć nienaganną reputację - spojrzał mi w oczy - Byłaś przykrywką.
Stanęłam blisko niego i chciałam splunąć mu w twarz, ale nie potrafiłam.
-Brzydzę się tobą Christopher. Proszę cię, nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej - powiedziałam spokojnie i minęłam go, nie odwracając się za siebie.
Byłam w amoku i szłam w nieregularnym rytmie. Prawie biegłam, otoczona myślami, które mnie zabijały. Jak on mógł ? Jak mógł potraktować mnie tak przedmiotowo? Jako alibi, jako standardowy dodatek do rodziny, do zawodu. Powiedziałam mu, że jest dla mnie nikim, ale sama czułam się poniżona jak nikt! Żałosna, naiwna przez tak długi czas. Okłamywał mnie, mówił, że mnie kocha, że nie może się spotkać, że nie przyjedzie , a jak już był to nie zostawał na noc , bo " jutro rano ma obchód i nie chcę mnie tak wcześnie budzić". Tak mówił, a tak naprawdę pieprzył się z jakimś facetem! Biegłam co raz szybciej. Zerwał się silny wiatr, a nad moją głową zebrały się burzowe chmury. Nie rozumiałam tego, co właśnie wydarzyło się w moim życiu. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i wybuchnęłam płaczem. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę, ale nie potrafiłam się opanować. Chciało mi się wyć! Łzy spływały intensywnie po moim policzku, z taką częstotliwością, że nawet nie zauważyłam, kiedy zmieszały się z pierwszymi kroplami deszczu. Potem spadła prawdziwa ulewa, ale ja nie potrafiłam ruszyć się z miejsca, jakby każdy mój mięsień był pozbawiony władzy. Byłam przemoczona do suchej nitki, rozmazana, cholernie żałosna. Usłyszałam, że ktoś woła moje imię, ale się nie odwróciłam. Chwilę potem poczułam dłoń na moim ramieniu.To był Gates.
-Nicky, co ty wyprawiasz? - spytał.
-Umieram, nie widać?
-Nie wygłupiaj się, wsiadaj do samochodu!
-Nie!
-Nie mówisz? - Pociągnął mnie za ręce i przerzucił przez ramię. Wpakował mnie za tylne siedzenie samochodu. Nadal płakałam - Powiesz mi co się dzieję?
Nie odpowiedziałam. Zatrzymaliśmy się pod jakimś domem, chyba jego, bo otworzył drzwi kluczem.
-Siadaj i się stąd nie ruszaj. - Wyszedł i rozmawiał z kimś przez telefon . Wrócił po dwóch minutach - Ja muszę już lecieć, ale załatwiłem ci dobrą opiekę. Masz tu moją koszulkę, przebierz się, bo zachorujesz. I powiedz, Alice jest w domu?
-Jest - wyszeptałam.
-No to ja jadę. Zrób sobie herbatę i zostań ile chcesz. Na razie.
Faktycznie, było mi zimno i źle. Ściągnęłam mokre ubrania i wbiłam się w przydużą koszulkę Gatesa. Sięgała za tyłek, więc nie było najgorzej. Chwilę potem ktoś wpadł do mieszkania.
-Gates , cholera, czy ty nie możesz mówić jaśniej o co ci chodzi?! Jakim małym zwierzątkiem mam się zaopiekować?! - wrzeszczał z przedpokoju. Zamilkł, kiedy mnie zobaczył - Nicky? Co ty tu robisz?
-Hej Matt - powiedziałam i znów wybuchnęłam płaczem.
-To ty jesteś tym zwierzątkiem... dalej nic nie rozumiem. Ale powiedz, co się dzieję? - usiadł koło mnie i objął mnie mocno.
Zanosiłam się od płaczu, nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Poszedł do kuchni i chwilę potem przyniósł mi ogromny kubek herbaty. Zorganizował też jakiś koc i otulił mnie nim hermetycznie. Uspokoiłam się , dopiero teraz mogłam mówić.
-Chris mnie zdradzał...
-A to sukinsyn ! Pieprzony matko jebca!
-Z facetem...Chris jest gejem i byłam dla niego tylko przykrywką.
Matta zatkało. Patrzył na mnie chwilę bez słowa, aż do momentu, gdy rozkleiłam się do reszty.
-Nicky, maleńka, nie płacz. Nie był ciebie warty! - Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-Matt zrozum, on wolał faceta ode mnie! Jestem aż tak beznadziejna i do niczego, że wolał zabawiać się z mężczyzną niż ze mną, rozumiesz? To dlatego nigdy mi nie mówił, że jestem seksowna, to dlatego zawsze było nam źle w łóżku!
-Gadasz głupoty! Jesteś szalenie seksowną kobietą. Kiedy zobaczyłem cię wtedy w klubie zwariowałem na twoim punkcie, a kiedy wczoraj przez przypadek wszedłem do twojego pokoju, kiedy byłaś w samym staniku , to myślałem, że oszaleję! Jesteś cudowną kobietą, idealną, a Chris jest zwykłym palantem! - ogarnął mnie ramieniem i pogłaskał po jeszcze mokrych włosach.
-Kochałam go, a on... dlaczego nie mógł być taki jaki ty? Opiekuńczy, troskliwy... - wyszeptałam, szlochając w jego rękaw.
-Dałbym ci więcej niż ten chłopiec, ale nie chcesz - Chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.
-Chcę...
Wtedy poczułam na swoich ustach jego oddech. Ciepły, otulający. Muskał mnie delikatnie, czule, odrzucając do tyłu mokre kosmyki. Odpłynęłam, zatopiłam się w tej chwili. Nikt nigdy nie całował mnie w taki sposób, a już na pewno nie Chris. Przyciągnął mnie do siebie bliżej, tak, że nie mogłam złapać powietrza. Wystarczało mi jednak to z jego płuc. Nie wiedziałam co się dzieję, wiedziałam jednak, że powoli się w nim zakochuję.
-Przepraszam...- wychrypiał i odsunął się delikatnie - Jeżeli cię uraziłem to...
-Przestań. - Pociągnęłam go za koszulkę i splotłam ręce wokół szyi. Poczułam, że uśmiecha się lekko. Delikatnie chwyciłam jego policzek, który był rozgrzany i dawał ciepło mojemu prawie umarłemu sercu.
-Cholera...- Złapałam się za głowę. Dopiero teraz zobaczyłam ten bajzel wyraźnie.
-Co jest? - Ali usiadła na łóżku i odetchnęła głęboko. -Otworzę okno, trzeba tu przewietrzyć.
-Kurwa mać!!! - wrzasnęłam, patrząc na zegarek. Za dziesięć minut powinnam być w redakcji.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Doprowadziłam swoją twarz do względnego porządku, a makijaż zrobię w samochodzie. Włosy nadawały się jedynie do splotu, lecz nie miałam na tyle czasu, więc spięłam je tylko w bardzo niezdarny kok. Czarna spódniczka Alice wisiała na krześle, więc pozwoliłam ją sobie zapożyczyć. Na szybko dopasowałam do niej łososiową marynarkę. Wyglądało ok, ale twarz miałam bladą jak trup. Marynarek miałam dziesiątki, więc przebrałam się w chabrową. Teraz lepiej. Jak na złość nie mogłam znaleźć kluczyków od mojego samochodu. Z opresji uratowała mnie Alice.
-Chodź Nicky, pojedziemy Mustangiem. Muszę odebrać korekty z wydawnictwa, więc mogę cię podrzucić.
Ali prowadziła jak szalony rajdowiec. Ja siedziałam cichutko obok niej i starałam się doprowadzić do porządku. Było ciężko.
-Jak mnie dziś nie wywalą to będzie cud - warknęłam. Alice akurat zatrzymała się na światłach, więc migiem wyciągnęłam maskarę.
-Ale przyznaj, warto było - zaśmiała się i ruszyła z piskiem opon.
-No taaa, nie ma to jak całą noc obgadywać uroczy uśmiech Shadsa i seksowny tyłek Gatesa. - W tym momencie zatrzymałyśmy się pod redakcją - Życzę ci Ali, żebyś się dzisiaj z tym tyłkiem... to znaczy, z ty, Hanerem spotkała.
-Spadaj ! - Szturchnęła mnie w bok - Obiecaj mi, że załatwisz sprawy z Chrisem...
-Dzisiaj się z nim spotkam, o ile znajdzie czas między operacją a obmacywaniem jakiś silikonowych cycków - powiedziałam już za drzwiami auta.
-Pa maleńka! - rzuciła Ali,a czerwony Mustang zamruczał tylko i ruszył z piskiem opon.
W redakcji wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Naczelna już w windzie fuknęła, że mam dziesięć minut spóźnienia. Nie obyło się również bez zgryźliwych uwag wstrętnej Lucky na temat mojego "wczorajszego wyglądu" . Wyjątkowo nie zostały przeze mnie skomentowane. Ekran monitora raził mnie w oczy, a tym bardziej światło wpadające przez ogromne okna. Poprosiłam Eryka, żeby zasunął roletę i spotkałam się z małymi zgryźliwościami:
-Słonko pali w oczka? Trzeba było tyle nie pić wczoraj kochana. - Mimo tych uwag spełnił jednak moją prośbę.
-Miałam wczoraj ciężki dzień. - Zabrałam się za sortowanie papierów z materiałami na kolejne recenzje.
-Idę po kawę, ktoś chętny? - usłyszałam głos Lil i udało mi się jedynie leniwie podnieść rękę.
-Słyszałaś Nicole, że zbliża się redukcja etatów? - Lucky wychyliła się zza swojego biurka - Na początku na odstrzał idą spóźnialscy, źle wyglądający, niedyspozycyjni i... po prostu marni dziennikarze, tacy jak ty. Szykuj się, że już w piątek możesz zostać bez pracy. - Zachichotała wrednie.
-Spełniasz wszystkie te kryteria ty mała, wredna gnido, więc lepiej przypiłuj tipsy i bierz się do roboty, jeśli nie chcesz wylądować tam gdzie twoje miejsce, czyli na ulicy, dziwko - warknęłam.
-Tylko na tyle cię stać? - powiedziała już nie patrząc w moją stronę.
-Zawsze mogę obić ci ten wytapetowany ryj, ale boję się, że pobrudzę tylko łapki. - To ostatecznie ucięło temat, a ja zabrałam się za dodawanie sobie energii kawą, którą przyniosła mi Lil.
Praca tego dnia szła mi opornie. Cóż zrobić, kac morderca nie wybiera. Wyłączyłam komputer i już miałam wychodzić, kiedy Naczelna poprosiła mnie do siebie.
- Chciała Pani ze mną rozmawiać? - Niepewnie wkroczyłam do jej biura, instynktownie poprawiając beznadziejnego koka.
-Tak, usiądź.
Biuro Warner idealnie pasowało do niej. Było bardzo jasne, na ścianach wisiały klasyczne obrazy, w tym dzieła sztuki warte miliony. Na samym środku stało monstrualne, ciemne, dębowe biurko, a na nim czerwony laptop, kolorowe segregatory i sterta starannie poukładanych materiałów, oprócz tego kilka teczek archiwum oraz wykazy, która rubryka w naszej gazecie jest najbardziej lubiana. Całą ścianę za panią Warner zajmowały ogromne okna balkonowe. Tak, był balkon. Ona nigdy nie paliła w swoim biurze. Biblioteczka z książkami i druga, z płytami. Wiele z nich miało autografy. Byłam już tutaj nie raz, lubiłyśmy się, chociaż jej dominacja nade mną zawsze była widoczna. Jednak stosunki miałyśmy całkiem dobre, nigdy się jej nie bałam, może teraz, troszeczkę.
Miała taki niepodobny do niej wyraz twarz. Smutny, nieobecny, a oczy migotały jej od złości. Gdyby nie ten grymas, nieczęsto goszczący na jej buzi, pani Warner była piękną kobietą. Klasyczną, elegancką, dystyngowaną i modną. Miała krótką, kruczoczarną fryzurę, przenikliwe oczy i nienaganną figurę. Jak na jej średni wiek wyglądała naprawdę dobrze.
Usiadłam naprzeciw niej i otarłam dłonie o spódnicę. Nie wiem dlaczego, ale wiadomość o redukcji etatów mnie zestresowała, w końcu spóźniłam się dzisiaj do pracy mimo, że mamy teraz młyn, bo wiosna jest czasem, kiedy wychodzi najwięcej nowych płyt. Nie popisałam się, no ale... chyba mnie nie zwolni?
-Mam dla ciebie zadanie Nicole. Musisz podrasować swoją stronę w gazecie, zrobić coś co mnie zaskoczy - powiedziała.
-Nie rozumiem, co to ma dokładnie być. Recenzja koncertu, płyty ? - byłam lekko zdezorientowana.
-Decyzję pozostawiam tobie. Chcę ci tylko powiedzieć, że ten tekst zdecyduję o twojej przyszłości w naszej redakcji. Masz czas do piątku. To wszystko, dziękuję - powiedziała oschle.
-Do widzenia - wymamrotałam i prawie potknęłam się o własne nogi.
Jakby tego było mało, pod budynkiem czekał Chris, z bukietem tulipanów. Nienawidzę tulipanów! W dodatku były zółte, a to przecież kolor zdrady. Gesty Chrisa krzyczały to, do czego on nie chciał się przyznać.
-Cześć myszko. - Chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Nie mogłam nawet na niego patrzeć. - Co się stało?
-Może ty mi powiesz? Dlaczego mnie wczoraj okłamałeś? Mówiłeś, że jesteś w pracy...
-Bo byłem - zadrżał mu głos, a oczy zaczynały mu biegać na różne strony. Chris nie potrafił kłamać prosto w twarz.
-Możesz chociaż teraz nie robić ze mnie idiotki? Widziałam cię wczoraj, z jakąś dziewczyną! Nie byle jaką w dodatku, wyglądała jak dziwka, pierwsza lepsza z ulicy, co to panowie doktorkowie tacy jak ty je sponsorują . Nie wiedziałam , że upadłeś tak nisko Chris! Jesteś dla mnie zerem, nikim, rozumiesz?!
-Daj mi dojść do słowa Nicky! - Próbował złapać mnie za ramiona, ale się wyrwałam - Dziewczyna, którą widziałaś - Doroty, to moja siostra.
-Siostra? Nie bądź śmieszny! Nie jesteście nawet trochę podobni! Jesteś żałosny, nie potrafisz nawet przyznać się do prawdy ty tchórzu! - Wykpiłam go, śmiejąc się głośno, płacząc w duszy.
-Bo jestem jej przyrodnim bratem. - Chciałam mu przerwać, lecz dodał szybko - Nie mógłbym się spotykać z Doroty, bo...
-Bo ci moralność nie pozwala? Założę się, że nawet przyrodnią siostrę byś przeleciał!
-...Bo jestem gejem! - wrzasnął, tym samym uciszając mnie. Oparł się o samochód i mówił dalej, nie patrząc na mnie - Od zawsze byłem jakiś inny, nie ciągnęło mnie do dziewczyn. Spotykałem się z nimi, ale to jakoś nic nie wnosiło do mojego życia. Potem poznałem Ciebie, myślałem, że się zakochałem, że mi przejdzie...ale wtedy pojawił się Adam i... uczucie do niego nie było porównywalne do tego, co czułem do siebie. On mnie pociągał i... sam nie wiem. Nicky , przepraszam!
Teraz z oczu płynęły mi już potoki łez. Warknęłam przez zaciśnięte zęby:
-Po co ja ci byłam?
-Sama wiesz jacy konserwatywni są moi rodzice, byliby wściekli gdyby się dowiedzieli. A poza tym, jestem lekarzem, muszę mieć nienaganną reputację - spojrzał mi w oczy - Byłaś przykrywką.
Stanęłam blisko niego i chciałam splunąć mu w twarz, ale nie potrafiłam.
-Brzydzę się tobą Christopher. Proszę cię, nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej - powiedziałam spokojnie i minęłam go, nie odwracając się za siebie.
Byłam w amoku i szłam w nieregularnym rytmie. Prawie biegłam, otoczona myślami, które mnie zabijały. Jak on mógł ? Jak mógł potraktować mnie tak przedmiotowo? Jako alibi, jako standardowy dodatek do rodziny, do zawodu. Powiedziałam mu, że jest dla mnie nikim, ale sama czułam się poniżona jak nikt! Żałosna, naiwna przez tak długi czas. Okłamywał mnie, mówił, że mnie kocha, że nie może się spotkać, że nie przyjedzie , a jak już był to nie zostawał na noc , bo " jutro rano ma obchód i nie chcę mnie tak wcześnie budzić". Tak mówił, a tak naprawdę pieprzył się z jakimś facetem! Biegłam co raz szybciej. Zerwał się silny wiatr, a nad moją głową zebrały się burzowe chmury. Nie rozumiałam tego, co właśnie wydarzyło się w moim życiu. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i wybuchnęłam płaczem. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę, ale nie potrafiłam się opanować. Chciało mi się wyć! Łzy spływały intensywnie po moim policzku, z taką częstotliwością, że nawet nie zauważyłam, kiedy zmieszały się z pierwszymi kroplami deszczu. Potem spadła prawdziwa ulewa, ale ja nie potrafiłam ruszyć się z miejsca, jakby każdy mój mięsień był pozbawiony władzy. Byłam przemoczona do suchej nitki, rozmazana, cholernie żałosna. Usłyszałam, że ktoś woła moje imię, ale się nie odwróciłam. Chwilę potem poczułam dłoń na moim ramieniu.To był Gates.
-Nicky, co ty wyprawiasz? - spytał.
-Umieram, nie widać?
-Nie wygłupiaj się, wsiadaj do samochodu!
-Nie!
-Nie mówisz? - Pociągnął mnie za ręce i przerzucił przez ramię. Wpakował mnie za tylne siedzenie samochodu. Nadal płakałam - Powiesz mi co się dzieję?
Nie odpowiedziałam. Zatrzymaliśmy się pod jakimś domem, chyba jego, bo otworzył drzwi kluczem.
-Siadaj i się stąd nie ruszaj. - Wyszedł i rozmawiał z kimś przez telefon . Wrócił po dwóch minutach - Ja muszę już lecieć, ale załatwiłem ci dobrą opiekę. Masz tu moją koszulkę, przebierz się, bo zachorujesz. I powiedz, Alice jest w domu?
-Jest - wyszeptałam.
-No to ja jadę. Zrób sobie herbatę i zostań ile chcesz. Na razie.
Faktycznie, było mi zimno i źle. Ściągnęłam mokre ubrania i wbiłam się w przydużą koszulkę Gatesa. Sięgała za tyłek, więc nie było najgorzej. Chwilę potem ktoś wpadł do mieszkania.
-Gates , cholera, czy ty nie możesz mówić jaśniej o co ci chodzi?! Jakim małym zwierzątkiem mam się zaopiekować?! - wrzeszczał z przedpokoju. Zamilkł, kiedy mnie zobaczył - Nicky? Co ty tu robisz?
-Hej Matt - powiedziałam i znów wybuchnęłam płaczem.
-To ty jesteś tym zwierzątkiem... dalej nic nie rozumiem. Ale powiedz, co się dzieję? - usiadł koło mnie i objął mnie mocno.
Zanosiłam się od płaczu, nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Poszedł do kuchni i chwilę potem przyniósł mi ogromny kubek herbaty. Zorganizował też jakiś koc i otulił mnie nim hermetycznie. Uspokoiłam się , dopiero teraz mogłam mówić.
-Chris mnie zdradzał...
-A to sukinsyn ! Pieprzony matko jebca!
-Z facetem...Chris jest gejem i byłam dla niego tylko przykrywką.
Matta zatkało. Patrzył na mnie chwilę bez słowa, aż do momentu, gdy rozkleiłam się do reszty.
-Nicky, maleńka, nie płacz. Nie był ciebie warty! - Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-Matt zrozum, on wolał faceta ode mnie! Jestem aż tak beznadziejna i do niczego, że wolał zabawiać się z mężczyzną niż ze mną, rozumiesz? To dlatego nigdy mi nie mówił, że jestem seksowna, to dlatego zawsze było nam źle w łóżku!
-Gadasz głupoty! Jesteś szalenie seksowną kobietą. Kiedy zobaczyłem cię wtedy w klubie zwariowałem na twoim punkcie, a kiedy wczoraj przez przypadek wszedłem do twojego pokoju, kiedy byłaś w samym staniku , to myślałem, że oszaleję! Jesteś cudowną kobietą, idealną, a Chris jest zwykłym palantem! - ogarnął mnie ramieniem i pogłaskał po jeszcze mokrych włosach.
-Kochałam go, a on... dlaczego nie mógł być taki jaki ty? Opiekuńczy, troskliwy... - wyszeptałam, szlochając w jego rękaw.
-Dałbym ci więcej niż ten chłopiec, ale nie chcesz - Chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.
-Chcę...
Wtedy poczułam na swoich ustach jego oddech. Ciepły, otulający. Muskał mnie delikatnie, czule, odrzucając do tyłu mokre kosmyki. Odpłynęłam, zatopiłam się w tej chwili. Nikt nigdy nie całował mnie w taki sposób, a już na pewno nie Chris. Przyciągnął mnie do siebie bliżej, tak, że nie mogłam złapać powietrza. Wystarczało mi jednak to z jego płuc. Nie wiedziałam co się dzieję, wiedziałam jednak, że powoli się w nim zakochuję.
-Przepraszam...- wychrypiał i odsunął się delikatnie - Jeżeli cię uraziłem to...
-Przestań. - Pociągnęłam go za koszulkę i splotłam ręce wokół szyi. Poczułam, że uśmiecha się lekko. Delikatnie chwyciłam jego policzek, który był rozgrzany i dawał ciepło mojemu prawie umarłemu sercu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)